Rynek

Air Berlin ogłasza niewypłacalność. Będzie koczowanie na lotniskach?

Air Berlin od 2008 r. co roku notował stratę. Air Berlin od 2008 r. co roku notował stratę. Daniel Mennerich / Flickr CC by 2.0
Niemiecka linia lotnicza Air Berlin po ośmiu latach strat i zgromadzeniu 1,2 miliarda euro długu ogłosiła niewypłacalność. Na razie pasażerowie nie odczują jednak żadnych zmian.

Linia Air Berlin we wtorek złożyła do sądu w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg wniosek o ogłoszenie niewypłacalności. Na razie to decyzja głównie formalna, która pozwoli na przeprowadzenie (chyba już nieuchronnego) procesu likwidacji firmy w płynny sposób.

Przewoźnik od dawna był na skraju bankructwa, ale arabski Etihad Airways, od 2011 r. mający 29,2 proc. akcji Air Berlin, dotąd utrzymywał chronicznie nierentowną, wiecznie podlegającą restrukturyzacji i pozbawioną pomysłu na siebie niemiecką linię.

Air Berlin od 2008 r. co roku notował stratę. Jedynym wyjątkiem był rok 2012, gdy zarobił 6,8 mln euro, ale wynikało to wyłącznie ze sprzedaży programu lojalnościowego – kupił go właśnie Etihad. W 2013 r. linia z Berlina straciła 305,2 mln euro, w 2016 r. – już 781,9 mln euro. Tylko w I kwartale tego roku spółka była niemal 300 mln euro na minusie. Przez ten czas przewoźnik gromadził długi, które na koniec 2016 r. wyniosły już 1,2 mld euro. Etihad Airways zapowiedział, że dalej nie będzie finansował Air Berlin.

Jednak stan niewypłacalności to nie upadłość, a władze Niemiec już zapewniły 150 mln euro pożyczki na trzy miesiące działalności Air Berlin. Przejęciem linii jest zainteresowana Lufthansa i wszystko wskazuje na to, że cały proces będzie zorganizowany iście po niemiecku i ze stosunkowo niewielkimi utrudnieniami dla pasażerów. Na likwidacji Air Berlin może skorzystać Ryanair i LOT, ale oferta dla polskich podróżnych zapewne się pogorszy.

Gdzie latał Air Berlin?

Powstałe w Stanach w 1978 r. Air Berlin po zjednoczeniu Niemiec, a szczególnie w ostatnich kilku latach, sobie nie radziło. Linia nie miała własnej specjalizacji. Promowała się jako niskokosztowa i sprzedawała m.in. bilety w taryfie bez bagażu rejestrowanego, ale równocześnie podawała na pokładach posiłki i napoje (w tym niemieckie piwo i – przez długi czas darmowe – currywursty). Oferowała także bilety z przesiadką, głównie przez lotnisko Tegel w Berlinie, które w ostatnich latach jest niemożliwie zatłoczone w związku z oczekiwaniem na otwarcie opóźnionego już o siedem lat portu im. Willy′ego Brandta.

Air Berlin latał na trasach biznesowych i turystycznych, w miarę zmieniających się planów restrukturyzacyjnych zapowiadał koncentrację na połączeniach bezpośrednich lub przesiadkowych, otwierał długodystansowe trasy na Karaiby, a potem ogłaszał, że będzie rezygnował z filaru wakacyjnego. Bywały momenty, że linia miała nawet siedem, osiem różnej wielkości baz przesiadkowych, więcej niż prawie czterokrotnie większy koncern Lufthansy.

W 2016 r. Air Berlin przewiózł prawie 30 mln pasażerów, ale ci zapamiętywali przewoźnika głównie z czekoladowych serc, które rozdawał na koniec lotu, a nie z konkretnego profilu czy oferty. Biorąc pod uwagę, że te słodycze robi Lindt, to w dobie cięcia kosztów w branży taki wydatek raczej trudno uzasadnić.

Etihad Airways, jedna z trzech wielkich linii z rejonu Zatoki Perskiej, nie ma nosa do europejskich inwestycji. Poza Air Berlin kupiła w 2014 r. 49 proc. akcji we włoskiej Alitalii, chyba jeszcze głębszej studni bez dna. W maju Alitalia ogłosiła bankructwo, obecnie jest pod zarządem komisarycznym, a akcjonariusze i włoski rząd szukają chętnego na jej przejęcie. Etihad też nie chce już do niej dopłacać.

