Społeczeństwo

Swastyka jak list do Pani Marszałek

Swastyka na ogrodzeniu domu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej Swastyka na ogrodzeniu domu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej Arch. pryw.
Nieraz miałem okazję rozmawiać z tzw. narodowcami – np. pikietującymi podczas moich publicznych wystąpień – i chyba wiem, o co im chodzi. Po co im do tego swastyka?

Nowa marszałkini Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska pokazała na swoim koncie facebookowym zdjęcie bramy prowadzącej na jej posesję z blisko metrowej wielkości swastyką wymalowaną czarnym sprayem przy furtce. Dodała komentarz: „Zdewastowano ogrodzenie mojego domu, ale nie to mnie martwi. Łatwo je odmalować. Zdecydowanie trudniej będzie nas wyzwolić od hejtu, kłamstwa i nienawiści, ale będziemy nad tym wytrwale pracować”. Pod postem znalazło się tysiące komentarzy i wyrazów solidarności. Bo Facebook jest medium generalnie przyjaznym i panuje tam dobra atmosfera. Na X (dawniej Twitter) byłoby zapewne zupełnie inaczej.

O co chodzi z tymi swastykami

Marszałkini Senatu nowa w polityce nie jest. Zna ją doskonale cała Polska, pamiętając chociażby jej niedawny udział we wstępnej fazie wyborów prezydenckich jako kandydatki Koalicji Obywatelskiej. Należy do nielicznego grona starszych polityków odznaczających się dystynkcją, skromnością i wysoką kulturą. W jej eleganckim sposobie bycia znać pochodzenie. W końcu jest prawnuczką prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i wnuczką premiera Władysława Grabskiego. Wywodzi się więc ze świata ziemiańsko-burżuazyjnego, w dużej mierze prawicowo-katolickiego.

Zazwyczaj nie mówi się o takich sprawach jak pochodzenie polityka, bo w demokracji każdy odpowiada za siebie i żadnych punktów dodatnich ani ujemnych za pochodzenie nie otrzymuje. W tym przypadku warto jednak odnotować, kim byli przodkowie polityczki PO, bo młodzi ludzie smarujący swastyki na murach należą akurat do środowisk, w których pochodzenie, także etniczne, ma ogromne znaczenie dla oceny działalności każdej osoby publicznej. I trafili ze swoją nienawiścią jak kulą w płot. Kidawa-Błońska reprezentuje rozważne, a przy tym arcypolskie polityczne centrum, zawsze cenione i szanowane nawet przez endecję, która swoim najbardziej umiarkowanym skrzydłem tego centrum dotykała.

Jest coś absurdalnego w tłumaczeniu, co miał na myśli, a raczej w głowie młodzieniec, który w poczuciu, że walczy o jakąś sprawę i dla niej się naraża, podbiegł do muru i dwoma wyuczonymi ruchami wysmarował nieszczęsną swastykę. Absurdalne nie tylko dlatego, że egzegeza aktów chuligańskich to dla nich i dla ich autorów zbyteczny honor, lecz również dlatego, że żadnych konsekwentnych myśli i idei pewnie w tej głowie nie ma. Mimo to warto podjąć próbę wyjaśnienia, o co chodzi z tymi swastykami.

Nawet miłośnicy Hitlera się miarkują

Mogę się o taką próbę pokusić, bo obserwuję to zjawisko od kilku dekad. Nie mam wątpliwości, że za malowaniem swastyk na polskich i nie tylko polskich murach nie stoi żadna jasna idea, lecz niejasne i niekonsekwentne sploty idei, wyobrażeń i emocji również można poznawać i starać się je zrozumieć.

Dziś swastyki zdarzają się w Polsce rzadko. Nawet (nieliczni) miłośnicy Hitlera się miarkują. 20 lat temu swastyk na murach było jednakże mnóstwo; we Wrocławiu ktoś doliczył się ich nawet 300 i zrobił wystawę ich zdjęć. Na Śląsku służyły jako znak identyfikacji z przedwojennym żywiołem niemiecko-śląskim. W innych częściach kraju swastyka była znakiem nienawiści do Żydów. W ostatnim miesiącu wezbrała na całym świecie ogromna fala antysemityzmu, więc swastyki zakwitły na murach synagog i żydowskich cmentarzach. Przypuszczalnie dureń, który wysmarował ogrodzenie Pani Marszałek, zobaczył w sieci, że teraz jest „moda” na swastyki, i uznał, że polityczka Platformy może mieć coś wspólnego z Żydami (PO to przecież „postkomuna”), więc swastyka na płocie jej się należy.

