W polsko-duńskim, a właściwie też trochę polsko-polsko ćwierćfinałowym pojedynku wielkiego turnieju w Indian Wells lepsza okazała się Iga Świątek. Niestety Karolina Woźniacki po przegranym pierwszym secie w drugim, po początkowym gemie, przegrała walkę ze zdrowiem. Skończyło się wynikiem 6:4 i 1:0 dla Polki. Kontuzja palców stóp za bardzo przeszkadzała.
Iga Świątek podkręca tempo
Przez większą część pierwszego seta wydawało się, że była liderka rankingu nie ustępuje formą obecnej. Na korcie nie widać było kilkuletniej przerwy w występach, jakby nie było podwójnego macierzyństwa. Hasała wzdłuż i wszerz kortu jak dziesięć lat temu. Świetnie sprawdzał się serwis i to, co zawsze było jej wielkim atutem – regularność oddawania piłki na drugą stronę siatki. Było już przecież 4:1 dla Woźniackiej.
Ale od tego momentu nie dopisała ani jednego gema po swojej stronie. Pewnie gorzej się poczuła, ale też Iga Świątek podkręcała tempo. Przestał zawodzić pierwszy serwis, coraz częściej kończyła punkty winnerami. Tak czy owak dobrze, że Woźniacki wróciła do touru. Wkrótce na pewno znajdzie się wśród stu najlepszych tenisistek, a później… będzie jeszcze lepiej. Ona przecież zna smak przewodzenia stawce tenisistek.
Tymczasem cieszymy się z trzeciego z kolei półfinału reprezentantki Polski w tym turnieju, chociaż sama zwyciężczyni wolałaby, żeby sukces wynikał wyłącznie z walki na korcie.
Iga mości się w fotelu liderki
Jeszcze raz okazało się, że na turniejowe drabinki… lepiej nie patrzeć. Przed Indian Wells współczuliśmy Idze Świątek najeżonej niewygodnymi rywalkami drogi do sukcesu. Tymczasem jeszcze przed rozegraniem pierwszych piłek z zestawienia zniknęła Jelena Rybakina, która w zeszłym roku okazała się lepsza od Polki w półfinale. Później odpadały jedna po drugiej kolejne faworytki. Wypada w tym miejscu zaznaczyć, że świetlanych perspektyw nie byłoby przed raszynianką, gdyby nie jej świetna dyspozycja i bardzo, bardzo przekonujące zwycięstwa w kolejnych rundach.
Dopiero jednak na wieść o największej niespodziance, czyli porażce z Emmą Navarro Aryny Sabalenki, Iga Świątek mogła się znacznie wygodniej umościć w fotelu światowej przodowniczki. Białorusinka nie tylko nie odrobi części punktowych strat do Świątek, ale sporo straci za finał podczas poprzednich zawodów w Kalifornii. Polka, to już wiadomo, może tylko zyskać.
Może być siódma w tabeli wszech czasów
Natychmiast rozpoczęły się analizy, z których wynikają same przyjemne wnioski. Podopieczna Tomasza Wiktorowskego może być właściwie pewna przekroczenia stu tygodni (dotychczas 94) na czele zestawienia WTA. Tym samym wyprzedzi Lindsay Davenport, która na pierwszym miejscu utrzymywała się przez 98 tygodni. A to jeszcze nie koniec, bo całkiem realne jest wyprzedzenie Justine Henin (117) i Ashleigh Barty (121), czyli awans na siódme miejsce w tabeli wszech czasów. Bardzo istotna będzie postawa Polki na kortach Rolanda Garrosa. Stawka jest największa z możliwych, bo obrona 2000 pkt wywalczonych za triumf w 2023 r.
Paradoksalnie w tym sezonie Idze Świątek jest łatwiej, bo w wielu turniejach nie musi sięgać po kolejne tytuły, by nie tracić w rankingu. A wszystko to dzięki częstszym niż w fantastycznym 2022 r. porażkom na wcześniejszych etapach zawodów. Dotyczy to m.in. US Open.
Klasyfikacje to jest to, czym pasjonują się kibice, ale jeszcze lepiej emocjonować się wydarzeniami na korcie. Dlatego czekamy teraz na półfinał z Ukrainką Martą Kostjuk.