Ale o ile w przypadku Alitalii proces jest chaotyczny i nie wiadomo, jak się zakończy (możliwe jest np. przejęcie jej przez Ryanaira), to przyszłość Air Berlin jest dość jasna.

Co dalej z Air Berlin?

Rząd niemiecki bez wahania zagwarantował spółce środki na trzymiesięczny okres przejściowy, bo niekontrolowane bankructwo Air Berlin nie wchodzi w grę.

Spółka zatrudnia prawie 8,5 tys. osób, w sezonie letnim przewozi tysiące Niemców na wakacje. A za nieco ponad miesiąc w kraju odbędą się kluczowe wybory. Choć Air Berlin to firma całkowicie prywatna, Angela Merkel nie może pozwolić sobie na taki kryzys.

Lufthansa chętnie przejmie Air Berlin, choć zapowiedziała, że najpierw ktoś (w domyśle: Etihad) musi spłacić dług tej firmy. Zresztą już w grudniu koncern ten wynajął od rywala 38 samolotów, które posłużyły do wzmocnienia marki Eurowings, latającej głównie z drugorzędnych niemieckich portów po Europie. Dla związków zawodowych i rządu Niemiec priorytetem jest ratowanie miejsc pracy, a nie samej marki, więc należy spodziewać się intensywnych negocjacji w kwestii długu i zachowania jak największej liczby pracowników – a potem Lufthansa przejmie zapewne znaczną część Air Berlin.

Czy pasażerowie odczują upadek linii?

Na razie pasażerowie nie odczują zmiany, bo loty Air Berlin będą obsługiwane bez zmian, można też wciąż rezerwować połączenia. Lepiej robić to jednak za pomocą karty kredytowej, ponieważ ułatwia to odzyskanie środków w przypadku, gdyby jednak doszło do upadłości linii. Wszystko wskazuje jednak na to, że w najgorszym razie rezerwacje pasażerów będą zmieniane na rejsy Lufthansy z przesiadkami.

Niezależnie jednak od tego, czy dojdzie do przejęcia Air Berlin przez Lufthansę, upadłości linii czy jakimś cudem wyjdzie ona ze stanu niewypłacalności, to oferta rejsów dla pasażerów zostanie znacznie ograniczona. Wiele tras Air Berlin jest nierentownych; te zostaną ścięte w pierwszej kolejności. Może to dotyczyć także tras krajowych w Niemczech (Air Berlin ma na nich jedną czwartą rynku).

Protestować przeciwko całkowitemu przejęciu Air Berlin przez Lufthansę może też Komisja Europejska, która już prowadzi postępowanie na wniosek Ryanaira, dotyczące monopolizacji rynku przez wynajem samolotów od Air Berlin przez Eurowings. Jedną z metod udobruchania Brukseli będzie zapewne rezygnacja z części tras i samolotów (być może turbośmigłowych bombardierów Q400). Lufthansa ograniczy liczbę tras z Berlina, bo nie chce tam budować kolejnego dużego hubu. To wszystko może przełożyć się na ograniczenie oferty z Polski do Berlina. Air Berlin lata obecnie z Gdańska, Krakowa i Warszawy.

Lukę po Air Berlin w stolicy Niemiec chętnie pewnie wypełni Ryanair, który od dawna ostrzy sobie zęby na ten rynek. Berlin-Schonefeld to jedna z najszybciej rosnących baz tej linii, a wycofywane z postbrexitowej Wielkiej Brytanii samoloty gdzieś trzeba lokować. Nie wiadomo, co stanie się z turystycznymi trasami na Karaiby oraz do Stanów z Berlina i Dusseldorfu – może je przejąć np. niskokosztowy Norwegian. Lufthansa niemal na pewno tego nie zrobi.

Ograniczenie oferty Air Berlin, który dziś świadczy korzystne ceny z Polski do Stanów (np. z Krakowa do Chicago) oraz na wielu trasach, to dobra informacja dla LOT-u, którego pozycja w kraju i regionie się poprawi. Ale pasażerowie, jak zawsze, gdy zmniejsza się konkurencja, muszą liczyć się z wyższymi cenami, przynajmniej dopóki luki po Air Berlin nie zapełnią w pełni inne low-costy.

Ale w krótkim terminie najlepsza informacja jest taka, że niemal na pewno nie dojdzie do ulubionego przez media „koczowania na lotnisku” ani innych masowych problemów pasażerów.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną