Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Niedzielne odzwyczajanie

Handel w niedziele będzie stopniowo wygaszany. Czym to grozi?

W rzeczywistości nie chodzi o żaden „zakaz handlu”, tylko o zamknięcie sieci. W rzeczywistości nie chodzi o żaden „zakaz handlu”, tylko o zamknięcie sieci. Ali Yahya / Unsplash
Wybiórczy zakaz handlu w niedziele ma wejść w życie w marcu przyszłego roku. Jednak luk w ustawie jest tak dużo, że nie wiadomo, kto kogo przechytrzy.

Ostatecznie PiS ustąpił „Solidarności”, ale by zachować twarz, wprowadzi okres przejściowy. W 2018 roku wszystkie sklepy będą mogły pracować w dwie niedziele w miesiącu, w 2019 roku – w jedną, a od 2020 roku – tylko w kilka niedziel handlowych w ciągu roku. Na początek czeka nas zatem chaos informacyjny, ale potem już wszystko ma być jasne. Oczywiście w przypadku dużych sklepów – dyskontów, supermarketów i hipermarketów, bo to ich dotyczy ta ustawa.

W rzeczywistości nie chodzi o żaden „zakaz handlu”, tylko o zamknięcie w niedziele sieci (w większości kontrolowanych przez obcy kapitał), a jednocześnie pomoc małym sklepom (kapitał polski), które będą mogły pozostać otwarte, jeśli za ladą stanie ich właściciel. Z pewnością w niedziele dalej będzie można zrobić zakupy w tysiącach małych punktów, zarówno tych niezależnych, jak i zrzeszonych pod wspólną marką. Dziwnym trafem PiS przeszkadzają niepolskie dyskonty, jak Biedronka czy Lidl, ale już nie ma problemu z niepolskimi właścicielami sieci franczyzowych, jak Żabka czy Carrefour Express.

Zakaz handlu w niedziele? Duże pole do nadużyć

Do tego projekt ustawy przewiduje gigantyczny katalog wyłączeń z zakazu, który może okazać się idealnym polem do nadużyć. Nadal otwarte będą bowiem sklepy na przykład na stacjach benzynowych i dworcach. Duże sieci już szukają różnych możliwości wykorzystania tych przepisów, a PiS grozi, że będzie bardzo dokładnie określał, kto i kiedy przy stacji i na dworcu ma oferować swoje usługi klientom.

Reklama