Jak słońce, jabłka, pomarańcze
Jak słońce, jabłka, pomarańcze. Dlaczego panowie lubią kobiece piersi
Jej zęby jak trzody owiec postrzyżonych. Wargi niby wstęga karmazynowa. Piersi jak dwoje bliźniątek u sarny” – wielbi fragmenty ukochanej król Salomon w „Pieśni nad pieśniami”. Piersi powinny być okrągłe. Wszystko, co piękne nam i bliskie, wyrasta z krągłości lub półokrągłości. Takie jest słońce, księżyc, jabłko, obrączka, siatkówka w oku, twarz matki, którą rozpoznajemy najpierw ze wszystkich rzeczy świata. Pierś na początku życia czujemy tylko po zapachu, nie po kształcie, umyj jedną z piersi, a noworodek zacznie ssać nieumytą.
Są jak dwie pomarańcze – mówi Dorota Wellman, dziennikarka, w albumie „Piersi w Polsce: pokazujemy piękno, aby je chronić” Rafała Olejniczaka i Katarzyny Biegańskiej. W albumie tym, który ma zachęcać kobiety do badania piersi, prezentują (lub zasłaniają) piersi swe Baar, Czubówna, Dancewicz, Grochola, Mensah, Olejnik, Peszek, Stenka, Werner i inne znane, lecz nie z tego, że są znane.
– Apetyczne i czyste. Dobrze się mieściły w rękach mężczyzn, którzy mnie kochali. Nie da się ich rozłożyć na boki ani spłaszczyć. Zawsze mnie wyprzedzają, są wszędzie pierwsze – wyznaje Dorota Wellman. Jej piersi sprężyście uginają się pod ciężarem, sutek piękny. Już na pierwszy rzut oka widać: mieszczą się, że hej.
Z sutkami bywa różnie. Raz są jak podstawki do opierania sztućców na stole, raz sterczące, lecz nieprzesadnie, z ciemną aureolą lub jasną, to znów tak delikatną, że prawie poświatową.
Bywa, że pierś niemal nie odstaje od klatki piersiowej i składa się na dobrą sprawę głównie z sutka. W takim guście, na czubku wysokich pięknych nóg w ciemnych rajstopach, prezentuje swoje Manuela Gretkowska. Śmiało, nie zakrywając ich rękawicą bokserską, jak to czyni Omenaa Mensah lub Patrycja Markowska – siecią (na ryby?).
Gotowe na wszystko
Dziewczyny o biuście żadnym pragną go powiększyć. Wypróbowały już wszystkie głupie kremy zwiększające i chcą ciąć. Dr Bartłomiej Noszczyk, chirurg plastyczny, zwykle odradza. Mogą być komplikacje. Odrzucenie silikonu, przerost torebki łączno-tkankowej, trzeba wówczas brać antybiotyki, wkład wyrzucić, boli itd., itp. A one nic. Gotowe na wszystko. Jeśli przyszły z mamą, mama zwykle popiera. Jeśli z mężem, on udaje, że to żony fanaberia, że właściwie nie chce, bo naturalne jest najładniejsze. Aż wreszcie wypala: jeśli już masz się ciąć, to niech one będą jak największe.
Z forów internetowych tymczasem nie wynika, że mężczyźni lubią cyce dyniowate, rozdęte przez silikon, albo i naturalne, dobre do pornosów, lecz nie do pieszczot, bo wprawiony mężczyzna, choć silikon ma obecnie postać jak plastelina lub jak guma, czuje z pewnością pod palcami, że to nie żywe ciało, lecz plastik. Toteż Manuela Gretkowska nigdy by swoich nie powiększyła. Za bardzo je lubi – dyskretne są, nienachalne, zawsze pod ręką, nie podległe cezurze stanika. Manuela nie znosi na ciele pasków, biżuterii, zegarków. Niczego prócz pieszczot. Voila.
Mężczyźni z Internetu wolą średnie. Per Heden, szwedzka znakomitość w chirurgii plastycznej, twierdzi, że trzem czwartym jego pacjentek chodzi nie o biust wielki, lecz o lepszy kształt tego, co mają. Tu zaś natura jest rozrzutna. Takiej obfitości kształtów nie ma w obrębie nosa, ramion, tyłków – niczego, co na ciele. Piersi bywają w kształcie rur, jabłek, gruszek, zebranych u dołu, jajek na patelni, piłek golfowych, pąków róży. Ten ostatni typ romantyczny i wzruszający widzimy u Otylii Jędrzejczak.
Dorota Segda ma przepiękny: dorodne jabłka. Renata Dancewicz także, podziwiane w całej krasie, która nie minęła, przez pułkownika Kwiatkowskiego. Każde ciało jest OK – mówi Dancewicz, każde piersi też są OK.
