Świat

Pan na piaskach

SYLWETKA: Muammar Kaddafi

Muammar Kadafi, 1973. Muammar Kadafi, 1973. Genevičve Chauvel/Sygma / Corbis
Kiedyś promienny kapitan i uwielbiany wódz rewolucji, potem satrapa na progu obłędu. Dlaczego Muammar Kadafi doprowadził Libię do wojny domowej?
1984.Bettmann/Corbis 1984.
1990.Patrick Durand/Sygma/Corbis 1990.
2007.Forum 2007.
2011.SABRI ELMHEDWI/EPA/PAP 2011.

Inspirację do rewolucji sprzed 42 lat znalazł w Egipcie, największym kraju arabskim, gdzie w 1952 r. grupa poruczników i kapitanów pod wodzą podpułkownika Gamala Abdela Nasera obaliła monarchię. Spiskowcy pokazali narodom arabskim, że usunięcie słabych, zmurszałych reżimów, kojarzonych z zależnością od europejskich mocarstw, wcale nie jest takie trudne.

W Afryce był to czas szczególny, trwała dekolonizacja, budziły się nieznane wcześniej nacjonalizmy, w tym arabski, pod którego hasłami Egipt szybko dokonał wielkiego skoku emancypacyjnego. Rewolucyjny powiew znad Nilu uzmysłowił Arabom od Mauretanii po Syrię i Irak, że oprócz religii i języka – mimo różnic między szyizmem a sunną i różnych dialektów – połączyć może ich także duma z tego, że są Arabami. W klimacie narodowych ambicji wychowywano młode pokolenia w wielu państwach arabskich, także w Libii. A że impuls do zmian w Egipcie wyszedł z wojska, także grupa młodych oficerów libijskich pod wodzą Muammara Kadafiego postanowiła pójść śladem Nasera i w 1969 r. przeprowadzić rewolucję u siebie.

Ta wybuchła z pewnym opóźnieniem. O pokoleniu rewolucyjnym wiele mówi fakt, że kalendarz przewrotu pokrzyżowała pewna egipska piosenkarka, uwielbiana wówczas przez cały świat arabski. W pierwotnie wyznaczonym dniu przewrotu wielka Um Kalsum dawała koncert na stadionie w Bengazi i młodzi oficerowie, wielbicie talentu artystki, musieli pojechać na jej występ. Wielką rewolucję trzeba było przełożyć.

Zamach stanu

Przewrót 1 września 1969 r. nie był zadaniem trudnym, stronnicy monarchii nie stawiali oporu. Król Idris ocalał, był na leczeniu w Turcji, za to kule zamachowców dosięgły grupę jego dworzan i krewnych, którzy autobusami uciekali z Trypolisu do nieodległej Tunezji. Wraki pojazdów, ostrzelane przez najbardziej zdeterminowany oddział pościgowy, pozostały jako memento na parkingu nieopodal granicy libijsko-tunezyjskiej.

Puczyści przejęli władzę w kraju nazywanym wtedy skrzynią piasku, Libia była malowniczą mozaiką ubogich plemion (z najsilniejszego pochodził król Idris): dwa większe miasta, kilka oaz, pustynia i niewiele więcej. Przez kilka powojennych lat budżet ratowano sprzedażą złomu ze zniszczonych czołgów, które po ciężkich walkach armie Rommla i Montgomery’ego porzuciły na pustyni (ropę odkryto pod koniec lat 50., ale prawdziwie duże zyski z jej eksploatacji pojawią się dopiero po kryzysach naftowych).

Architektem przewrotu był 27-letni kapitan Kadafi oraz jego towarzysz Abdessalam Dżalud, przez całe lata nr 2 w libijskim systemie władzy, systemie niespotykanym gdzie indziej na świecie. Kadafi bardzo konsekwentnie głosił, że kraje odzyskujące niepodległość i nowo powstające powinny kroczyć trzecią drogą – między kapitalizmem a socjalizmem.

Program polityczny późniejszego pułkownika (nigdy nie awansował siebie na generała, a to nieczęsta skromność wśród dyktatorów) był na owe czasy bardzo nośny i nowoczesny: wyzwolenie spod zależności mocarstw, duma z pochodzenia, wsparcie dla rewolucji narodowych w Egipcie, Syrii i innych krajach arabskich, sprawiedliwość społeczna, darmowa edukacja i opieka zdrowotna.

Monarchia w biednym kraju nie była w stanie sprostać takim potrzebom. Dlatego Kadafi wymyślił i wprowadził w życie dżamahirijję, prawdziwy eksperyment ludowładztwa, którego wykładnią, i zarazem przewodnikiem dla narodu, stała się słynna „Zielona książeczka”. Znalazły się w niej refleksje dyktatora z wielu dziedzin, od praw kobiet i zasad wychowania dzieci (nie ulega wątpliwości, że kobiety i mężczyźni są ludźmi, przy czym różnica między nimi jest taka, że mężczyźni nie menstruują i nie karmią dzieci piersią), przez sport (uprawianie boksu i zapasów to dowód, że ludzkość nie wyzbyła się barbarzyńskich zachowań), po gospodarcze i polityczne zasady nowego ustroju. Zakładał on władzę zgromadzeń ludowych, teoretycznie ich woli musiały podporządkować się rząd i inne organy władzy wykonawczej, ale w praktyce nigdy się to nie powiodło. Decyzje zgromadzeń często były absurdalne. Uchwalano naiwnie woluntarystyczne koncepcje, choćby plany zupełnej samowystarczalności kraju (przy czym wszystko i tak trzeba było sprawdzać). Demagogia brała górę nad rzeczywistością, co pozwalało Kadafiemu sprawować nad zgromadzeniami absolutną kontrolę. Przywódca Rewolucji 1 Września niespecjalnie przejmował się, co uchwalała dżamahirijja i podejmował decyzje bez oglądania się na zgromadzenia, choć oficjalnie wysoko je cenił.

Ambicje

Kadafi szybko zatroszczył się o wyeliminowanie konkurentów i sięgnął po pełnię władzy. Przez 41 lat z powodzeniem chroniła go armia, zwłaszcza sprawne siły bezpieczeństwa, które ostro tłumiły wszelkie objawy niezadowolenia. Efekt widzimy: Libia nie doczekała się żadnych struktur społeczeństwa obywatelskiego, nie ma tam zorganizowanej opozycji, w przeciwieństwie do Egiptu, gdzie działały koncesjonowane partie opozycyjne, które miały nawet własne gazety, chociaż odmawiano im dostępu do radia i telewizji.

Jako lider kraju z niemałymi ambicjami politycznymi Kadafi zaangażował się w budowanie jedności arabskiej, marzył o wskrzeszeniu Zjednoczonej Republiki Arabskiej, w latach 1959–61 państwa złożonego z Egiptu i Syrii. Reaktywowana republika, do której dołączyłaby Libia, miała stać się zaczynem wspólnego państwa arabskiego i początkiem przemian społecznych, wzorowanych na socjalistycznych reformach w Egipcie prowadzonych w bardzo bliskich kontaktach ze Związkiem Radzieckim.

Projekt miał być przede wszystkim alternatywą dla monarchii znad Zatoki Perskiej, coraz mniej przystających do nowoczesnych społeczeństw, jakie chciał budować Muammar Kadafi. Gorącym entuzjastą idei Republiki był prezydent Sadat (następca Nasera w Egipcie), ale szybko się z tego wycofał. O zarzuceniu pomysłu zdecydowały zbyt wyraźne różnice między Syrią i Egiptem, ich społeczeństwami, poziomem życia, przyzwyczajeniami i ambicjami przywódców. Na dodatek dla wielkiego Egiptu dołączenie Libii było nie do pomyślenia, Kair był do tego stopnia przeciwny, że zbrojnie pacyfikował marsze Libijczyków, które zmierzały do Egiptu, by wzywać do pokojowej jedności obu państw.

Odsunięcie na boczny tor pobudziło ambicje Kadafiego, wzmogło jego ferwor rewolucyjny i antyimperialistyczny. Sadat, po porażce eksperymentu z Syrią, zdał sobie sprawę, że Egiptowi lepiej będzie w sojuszu z Zachodem, w powiązaniach gospodarczych z Europą Zachodnią i USA, i w konsekwencji – z zawarciem pokoju z Izraelem. Natomiast dla Kadafiego i innych przywódców świata arabskiego to Izrael był największym wrogiem, wsparcie Palestyńczyków w ich słusznej walce o odzyskanie ojczyzny było wypisane na sztandarach. W libijskiej propagandzie Izrael w ogóle nie istniał, w szkolnych atlasach w miejscu Izraela figurowała po prostu czarna plama. Z zagranicznych gazet docierających do Libii pracowicie wyrywano strony z artykułami o państwie żydowskim, mniejsze wzmianki o Izraelu zamazywano flamastrem.

 

 

Terroryzm

Kadafi angażował się w walkę z imperializmem, patronował organizacjom terrorystycznym. Wiele z nich utrzymywał lub wspierał, od radykalnych organizacji palestyńskich, po ETA i Irlandzką Armię Republikańską i rozmaite ruchy w krajach Trzeciego Świata. Szatanem, z którym Kadafi brał się za bary, były Stany Zjednoczone. Krytykował je i zwalczał, także brutalnymi metodami: stał za zamachami bombowymi na popularną wśród amerykańskich żołnierzy berlińską dyskotekę i na samolot linii Pan Am, który lot z Londynu do Nowego Jorku zakończył nad szkockim Lockerbie w grudniu 1988 r.

Libia została obłożonym sankcjami pariasem, ale Kadafi wielokrotnie wykonywał zaskakujące wolty i z podobnych opresji potrafił wychodzić obronną ręką. W latach 70. toczył wojnę z Czadem o wąski pas nadgranicznej pustyni. Wbrew nadziejom Kadafiego Libijczycy ponieśli pasmo porażek, starcia – bardzo mało znane w Europie i zupełnie przemilczane przez libijską propagandę – udowodniły niewydolność dżamahirijji. Długotrwały konflikt zakończył się podpisaniem porozumień, które Kadafiemu pozwoliły zachować twarz i przede wszystkim stanowisko. W 2004 r., pod wrażeniem amerykańskiej inwazji na Irak, Kadafi zrezygnował z programu budowy broni masowego rażenia, co Europa i Ameryka wynagrodziły kontraktami i inwestycjami, głównie w libijski przemysł energetyczny.

Skoro nie wyszło z panarabizmem, w latach 90. kipiący energią Kadafi stał się orędownikiem stworzenia Unii Afrykańskiej, wzorowanej na Unii Europejskiej. Podróżował po krajach Czarnej Afryki i szukał zwolenników dla idei zjednoczenia kontynentu, znajdował ich tym łatwiej, że samodzielnie rozporządzał funduszami z ropy naftowej – przywódcom afrykańskim przyznawał kredyty i obdarowywał ich hojnymi prezentami. W wizytach towarzyszyła mu 200-, 300-osobowa świta, która ogołacała półki sklepów wolnocłowych na lotniskach.

Swego czasu Kadafi zbudował całą sieć supermarketów, które starał się zaopatrywać w dobra konsumpcyjne tylko po to, aby udowodnić, że libijski standard życia nie różni się od tego w Europie Zachodniej. Zaopatrzenie się skończyło i przez całe lata sklepy oferowały jedynie przecier pomidorowy i najtańszy włoski makaron.

Apogeum

Libia Kadafiego uzależniła się od dochodów z wydobycia ropy naftowej. Oprócz niej kraj nic innego nie produkował. Gospodarstwa rolne zakładane w okolicach Bengazi przegrały z upałem i brakiem tradycji uprawy. Tak jak wiele podobnych projektów, chybionych już na etapie planowania i później zupełnie zaniedbanych. Niektóre z nich powstały przy udziale Polaków, którzy budowali drogi, farmy i mieszkania, w czasie apogeum polskiej obecności w latach 70. na kontraktach pracowało około 13 tys. Polaków. Przedsiębiorstwa budowlane z wielu krajów – w zamian za bakszysze dla oficjeli, choćby asfaltowanie dojazdów do ich willi itd. – podpisywały atrakcyjne kontrakty.

Kadafi miał obsesję na punkcie dróg, powstawały imponujące autostrady i drogi szybkiego ruchu. A także szpitale z najnowocześniejszym sprzętem, z którego pacjenci, jeszcze niedawno poganiacze wielbłądów, niechętnie korzystali. Stawiano szkoły, do których rodzice nie posyłali dzieci. Przy sześciu milionach mieszkańców nasycenie nowoczesnymi szpitalami czy szkołami było chyba najwyższe na świecie. Dziś większość z nich popadła w ruinę.

Na dodatek trzeba było zatrudniać specjalistów zagranicznych. Także Polska wysyłała inżynierów, tłumaczy, lekarzy, wykładowców i robotników. Cudzoziemcy byli potrzebni, by państwo mogło w ogóle funkcjonować, ale władze nie zawsze dawały dowody, że zależy im na przybyszach. Dla niektórych kończyło się to fatalnie, jak dla bułgarskich pielęgniarek, które skazano na karę śmierci za zakażenie wirusem HIV kilkuset pacjentów. Na szczęście po latach mogły opuścić Libię. W przypadku Polski wielkie kontrakty przestały się opłacać w latach 80., poszło o rozliczenia międzyrządowe i metodę liczenia zadłużenia.

W świecie arabskim Kadafi był traktowany jako przywódca niepoważny, a w Afryce z hipokryzją, bo tam liczono na jego pomoc finansową. Zachód i Azja patrzyły na niego z ciekawością właściwą ekscentrycznemu liderowi trzeciego producenta ropy naftowej w Afryce: otoczony gwardią osobistą złożoną z kobiet, nocował w słynnym namiocie, który rozbijał najczęściej na terenie libijskiej ambasady, ale i pod Kremlem, odziewał się w beduińskie szaty z wielbłądziej wełny, pijał codziennie wielbłądzie mleko (dlatego wszędzie woził ze sobą wielbłądy). To oczywiście budziło zaciekawienie, ale powierzchowne.

Żadne prognozy nie przewidywały tak gwałtownego przebiegu zdarzeń w Libii. Częściowo wynikało to z jej odcięcia od świata. Gości od zwiedzania zabytków rzymskich miast Leptis Magna i Sabarty albo greckiej Apollonii odstręczała ścisła prohibicja i niechęć władz do ożywienia ruchu turystycznego i cudzoziemców w ogóle (poza tymi, którzy mieli prowadzić interesy). Nie zaglądali tam dziennikarze, a światowa prasa poświęcała Libii tyle uwagi, na ile zasługuje producent 2 proc. światowego wydobycia ropy. Zorientowano się, że w samej Libii Kadafi nie ma konkurencji, bo zręcznie zlikwidował tych, którzy mogliby mu w jakikolwiek sposób zagrozić. Wytworzył pustkę i nie wiadomo, kto ją wypełni.

Libia to kraj ponad 30 plemion i układów między klanami. Do tej pory Kadafiemu, dzięki dochodom z ropy, udawało się utrzymywać między nimi równowagę, ale narodowe powstanie zmieniło sytuację. Wierność plemion wobec Kadafiego przerodziła się w nienawiść, część przywódców wypowiedziała mu posłuszeństwo: skoro strzela do naszych synów, nie jest już naszym bratem. Właśnie wzdłuż podziałów plemiennych pękała armia, jeden z filarów reżimu.

Kadafi prędko znalazł się w sytuacji Saddama Husajna przegrywającego wojnę, zapędzonego w róg, próbującego walczyć siłami resztek fanatycznych zwolenników i najemników. Z zapowiedzią, że polegnie jak męczennik. Bo jak długo można strzelać do własnych obywateli i to bez szans, że uda się ich jeszcze kiedyś przekupić?

Grzegorz Dziemidowicz jest orientalistą, wykładowcą i dyplomatą, był ambasadorem w Egipcie, Sudanie i Grecji.

Polityka 10.2011 (2797) z dnia 04.03.2011; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Pan na piaskach"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną