Polak ciągle w grze o tytuł Australian Open. Trzysetowe zwycięstwo z Arthurem Cazaux – 7:6(5), 7:6(3) i 6:4 – oznacza życiowy sukces w tym turnieju. To, co nie udało się Wojciechowi Fibakowi ani Jerzemu Janowiczowi, ani Łukaszowi Kubotowi (był najbliżej), powiodło się Hubertowi Hurkaczowi.
Hurkacz w wielkim szlemie przepadał
Nie możemy już kibicować Idze Świątek i rewelacyjnej Magdalenie Fręch, która nie miała wiele do powiedzenia w pojedynku z Coco Gauff (1:6, 2:6), ale dzięki Hurkaczowi ciągle jest powód do patriotycznych uniesień dla polskiego kibica. W teorii tak miało być, bo dotychczasowi rywale stoją niżej w rankingowej hierarchii. Teoria swoje, a życie swoje.
Nasz najlepszy singlista, rozstawiony z dziewiątką, nie był dotychczas uznawany za specjalistę od zawodów wielkoszlemowych. Często przepadał w pierwszych dniach największych turniejów. Najchlubniejszym wyjątkiem jest Wimbledon sprzed trzech lat. Wówczas dotarł aż do półfinału.
W tym roku zawodnik trenera Craiga Boyntona sprawdza się w roli faworyta. Po ubiegłorocznej czwartej rundzie tym razem będzie co najmniej o szczebel wyżej. O wynik potyczki z 21-letnim Arthurem Cazaux można się było obawiać, bo jego 122. pozycja w zestawieniu ATP jest myląca. Wystarczyło choćby obejrzeć zwycięski mecz Francuza z Holgerem Runem. Kilka lat temu Cazaux rywalizował jak równy z równym właśnie z Duńczykiem, ale także Carlosem Alcarazem i Jannikiem Sinnerem. To mówi dużo o możliwościach poniedziałkowego przeciwnika wrocławianina.
Czytaj też: Iga Świątek żegna się z Australian Open. Niestety zasłużenie
Tym razem wystarczyły trzy sety
Tym razem 26-letni Hubert Hurkacz wywiązał się wzorowo z zadania. Nie obyło się co prawda bez ulubionych tie-breaków, ale oszczędził nam obgryzania paznokci przez pięć setów. Jak zwykle serwis robił swoje, ale też dawała znać o sobie większa dojrzałość i odporność nerwowa w najistotniejszych momentach. Zachowywał się tak, jak przystało na kilka lat starszego, bardziej doświadczonego i wyżej notowanego zawodnika.
Zaczęło się źle, bo od 0:3 dla rywala. Hurkacz szybko przegrał swojego serwisowego gema, ale później było już tylko lepiej, choć emocji nie brakowało.
Czytaj też: 1GA! Królowa tenisa wygrywa WTA Finals i wraca na tron
O półfinał z Miedwiediewem
Możemy się więc cieszyć z pierwszego męskiego ćwierćfinału w Melbourne (w kobiecych rozgrywkach Agnieszka Radwańska, dwukrotnie, i Iga Świątek występowały w półfinałach). Teraz po przeciwnej stronie kortu stanie nr 3 rankingu ATP Daniił Miedwiediew.
Będzie faworytem, ale wcale nie tak oczywistym. Po stronie Polaka można znaleźć sporo argumentów. Pamiętamy przecież zwycięstwo w Halle i przede wszystkim podczas Wimbledonu w 2021 r. Wówczas pojedynek rozgrywany był z powodu deszczu przez dwa dni. Wyprowadzony z równowagi Rosjanin uległ Polakowi w pięciu setach. Te sukcesy zostały odniesione na trawie. Na twardej nawierzchni Miedwiediew czuje się znacznie lepiej, ale nie jest powiedziane, że Hubert będzie się czuł gorzej. Oby tylko poza serwisem sprawdzały się też inne elementy tenisowej sztuki.