Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Electronic Arts w rękach księcia Arabii Saudyjskiej (i zięcia Donalda Trumpa). To historyczna transakcja

Electronic Arts w rękach Mohammada bin Salmana i Jareda Kushnera Electronic Arts w rękach Mohammada bin Salmana i Jareda Kushnera mat. pr.
Na 40. urodziny saudyjski następca tronu sprawił sobie prezent: za 55 mld dol. wykupił Electronic Arts, producenta gier „FIFA” i „The Sims”. W Polsce książę zasłynął przejęciem od Orlenu udziałów Rafinerii Gdańskiej. W USA – oskarżeniami o zlecenie morderstwa.

To druga największa transakcja w historii branży gier wideo; więcej zapłacił jedynie Microsoft, który w 2022 r. wyłożył 69 mld dol. na Activision Blizzard („Call of Duty”, „Diablo”). Wówczas jednak Amerykańska firma przejmowała amerykańską firmę, teraz korporacja rodem z USA pada ofiarą wykupu ze strony państwowego funduszu Arabii Saudyjskiej. Tym ostatnim zarządza książę koronny Mohammad bin Salman, oskarżony przez CIA o zlecenie zabójstwa opozycyjnego dziennikarza (według Turcji: ofiarę rozpuszczono w kwasie). Mimo to w dopięciu transakcji pomógł monarsze Jared Kushner, mąż Ivanki Trump, były prezydencki doradca ds. umów handlowych i Bliskiego Wschodu.

Trzech tenorów

Krążące od tygodnia pogłoski właśnie się potwierdziły: za 55 mld dol. konsorcjum złożone z Silver Lake Management, Affinity Partners i Public Investment Fund (PIF) wykupiło 100 proc. udziałów Electronic Arts. Nowi właściciele wyłożą na ten cel 36 mld dol., resztę transakcji sfinansują z kredytów. Przejęcie ma zostać sfinalizowane w 2027 r. – przynajmniej do tego czasu u steru firmy pozostanie Andrew Wilson, a więc jej dotychczasowy prezes. W oficjalnym komunikacie EA czytamy, że inwestycja ma „akcelerować innowację i wzrost, które pomogą w budowie przyszłości rozrywki”.

„EA od pewnego czasu było otwarte na potencjalnego nabywcę, który pomógłby mu w rozwoju. Jednak przejęcie przez fundusz private equity stanowi zaskoczenie i budzi w branży wiele obaw” – skomentował w BBC Christopher Dring, redaktor naczelny „The Game Business”. Nie tylko dlatego, że gigantyczny, 20-miliardowy kredyt (i odsetki od niego!) trzeba będzie przecież spłacić – prawdopodobnie „Elektroników” czeka nowa restrukturyzacja (tymczasem już trzeci rok ogłaszają oni kolejne masowe zwolnienia).

Nie da się bowiem ukryć, że za nabyciem Electronic Arts stoi osobliwy triumwirat. Najmniej wątpliwości budzi Silver Lake Management, specjalizujący się w technologiach amerykański fundusz private equity. Żółta lampka powinna nam się zapalić w związku z zaangażowaniem w transakcję spółki Affinity Partners, którą raptem w 2021 r. założył Jared Kushner. Najbardziej problematycznym ogniwem łańcucha jest jednak Public Investment Fund, podmiot kontrolowany przez Arabię Saudyjską, który już wcześniej zdobywał przyczółki w branży gier (w jego portfelu znajdziemy m.in. akcje japońskiego Nintendo, szwedzkiego Embracera czy amerykańskiego Take-Two Interactive).

Na czele rady dyrektorów PIF stoi Mohammad bin Salman. Nosi on znacznie więcej kapeluszy, by nie rzec: koron. To następca tronu Arabii Saudyjskiej (syn króla Salmana bin Abdulaziza Al Sauda), a zarazem jej premier i faktyczny władca. A do tego autor śmiałego programu „Vision 2030”, który z sukcesem zmodernizował krajową gospodarkę.

Choć Saudowie śpią na ropie, książę postawił na dywersyfikację wpływów do budżetu – obiecywał rozwój krajowego sektora prywatnego, przyciągnięcie zagranicznych inwestorów i spółek technologicznych. Równolegle zainicjował szereg reform społecznych, które miały zaowocować spadkiem bezrobocia, upowszechnieniem opieki zdrowotnej i poprawą warunków mieszkaniowych. Z większości tych zadań wywiązał się śpiewająco.

Mohammad bin Salman sprawił ponadto, że Arabia Saudyjska poluzowała fundamentalistyczny gorset: zniósł zakaz prowadzenia przez kobiety samochodów, pozwolił im na podróże zagraniczne oraz na uczestnictwo w imprezach masowych. Według niektórych danych liczba pracujących obywatelek zwiększyła się za jego kadencji dwukrotnie.