I fakt. Franciszkowi Starowieyskiemu podobały się w kształcie, jak to nazywał, jajek usmażonych na patelni, a nie roztrzepanych widelcem, nieco przewisłych. Co nie znaczy, że starych. Niektóre kobiety rodzą się z nieco niższym zawieszeniem i nie zależy to od wieku.
Sterczą przez całe życie
Rubens malował małe, kształtne, kuliste. Na biodrze jego kobiet może coś się przyfałdować, lecz piersi są jak wytoczone. Z pewnością miała je Helena Trojańska z obrysem tak doskonale okrągłym, że modelowano wedle niego formy do odlewania pucharów.
Na malunkach z Indii piersi kobiet boginek są też nierzeczywiście okrągłe, jak powiększone piłki pingpongowe, podobne do tych, które widnieją na wizerunkach Matki Boskiej z dzieciątkiem, aczkolwiek piersi Matki są zwykle nijakie, sztuczne, lekceważąco przypięte do ciała na wysokości obojczyka, a nie środkowej części żeber, gdzie zwykle rezydują. Jakby malarz bał się im przydać solidniejszej cielesności w obawie, iż mogłyby podobać się mężczyznom.
A lekceważyć piersi nie sposób. Hanna Bakuła, malując akt, patrzy na nie, co prawda, z początku jak na bukiet kwiatów, jabłko na stole albo wzgórza za oknem. I nagle staje się coś metafizycznego. Piersi modelki zaczynają żyć własnym, zaskakującym artystkę, życiem. Ona włącza się w to życie, rozmywa piersi, podkreśla, erotyzuje, zmniejsza, powiększa. Stają się równie ważną częścią obrazu jak twarz, a czasem najważniejszą. Swoich w albumie nie prezentuje w naturze, a tylko namalowane – solidne, duże, z mocnymi brodawkami. Niczego sobie.
Katarzyna Grochola wyznaje, że też ma duże, bo nacierała je w młodości jajkami. Ale że mając do wyboru śliczne piersi (kokietuje), wolałaby mieć śliczny, wysoko umieszczony argentyński tyłeczek. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Samice szympansów mają piersi, które powiększają się, kiedy mają karmić młode, na co dzień są płaskie jak deski. Samice innych ssaków w ogóle piersi, bywa, nie mają, mleko spływa im po skórze, a dzieci je zlizują. A u kobiet one sterczą przez całe życie, również wtedy, gdy nie karmią – zupełnie nieproduktywnie. Po co?
Według angielskiego zoologa Desmonda Morrisa, autora „Nagiej małpy”, piersi są naśladowaniem właśnie tyłeczka damskiego. Przodkowie nasi jaskiniowcy, kopulujący przez wieki na pieska, wypraktykowali, że pozycja twarzą w twarz bardziej zbliża do siebie parę, przez co stosunki są częstsze, a dzietność w gromadzie rośnie. Przez kolejne wieki łechtaczka przesunęła się więc usłużnie w miejsce wygodniejsze – do przodu. Natura pragnąc skłonić do zbliżeń frontalnych, wzmogła rośnięcie piersi, które miały być kopią półkolistych pośladków – form tak niegdyś pożądanych.
Timothy Taylor idzie w podobnym kierunku. Kobieta wyprostowana nie mogła demonstrować swej pochwy jak wówczas, gdy chodziła na czterech kończynach. Potrzebowała nowej atrakcji z przodu, widocznej przez mężczyzn na poziomie ich oczu, bez względu na to, czy stała bliżej nich czy dalej.
Meredith Small z kolei sądziła, że piersi stanowiły spiżarnię tłuszczową dla kobiet zapuszczających się daleko od jaskini w poszukiwaniu jedzenia. Ale piersi niechętnie pozbywają się swego tłuszczu. Przy odchudzaniu łydki, brzuch, uda zmniejszają swą objętość szybciej niż one. Piersi muszą się oszczędzać. Zawsze były i są dla kogoś.
Patrząc przez ubranie
Osoby sprzedające biustonosze twierdzą, że kobiety nie lubią swego ciała, a zwłaszcza piersi. Kupują szybko, godząc się na wylewanie się fałdów tłuszczu ze zbyt ciasnej miseczki. Cóż z tego, że fiszbina wżyna się w ciało, cóż z tego, że drętwieją od tego ręce. I tasiemki wbijają się w mięśnie karku, co powoduje migreny. Lecz popuścić, zwolnić wszystkie trzymacze, a piersi polecą bezwładnie do kolan. Co to, to nie. Niechętnie ich dotykają, żeby sprawdzić, czy jakiś guzek tam nie kiełkuje. Karzą się za to, że piersi są ich zdaniem brzydkie.
Ułaskawić je może mężczyzna. Na obrazie Rembrandta „Żydowska narzeczona” mężczyzna obejmuje dłonią pierś swej dużo młodszej oblubienicy: akceptuje tę okrągłość i wszystkie inne wypukłości dziewczyny, bo choćby tak brzydkie były, jak nie są, piękne są, bo przechodzą na jego własność.
Lubię swe piersi, bo podobają się temu mężczyźnie, co trzeba – mówi Katarzyna Grochola. Sylwia Gruchała też swoje lubi z tego samego powodu. Piękne kobiety z albumu często mówią o swych piersiach, że lubią je przez oczy partnerów.
Cały świat wie – pisze Anna Hollander, autorka książki „Patrząc przez ubranie”, że pierś jest maszynką do robienia przyjemności. Antropolożka Hellen Fisher daje jeszcze jedną hipotezę wyjaśniającą w tym samym duchu obecność piersi, kiedy kobiety nie karmią. Nie są bezużyteczne. Powstały po to, twierdzi uczona, aby być szkatułkami rozkoszy, poduszkami, na których natura położyła erogenne brodawki do pieszczot. „Niech mnie pocałuje pocałunkiem ust twoich, bo lepsze są piersi twe nad wino” – wychwala Salomon.
Najbardziej nawet zakompleksioną pierś może ułaskawić także dziecko. „Piersi najbardziej mi się sprawdziły jako najlepsza na świecie mleczarnia dla mego syna Kuby” – wyznaje Wellman. Nie wszystkie kobiety mają piersi wrażliwe i lubią, kiedy się je miętosi. I nagle odkrywają, choć też nie wszystkie, że karmienie dziecka jest rozkoszą równą niemal orgazmowi. Nawet jeśli przebywają daleko od dziecka, ich ciało przeszywa słodki dreszcz i mleko zaczyna płynąć samo. Cud. Nie dziw, że mleko Matki Boskiej, która nie urodziła jak kobieta, lecz jak kobieta karmiła, wystawia się w postaci relikwii w kościołach.
Mleko, ten w istocie zgęstniały i przetworzony pot, zawiera 200 składników o nie do końca poznanym działaniu. Każdy z nich pełni nie jedną, lecz wielorakie funkcje. Co robi w ludzkim mleku hormon uwalniający genatropinę, wpływający u dorosłych na zachowania seksualne? Nie wiadomo. Ale jest go dziesięć razy więcej niż w krwiobiegu matki.
Zdumiewające: piersiątko i duża pierś może wytworzyć tyle samo mleka, a zabiedzona matka afrykańska – pokarm o równie wartościowym składzie co wypchana witaminami syta Europejka.
Poduszki szatana
A jednak przez setki lat kobiety nie karmiły dzieci, wynajmując do tego obce piersi. I choć niemowlęta marły przez to setkami, bo obca pierś to obca, mąż nie życzył sobie żony karmiącej. Przez czas karmienia nie mógł bowiem z nią współżyć, bo istniało przekonanie, że mleko powstaje w macicy z krwi menstruacyjnej i nasienie mogłoby je zanieczyścić. Niekarmiąca ponadto szybko zachodziła w ciążę, a on pragnął mieć wielu potomków.
Dziś robi się u chirurga lifting piersi, które po karmieniu często nie wracają do poprzedniej jędrności. Kiedyś po kolejnym karmieniu piersi mogły stać się podobne do tych, które miały czarownice palone na stosie. Na rycinach widać, jak zwisają do kolan, niby kocie ogony. Czasem te zwisy obcinano przed kaźnią, ćwiartowano i wpychano wiedźmom do ust – niech udławią się poduszkami szatana. Lecz gdy tylko zrzuciły z siebie bezkształtne lejby średniowiecza, zaczęły odkrywać dekolty i sznurując talie gorsetami wypychać piersi ku górze.
Tak jest do dziś. Młode, bez kompleksów, bezczelnie świadome swych poduszek rozkoszy, pokazują je na stronach internetowych dziesiątkami – małe, duże, średnie. Niektóre tak piękne, że zapiera w piersi dech i powinny dostać nakaz chodzenia do pasa nago – dzieła sztuki dostępne na ulicy dla mas. Przerzucają się w Internecie tysiącami rad, gdzie kupić stanik, jaki ma on być, jakie usztywnienia, watowania, falbanki, wkładki, jednym słowem, co zrobić, żeby piersi bez krojenia wydały się większe i ładniejsze. W gruncie rzeczy po to, żeby mężczyzna objął je po dawnemu dłonią i wydał certyfikat jakości: jakie piękne, jakie moje.