Rosyjska Duma przyjęła projekt ustawy o bezpieczeństwie cyfrowym. Przewiduje on uniezależnienie rosyjskiego internetu od światowej sieci i takie przekierowanie ruchu sieciowego na rosyjskie serwery, aby uodpornić go na interwencje z zewnątrz. Zanim ustawa zostanie przyklepana, czyli do końca marca, ma zostać przeprowadzony eksperyment odłączenia Rosji – na jakiś czas – od globalnego internetu. Ten test miałby pokazać, jakie będą konsekwencje, co się posypie, co nie, na ile sieć państwowych serwerów DNS, testowanych od 4 lat, da sobie radę z przekierowaniem globalnego ruchu na wewnętrzny. Analitycy przewidują spory bałagan i kłopoty, ale bez tego eksperymentu nie da rady się przekonać, na ile mają rację.
Po co Rosja chce zamknąć swoją sieć? Tu zdania są podzielone. Aby uodpornić się na groźby Zachodu, że w ramach retorsji za hakowanie i mieszanie się w politykę wielu krajów odetnie się za karę Rosję od internetu. Druga interpretacja głosi, że chodzi o cenzurę, o zbudowanie muru na kształt chińskiego, pozwalającego państwu blokować niepożądane treści. Państwowy Roskomnadzor już coraz sprawniej cenzuruje sieć, ma podobno codziennie wysyłać do Google’a aktualną listę stron zakazanych z prośbą/żądaniem o ich zablokowanie. W wewnątrzrosyjskim internecie, czyli runecie, będzie to dużo prostsze. Trzecia interpretacja, że to próba generalna, gdyby na skutek zamieszek społecznych trzeba było wyłączyć sieć. Tak jak to zrobił Mubarak w 2011 r. w ogarniętym rewoltą Egipcie, przy okazji wyłączając sieci komórkowe. A najprawdopodobniej chodzi o wszystkie te trzy przyczyny naraz.