Naftowy książę

Nadal jednak aktywna zawodowo jest raptem trzecia ich część. W dodatku rząd w Rijadzie wciąż kryminalizuje homoseksualność i transpłciowość (za które w kraju grożą więzienie, chłosta lub nawet śmierć) i cenzuruje zachodnią popkulturę. W saudyjskich kinach nie mogliśmy zobaczyć ani widowiska Marvela „Doktor Strange w multiwersum obłędu”, ani animacji „Buzz Astral” od duetu Disney & Pixar. Powód? Amerykańskie wytwórnie nie zgodziły się na wycięcie ze swoich filmów par jednopłciowych.

Biografia Mohammada bin Salmana skrywa zresztą więcej czarnych kart. Do rządu Arabii Saudyjskiej wszedł on natychmiast po przejęciu władzy przez swojego ojca (w 2015 r.) i od razu w randze ministra obrony. Jako 29-latek był twarzą i mózgiem operacji „Decisive Storm”, a więc krwawej interwencji w Jemenie. By stłumić rebelię wspieranych przez Iran szyickich Huti, książę zmontował koalicję dziewięciu państw regionu, które przeprowadziły zmasowane bombardowania na terytorium sąsiada. W efekcie ONZ określił wojnę w Jemenie mianem: „największego kryzysu humanitarnego na świecie”.

W tym samym roku Mohammad bin Salman przejął faktyczną kontrolę nad wycenianym na 2 bln dol. koncernem naftowym Saudi Aramco. Polska opinia publiczna usłyszała o nim, gdy rząd PiS sprzedał mu – wbrew ostrzeżeniom służb i po zaniżonej cenie – 30 proc. udziałów w Rafinerii Gdańskiej (od której to transakcji Komisja Europejska uzależniała zgodę na fuzję Orlenu z Lotosem). Wątpliwości mediów budził fakt, że mowa o firmie podporządkowanej saudyjskiej monarchii i osobiście księciu premierowi. Ten ostatni zadecydował zresztą o przekazaniu części udziałów Saudi Aramco do Public Investment Fund (PIF), co pomogło w sfinansowaniu programu „Vision 2030”. W praktyce naftowy gigant stał się skarbonką rządu, do której Mohammad bin Salman sięgał później jeszcze kilkukrotnie.

W 2018 roku jego nazwisko rozgrzało newsroomy na całym świecie. Wszystko za sprawą zagadkowej śmierci Dżamala Chaszukdżiego, współpracownika „Washington Post”, który uciekł z Arabii Saudyjskiej w związku z zarządzoną przez księcia czystką tamtejszych elit. Na obczyźnie (a konkretniej: w USA) nie szczędził jednak reżimowi zjadliwej krytyki.

W saudyjskim konsulacie w Stambule dziennikarz miał odebrać dokumenty ślubne, ale po przekroczeniu progów placówki rozpłynął się w powietrzu. Narzeczona, która czekała na niego przed wejściem, zaalarmowała opinię publiczną. Po trzech tygodniach prowadzonego przez Ankarę śledztwa dowiedzieliśmy się, że Chaszukdżi został zamordowany. Turecka policja ustaliła, że wstrzyknięto mu nieznaną substancję, poddano torturom, uduszono, a następnie poćwiartowano i – jak twierdził doradca prezydenta Erdogana – rozpuszczono w kwasie. Powołując się na swoje źródła w CIA, „The Washington Post” orzekł, że zabójstwo zlecił bezpośrednio Mohammad bin Salman (jego ustalenia potwierdził „Reuters”, który prowadził niezależne śledztwo w tej sprawie). Rijad upierał się jednak, że reporter zginął w wyniku bójki, w jaką miał się wdać na terenie ambasady.

W reakcji Donald Trump wysłał do Arabii Saudyjskiej ówczesnego szefa departamentu stanu USA i ogłosił, że w związku z zamordowaniem dziennikarza „rozważa” nałożenie na kraj sankcji. Asekuracyjnie dodał jednak, że musi brać pod uwagę wyjątkowe relacje, jakie Amerykanie zadzierzgnęli z Saudami. Raptem kilka miesięcy wcześniej Stany Zjednoczone podpisały z państwem Salmana największy pojedynczy kontrakt zbrojeniowy w swojej historii. Wartość zakupionego przez Rijad uzbrojenia wyniosła 110 mld dol.

Electronic Business

Przejęcie Electronic Arts ogłoszono 30 września, na dzień przed 40. urodzinami księcia. Ten sprawił sobie w prezencie kawał historii branży gier.

EA założył w 1982 r. Trip Hawkins, jeden z pierwszych pracowników Apple’a. Gdy zaczynał swoją karierę, producent macintoshy liczył sobie 50 osób, a na koncie miał tysiąc sprzedanych komputerów; cztery lata później zatrudniał kilkutysięczną armię specjalistów i osiągał przychody rzędu miliarda dolarów. Hawkins piastował w nim rolę dyrektora ds. marketingu i strategii. Być może nie był ani pierwszy, ani drugi po Bogu (tj. Stevie Jobsie), ale należał do ścisłego kierownictwa giganta z Cupertino.

Przed trzydziestką niespodziewanie rzucił jednak papierami i zarejestrował we własnym domu spółkę, która miała zrewolucjonizować globalną kulturę cyfrową. Jej ambicje sygnalizowała już nazwa: Electronic Arts (ang. Sztuki Elektroniczne). Hawkins od początku uważał gry wideo nie za „zabawki” czy „produkty IT”, lecz za formę artystycznej ekspresji. Sam zaś widział się w roli mecenasa, który sfinansuje ambitne projekty, a przy okazji uczyni z pracowników gamedevu gwiazdy rocka.

43 lata później Electronic Arts zatrudnia na całym świecie 14,5 tys. pracowników (niemal tyle, ile cały polski gamedev razem wzięty!). W jego portfolio znajdziemy m.in. „The Sims”, bestsellerowy symulator życia (do graczy trafiło ponad 200 mln egzemplarzy!) i „FIFA/EA Sports”, najlepiej sprzedającą się serię gier sportowych w historii (325 mln kopii!). A ponadto RPG fantasy „Dragon Age”, space operę „Mass Effect”, strzelanki wydawane pod szyldem „Battlefield”, wyścigowego „Need for Speeda”, horror „Dead Space” i multiplayerowe „APEX Legends”. No i, na mocy umowy podpisanej z Disneyem, interaktywne adaptacje „Gwiezdnych wojen”.

Z artystycznych aspiracji „Elektroników” nie ostało się wiele, dzisiejsze EA to laboratorium monetyzacji. Koszty produkcji i marketingu wysokobudżetowych gier idą w setki milionów dolarów, by jakkolwiek zamortyzować ryzyko, firma przestawiła zwrotnicę na mikrotransakcje, przepustki sezonowe, tryby multiplayer i produkcję płatnej, cyfrowej zawartości. Chciała w ten sposób zarabiać na swoich grach nie tylko w momencie premiery, ale również na długo po niej.

Po debiucie „Star Wars: Battlefront II” zachłanność EA stała się w kilku parlamentach zarzewiem debaty na temat powinowactw takiego modelu biznesowego z hazardem. Podstawowa wersja gry kosztowała od 220 do 270 zł, jednak za tę cenę nabywaliśmy raptem ułamek zawartości. Resztę dało się pozyskać dzięki loot boksom – skrzynkom z losową zawartością, jakie otrzymywaliśmy za kolejne rozgrywki lub wykupowaliśmy za żywą gotówkę. Szybko okazało się, że aby bezpłatnie odblokować najpotężniejszych bohaterów (Luke’a Skywalkera i Dartha Vadera), trzeba spędzić na zabawie 40 godz. Pozyskanie wszystkich „dodatków” wymagałoby zaś pół roku nieustannej gry (lub wyłożenia ok. 7,5 tys. zł!).

Czytaj także: Kolejny „Oscar gier wideo” dla Polaków, ale to Japończycy zdominowali The Game Awards

Firma zasłynęła także odważnym podejściem do portretowania na ekranach komputerów i konsol osób LGBTQIA+: shooter sci-fi „APEX Legends” wzbogacił się w ostatnich latach o niebinarną reprezentację, w „The Sims 4” dodano możliwość kierowania osobą trans (w kreatorze postaci pojawiły się nawet blizny po mastektomii i bindery!). W RPG-ach należącego do EA studia BioWare regularnie wracają zaś homo- i biseksualne romanse (ubiegłoroczny „Dragon Age: Straż Zasłony” doczekał się nawet kilku statuetek Gayming Awards, w tym nagród za grę roku oraz najlepszą queerową reprezentację). Pytanie, czy saudyjski fundusz, na którego czele stoi gorliwy wyznawca prawa szariatu, nie zdecyduje się na odejście od równościowego kursu.

Arabowie wchodzą do gry

Wykup Electronic Arts zbiega się w czasie z publikacją Insider Gaming, według źródeł którego Abu Dhabi Investment Office, agencja rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich, dofinansowała niezapowiedzianą grę w uniwersum „Władcy pierścieni” kwotą 100 mln dol. Tworzona pod auspicjami szwedzkiego Embracera superprodukcja ma rywalizować z „Hogwarts Legacy”, hitem Warner Bros. na motywach „Harry’ego Pottera”.

Choć więc Bliski Wschód przespał kilka dekad rozwoju branży gier wideo i nie potrafi rywalizować w ich tworzeniu z Zachodem, być może wcale nie musi tego robić. Sztukę – również tę „elektroniczną” – da się przecież kupić.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama