Opowieści Śakuntali Dźakhar nie mają happy endu. Mowa w nich o dziewczętach, które wykorzystano i potem się ich pozbyto; o kobietach, które podpalają się, gdyż zostały zgwałcone. O dzieciach, które zszywa się na powrót, jakby to była gęś do upieczenia. To okrutne opowieści, nie żadne bajeczki z Bollywood, gdzie trochę się romansuje, trochę tańczy, i wszystko się dobrze kończy. Nagle Śakuntala Dźakhar wybucha śmiechem. Chichocze jak dziewczynka, patrząc na syna sąsiadki, który stoi przy lodówce. Popatrzcie tylko: mężczyzna w kuchni! I to w samym środku stanu Hariana!
Kobiety siedzące dokoła niej, też głośno się śmieją. Wszystkie jako dzieci nosiły nazwiska ojców – teraz noszą nazwiska mężów. Tylko Śakuntala Dźakhar nosi własne nazwisko. To kobieta, która nie zna lęku. Jest przewodniczącą Wszechindyjskiego Demokratycznego Stowarzyszenia Kobiet w Harianie, stanie słynącym z gwałtów.
Nigdzie indziej ziemia nie jest tak urodzajna jak tu, wokół New Delhi. I niemal nigdzie indziej dysproporcja w liczebności obu płci nie występuje równie jaskrawo. Na 1000 chłopców przypada tu już tylko 830 dziewczynek. Reszty rodziny się pozbywają – czy to drogą aborcji, czy pozostawienia bez opieki. Sposobów, aby się pozbyć dziewczynki, jest wiele.
Narzeczone na sprzedaż
Na fotelu z obiciem w kwiecisty wzorek siedzi kobieta. Jej skóra jest poryta głębokimi zmarszczkami, wygląda jak indyjskie pola, gdy długo nie pada deszcz. Kobieta ma kiosk, handel idzie nie najgorzej, jest w stanie wyżywić dzieci. Grożą jej jednak synowie sąsiadów, żądają pieniędzy. Policja? Odpowiedzią jest śmiech. A rodzice tych chłopaków? Ach, dziecinko... To kobieta z Bihar, kobieta bez męża. Mogą z nią zrobić, co zechcą. Śakuntala Dźakhar słucha. Potem gdzieś telefonuje. Mówi głośno i ostro. W Harianie zostało już tak mało kobiet, że tutejsi mieszkańcy kupują w Bihar albo w zachodnim Bengalu narzeczone dla swoich synów. To kosztuje 40 tys. rupii, czyli 740 dolarów od sztuki. – Nie, nie, mniej – wtrąca się sąsiadka – tylko dziesięć tysięcy rupii. – Gdzie tam, tylko pięć tysięcy! – Tysiąc! Ponoć i takie ceny się zdarzały.
Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 8 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 25 lutego 2013 r.