Nie jest to szczególne zaskoczenie, bo Fąfara to nie jest człowiek znikąd ani też polityk, który zamarzył, by sprawdzić się w biznesie. Choć do konkursu na stanowisko prezesa Orlenu zgłosiło się ponoć kilkuset kandydatów, rynek od dawna spekulował na temat dwóch osób: Krzysztofa Zamasza i Ireneusza Fąfary. Za mocniejszego kandydata uchodził Zamasz – ekonomista, profesor Politechniki Śląskiej, w przeszłości prezes Enei i wiceprezes Tauronu, a ostatnio członek zarządu polskiej spółki francuskiego koncernu ciepłowniczego Veolia. Według „Pulsu Biznesu” poczuł się zbyt pewnie i miał się targować, domagając prawa do wpływu na obsadę członków zarządu. Zwłaszcza zależało mu, by wiceprezesem ds. finansowych została Magdalena Bartoś, menedżerka o sporym dorobku. Na to rada nadzorcza nie chciała przystać, bo układanka personalna w takiej spółce to skomplikowana gra interesów, której nie można oddać w ręce nawet najbardziej zaufanego menedżera.
Czytaj także: Państwowe spółki – największe emocje właśnie się zaczęły. Nie będzie tak prosto i fajnie jak za PiS
Dlatego konkurs wygrał Ireneusz Fąfara, menedżer równie doświadczony, ale najwyraźniej bardziej uległy i akceptujący polityczne realia. W przeszłości był m.in. członkiem zarządu ZUS, prezesem Banku Gospodarstwa Krajowego, a potem osiem lat przepracował jako prezes Orlen Lietuva, czyli litewskiej spółki córki koncernu, do której należy rafineria w Możejkach. Ostatnio jest prezesem spółki 4Cell Therapies, zajmującej się terapiami onkologicznymi.