Wymienił konkretnie pięć nazwisk: Radek Sikorski, Jan Rostowski, Jan Krzysztof Bielecki, Aleksander Kwaśniewski, Jerzy Buzek. Oraz kilka stanowisk: sekretarz generalny NATO, ONZ, szef Komisji Europejskiej, szef Rady Europejskiej i „minister” spraw zagranicznych UE.
Mam dwie uwagi. Nie bardzo wierzę, by gremia światowe naprawdę proponowały Tuskowi posady zagraniczne. To raczej plotka. Owszem, przewodniczący ważnej w Parlamencie Europejskim frakcji w odpowiedzi na pytanie, powiedział o Tusku miło, ale co właściwie miał powiedzieć? Przecież to ludzie grzeczni i polityczni.
Rzeczywiście otwiera się niedługo sezon wyborów i nominacji. Kto myśli o takich posadach – czas, żeby zaczął bywać za granicą, wygłaszać wykłady i przemówienia, a także zakulisowo zabiegać o poparcie. Z polskich osobistości jedynie Sikorskiemu można zaliczyć kilka ważnych przemówień, w których nakreślił jakąś dalekosiężną perspektywę europejską. Świetnym też dla niego piarem była pozycja na liście magazynu „Forbes”. Amerykańsko-polska żona oraz swobodny angielski również stanowią atuty. Ale chwileczkę…
W 2010 r., po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, premier Tusk wycofywał się z wyścigu o prezydenturę, tłumacząc, że przecież nie jest to stanowisko najwyższe i najważniejsze, a tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, piękny pałac, a z realnej władzy to jedynie prawo wetowania ustaw. Podobny argument można dziś powtórzyć w odniesieniu do tych posad zagranicznych. To, że w Polsce przywiązujemy do nich taką wagę – jest w dużej mierze odzwierciedleniem kompleksu prowincji.
Oczywiście nie mamy wglądu w zamknięte obrady wysokich gremiów, ale tok ich rozumowania zdradza dotychczasowa historia. Przyjrzyjmy się nazwiskom po kolei (nie wymieniam wszystkich, bo to tylko krótki komentarz). W ONZ w całej historii sekretarzami generalnymi byli raczej politycy z krajów Trzeciego Świata o znaczeniu – sami oceńcie - Birma, Peru, Egipt, Ghana, którzy bardzo niewiele mogli pomóc nawet własnym krajom. Obecny sekretarz – Ban Ki-moon – z Korei Południowej - nie odgrywa żadnej roli nawet w konflikcie międzykoreańskim, cóż dopiero w innych ważnych sprawach. W NATO sekretarzami generalnymi zostają szefowie partii z mniejszych krajów. Sympatyczny Szkot George Robertson ceniony był za zdolności koncyliacyjne. Ale jaki wpływ ma sekretarz generalny na najważniejszą dziś decyzję Sojuszu – o wycofaniu się poszczególnych krajów z Afganistanu?
Po epoce budowania potęgi Unii Europejskiej i pomnikowych postaciach - Waltera Hallsteina (1958-1967) oraz Jacquesa Delorsa (1985-1995) – przewodniczącym Komisji zostaje Portugalczyk Jose Barroso, który rzecz jasna nie może postawić się nikomu z szefów rządów większych krajów. Jaka jest jego rola w rozwikłaniu sporów z Grecją? Dlaczego mówi się o pani kanclerz Merkel z takim przydechem? Czy to przypadek, że szefowie rządów na osobę „ministra” spraw zagranicznych Unii wybrali panią baronessę Ashton. Czy chcieli mieć w niej przewodnika, a może partnera?
Nasz premier ma rację, kiedy podnosi, że nasz region, tzw. nowa Europa, powinien mieć reprezentanta na światowym świeczniku. Nie przesadzamy tylko z jego blaskiem.