Pociągi, zwłaszcza te szybkie, powinny mieć ograniczniki prędkości, które same włączałyby się automatycznie w newralgicznych miejscach trasy – na ostrych zakrętach, rozjazdach, w trudnych sytuacjach, gdy pociąg nie może jechać szybko. Z technicznego punktu widzenia jest to możliwe, zwłaszcza, że istnieją już systemy pozwalające pociąg zdalnie, sygnałem radiowym, zatrzymać, gdy na przykład maszynista zasłabnie lub umrze na zawał. Działają albo bezpośrednio w lokomotywie lub funkcjonują na trakcji. Nowoczesne systemy kierowania ruchem pociągów pozwalają więc zatrzymać pociąg, gdy dzieje się z nim coś złego. Decydują o tym dyspozytorzy ruchu, którzy w tym przypadku najpewniej w ogóle nie wiedzieli, że pociąg tak pędzi. A powinni byli wiedzieć. Czyli w tym przypadku systemy bezpieczeństwa zawiodły.
Szybki pociąg jadący z Madrytu do Santiago de Compostela miał osiem wagonów i dwie jednostki napędowe – na początku i na końcu. Jego maksymalna szybkość to 250 km/h. Na ostrym łuku, kilka kilometrów przed wjazdem na stację w Santiago, pociąg powinien był zwolnić do 80 km/h, tymczasem jechał z prędkością – jak podają różne źródła – 180 lub nawet 220 km/h. Maszynista był doświadczony, wykonywał swoją pracę od wielu lat, a tą trasę pokonywał nie pierwszy raz. Jeśli zamiast 80, jechał 180 km/h to musiał być kimś całkowicie niezrównoważonym.
Pociąg ma czarną skrzynkę i niezależny od niej zapis prędkości składu. Z pewnością parametry jego drogi zostaną bardzo szczegółowo zbadane. Zbadane zostaną także tory, by wykluczyć jakąś usterkę trakcji lub ich wadliwą geometrię. Wszystko wskazuje jednak na to, że zawinił człowiek, choć potem zawiódł też system kontroli ruchu. Ten nieszczęsny maszynista z pewnością za sterami żadnego pociągu już nigdy nie usiądzie, ale życia 77 lub 78 pasażerów (wciąż zmienia się liczba ofiar) to nie przywróci.
Pociągi zawsze uznawało się za stosunkowo bezpieczny środek transportu, jednak i to się zmienia. Powodem są coraz większe szybkości, które rozwijają. Przy prędkości 200 k/h, a nawet większej, niemal każda usterka lub błąd może się skończyć tragedią. Tak było w Eschede w Niemczech, w 1998 r., gdy pociąg jadący z prędkością 200 km/h zabił 101 pasażerów. Powodem było koło, z którego odpadła obręcz oddzielona od reszty koła gumową warstwą dla podniesienia komfortu jazdy. Obręcz wbiła się w podłogę wagonu, a następnie uszkodziła zwrotnicę i doprowadziła do wykolejenia całego składu.
Istnieje dość ciekawa idea, by częściej i chętniej zastępować transport lotniczy kolejowym, ponieważ nowoczesne pociągi, potrafiące pędzić 300 lub nawet 350 km/h, dają większy komfort podróży niż samoloty. No i są – ponoć– generalnie bezpieczniejsze. Ale uznawana za najbezpieczniejszą – i najszybszą – w Europie francuska kolej TGV miała aż sześć poważnych katastrof w tym wieku. Wydaje się, że za coraz lepszą techniką kolejową, która pozwala nowoczesnym pociągom pędzić z niewiarygodnymi prędkościami, nie podąża zaawansowanie systemów bezpieczeństwa, które ograniczałyby do minimum ryzyko podróżowania tym środkiem transportu.