W Bułgarii nawet dymisja rządu nie zakończyła masowych protestów, które niesie fala oburzenia po drastycznej podwyżce cen energii elektrycznej. W ostatnią niedzielę lutego, po dwóch tygodniach codziennych manifestacji, na ulice wyszło ponad 100 tys. niezadowolonych. Domagali się niższych rachunków za prąd, nacjonalizacji elektrowni, rozbicia monopoli, walki z biedą i korupcją, rozpędzenia mafii.
Jeszcze tej wiosny siedmiomilionową Bułgarię czekają przyspieszone wybory. Szanse na bardzo dobry wynik wciąż zachowuje centroprawicowe ugrupowanie znienawidzonego przez manifestantów byłego już premiera Bojko Borysowa. Ten absolwent pożarnictwa – a także oficer policji z doktoratem, były trener bułgarskiej reprezentacji karate i posiadacz 7 dana, ochroniarz komunistycznego genseka Todora Żiwkowa, były burmistrz Sofii i właściciel największej bułgarskiej agencji ochrony – jest najbardziej charyzmatycznym politykiem w kraju.
W sondażach przedwyborczych jego partia idzie łeb w łeb z socjalistami i nie jest wykluczone, że wzorem sąsiednich Grecji i Rumunii oba obozy stworzą wielką koalicję, która ponownie zapełni państwową kasę (dziś widać w niej dno) i zreformuje niedomagającą gospodarkę najuboższego państwa Unii Europejskiej. Jeśli reformy się nie powiodą – przewidują bułgarscy publicyści – powtórzyć się może inny grecki scenariusz: gwałtowny kryzys i na dokładkę wzrost znaczenia faszyzujących nacjonalistów.