Ale dlaczego swastyka, a nie gwiazda Dawida? Mnie nasmarowali niegdyś na klatce w bloku właśnie gwiazdę Dawida (nawet bez szubienicy). Wyjaśnienie jest proste. Swastyka jako symbol antysemicki ma mocniejszą wymowę. I nie mówi nawet: „zrobimy z wami to, czego nie zdążył zrobić Hitler”. Przekaz jest nieco bardziej stonowany: „jęczycie, że jesteście największymi ofiarami Hitlera, a sami jesteście jak hitlerowcy”. Dlaczego „jak hitlerowcy”? Bo, jak wierzą różni narodowcy od Damaszku po Warszawę, Izraelczycy urządzają Palestyńczykom „holokaust”.

Paradoksalnie więc swastyki nie muszą oznaczać propagowania nazizmu czy hitleryzmu. Najczęściej mają wymowę oskarżycielską. Jednakże nawet użycie swastyki do nienawistnego urągania Żydom ma w sobie ukryty motyw podziwu dla nazistowskich Niemiec. Nie z powodu Zagłady Żydów, ale w ramach ogólnego podziwu dla faszyzmu. Swastyka kojarzy się z jednym konkretnym reżimem totalitarnym, lecz przecież reżim ten należał do większej faszystowskiej rodziny. A że faszyści w zasadzie nie dorobili się wspólnego, uniwersalnego znaku, nieformalnie rolę tę odgrywa niewygodna, przesadna nawet w oczach samych faszystów swastyka. No bo jakiego znaku ma właściwie użyć młody człowiek, przekonany, że jego wielki naród, dajmy na to: słowacki, litewski albo polski, zasługuje na więcej czci, więcej terytorium i potężnego przywódcę, który ten naród zjednoczy i uformuje w jedną mocarną pięść przeciw wrogom ojczyzny? Z braku laku nada się i swastyka. W razie czego powie się, że to indyjski symbol szczęścia.

Czego chce faszystowska młodzież

Młodzi ludzie malujący swastyki na murach nie wiedzą, co czynią. Nie mają pojęcia ani o Żydach, ani o nazizmie, ani zapewne o niczym innym. Są to prości, niewykształceni i przypuszczalnie niezbyt rozgarnięci chłopcy, którzy chcieliby, aby rządził ktoś bardzo silny i godny podziwu, kto przepędzi wszystkich obcych. Bo to właśnie przez obcych – Żydów, muzułmanów, liberałów, komunistów, LGBT itd. – tym młodym ludziom nie powodzi się tak dobrze, jak by chcieli, nie mają tego wszystkiego, co mają niektórzy ich rówieśnicy, i nikt ich specjalnie nie szanuje.

Nieraz miałem okazję rozmawiać z tzw. narodowcami – np. pikietującymi podczas moich publicznych wystąpień – i chyba wiem, o co im chodzi. Do Pani Marszałek pewnie mówiliby, że politycy jej obozu wpuszczają do kraju „islamistów”, a oni chcą być u siebie, w katolickiej, dumnej i suwerennej Polsce, bez dyktatu żadnej żydowsko-masońskiej Unii. I tak dalej. Nic takiego strasznego – ot, zwykła naiwna ksenofobia i uwiedzenie nacjonalistycznymi mirażami siły i na sile opartej godności. Po co do tego swastyka? Bo się szybko maluje. Ot, symbol jak symbol. Przecież wiadomo, o co chodzi.

Być może droga do wyzwolenia od nienawiści nie jest aż taka długa, jak sądzi Małgorzata Kidawa-Błońska. Twardo faszystowskiej młodzieży nie ma wcale dużo. A dureń smarujący swastykę na murze raczej jest głupi niż zły. Gdy malowaliśmy na murach hasła „Wrona skona” (o reżimie czasów stanu wojennego: WRON, Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego), też niewiele wiedzieliśmy o świecie. Po prostu mieliśmy szczęście znaleźć się po dobrej stronie mocy. Smarkacz od swastyki trafił gorzej, ale przynajmniej mu zależy. A to już coś.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną