Przyjechała na skuterku, zaparkowała pod świątynią Śiwy, przeszła obok śnieżnych lwów pilnujących rzeźbionych drewnianych odrzwi i weszła na podworzec dwupiętrowego ceglanego pałacu. W gasnącym świetle zmierzchu jej dłoń wydawała się jeszcze bardziej smagła niż była w rzeczywistości, a nieśmiały uśmiech jeszcze bardziej olśniewający. – Proszę wybaczyć spóźnienie – powiedziała po angielsku. Z Ramshilą Shakyą, byłą boginią, rozmawiamy w jej dawnym domu – pałacu Kumari Ghar, dokąd została przyprowadzona jako czteroletnie dziecko i gdzie w obcej rodzinie była wychowywana jako żywa bogini. Nie wcielenie bogini, nie symbol, tylko boska istota. – Nie miałam wątpliwości, że naprawdę jestem boginią. Przychodzili ludzie, modlili się, a ja mogłam spełnić to, o co się modlili. Szczególnie często przychodzili ci, którzy prosili o zdrowie dla chorych dzieci.
Więź genetyczna
Podróż do Nepalu to podróż w czasie. I nie chodzi o spotykane na każdym kroku zabytki, tylko o sposób myślenia Nepalczyków, ich wyobrażenia o świecie, głęboką religijność. Każda rzeźba, każdy kamień w hinduistycznej świątyni to nie symbol boga, to sam wcielony bóg. Bóstwo może też zamieszkać w żywym dziecku. Tradycja żywych bogów w Nepalu nie ogranicza się do Kumari Dewi – wyboru żywej bogini: tak samo wybiera się chłopców, którzy są inkarnacją Ganeśa i Bhairaba. Każde z trzech miast – niegdyś niezależnych państw doliny Katmandu: Bhaktapur, Patan i Katmandu – ma własną Kumari. Bogini nosi wiele przydomków, które podkreślają jej dziewictwo i są uosobieniem pierwiastka żeńskiego. Kult Kumari to swoiste połączenie buddyzmu i hinduizmu. Kumari jest hinduistycznym bóstwem, wybieranym spośród przedstawicieli buddyjskiego rodu Shakya, a czczą ją i buddyści, i hinduiści.
Gdy nadchodzi czas wyboru nowej Kumari, do świątyni przyprowadzane są wszystkie dziewczynki z rodu Shakya w wieku od trzech do czterech lat. Z tego rodu wywodził się książę Siddhartha, który dwa i pół tysiąca lat temu doznał objawienia i odkrył przed ludźmi Cztery Szlachetne Prawdy, stanowiące podstawy buddyzmu. – Jesteśmy potomkami Buddy – dumnie obwieścił mi jubiler Kamal Shakya, w którego sklepiku schroniłem się przed deszczem. Jeśli wszystkich żyjących współcześnie Shakyów łączy jakaś więź genetyczna, to nie jest bliższa niż ta, która łączy wszystkich ludzi noszących nazwisko Goldsmith. Skojarzenie nieprzypadkowe: Shakyowie w większości tradycyjnie zajmują się złotnictwem. Mojego pytania, czy wierzy w boginię Kumari, Kamal nie zrozumiał, dopytywał kilka razy. – Czy wierzę? Ależ oczywiście, że wierzę.
Pełna wersja artykułu dostępna w 47 numerze "Forum".