Niemcy to dobre miejsce na wycieczki po lasach, pochodzą z nich przecież Królewna Śnieżka, krasnoludki i Czerwony Kapturek. Całe to baśniowe towarzystwo krzątało się jednak w najniższych leśnych piętrach, za to dziś można wspiąć się znacznie wyżej, korzystając z kładek zainstalowanych w koronach drzew. Konstrukcje te pozwalają spojrzeć na las z ptasiej perspektywy, przybliżając pnie i konary na wyciągnięcie ręki. Na ich odwiedzenie dobra będzie każda pora roku. Latem baldachim liści tworzy cień i dodaje tajemniczości, jesień to oczywiście kolory. Za to zima i wczesna wiosna nie przeszkodzą w bliskim przyjrzeniu się fakturze kory i zorientowaniu się, że korony są osobnymi, porośniętymi mchami i porostami mikroświatami, z dziuplami i załomami, do których nie mamy przecież łatwego, codziennego dostępu. Paradoksalnie zwłaszcza starsze drzewa najbardziej spektakularnie zaprezentują się w bezlistnych okresach roku.
Ścieżki te, w znacznej mierze wykonane z drewna, mają formę długich systemów mostków, często z wieżami – np. ta w Bad Wildbad w Schwarzwaldzie sięga 40 m wysokości – po których zwiedzający maszerują spiralnie wznoszącą się trasą. Standardowo dostosowaną dla osób z niepełnosprawnościami ruchowymi, w tym poruszających się na wózkach. Zawsze obecne są podpowiedzi o tym, co się w danym lesie dzieje i kim są jego mieszkańcy. Spacer urozmaicają przewyższenia, platformy, domki wśród drzew i urządzenia łączące edukację, duchowe wzruszenia i czystą rozrywkę. Odskocznią od analiz tablic informacyjnych będą drabinki i wiszące mosty, także takie, które kołyszą się jak gałąź pod ciężarem przebiegającej wiewiórki. A ścieżka w Waldkirch pod Fryburgiem w Badenii-Wirtembergii bywa odwiedzana głównie dla najdłuższej rurowej zjeżdżalni w Europie i 190 m szybkiego ślizgu.
Kładki i wieże zlokalizowane są zazwyczaj na wzniesieniach, więc wspięcie się na nie będzie okazją do zerknięcia na krajobraz. Pod miejscowością Prora, na morskiej mierzei na wyspie Rugia równocześnie ma się widoki na morze i bukowy las. Patrzącym z wież położonych dalej na południe w pogodne dni na horyzoncie pojawią się szczyty i sylwetki odległych łańcuchów górskich. W wieżę wyposażono punkt widokowy ponad zakole rzeki Saary (Saarschleife), znaną z pocztówek i albumów niemieckich pejzaży, w miejscu, gdzie rzeka zakręca o 180 st. Zawraca w głębokim, górskim wąwozie i z trzech stron oblewa zalesiony cypel, na którym malowniczo tkwią ruiny sporego średniowiecznego zamku.
U niektórych wspinaczka w korony wymagać będzie przełamania obawy związanej z przestrzenią i wysokością. Przekroczeniem podobnej bariery będzie zanurzenie się w noc. Prawdziwa nocna ciemność to rzecz wyjątkowa w najgęściej zaludnionych regionach Europy. Częstszy jest tam tzw. świetlny smog, emitowany przez latarnie uliczne, obiekty przemysłowe, bilbordy, domy czy choćby doświetlane nocą szklarnie. Stosunkowo niedawno zdano sobie sprawę, jak duża ilość sztucznego światła wpływa na zegar biologiczny i rytm dobowy ludzi oraz w jaki sposób zmienia tryb życia zwierząt i roślin. Dlatego okolice pogrążone w mroku stają się szczególnie cenne.
Ciemność może nas niepokoić, ale jest dla nas naturalna, w końcu nasz gatunek ewoluował w warunkach, gdy zmierzch oznaczał przejście do innej sfery, rozświetlonej jedynie poświatą księżyca lub gwiazd. Mieszkańcy aglomeracji prawie już ich nie widują, ale w Niemczech są miejsca, cztery z nich mają status rezerwatów ciemnego nieba, które pozwalają doświadczyć prawdziwie nocnej ciemności i to bez biletów wstępu, godzin otwarcia, za to z planowym dbaniem o to, by światło nie przeszkadzało w patrzeniu w gwiazdy, także tych spadających, w wypatrywaniu komet i szczegółów Drogi Mlecznej. Można na nie patrzeć samodzielnie lub z przewodnikami potrafiącymi powiedzieć, co na niebie wisi, regułą są też udostępnione teleskopy i lornetki oraz wyznaczone punkty, skąd najwygodniej gapić się w gwiazdy. Choć tu przewagę będą mieli amatorzy astronomii.
I tak jak w przypadku koron drzew, także ciemność dostępna jest przez cały rok. Doskonałym czasem jest zima, gdy noce są dłuższe, kiedy wieczór zapada wcześniej, a zwłaszcza dzieci nie muszą długo czekać. A jeśli spadnie śnieg i trafi się do tego noc z księżycową pełnią, ciemność może okazać się zaskakująco jasna. W mrocznych okolicznościach warto też dać sobie chwilę i uruchomić pozostałe zmysły, przede wszystkim posłuchać nocy, która pewnie dostarczy zaskakujących odgłosów, wywołanych przez wiatr, szum roślin, odzywające zwierzęta, czy hałasy generowane z pobliskich miejscowości i ruch drogowy. Na szczęście niemieckie obszary największej ciemności są atrakcyjne także za dnia. Jak w leżącym 70 km na zachód od Belina parku Westhavelland, obejmującym m.in. dolinę dolnego biegu Haweli. Tereny nad rzeką przyciągają ptaki, od jesieni do wiosny zimują tam stada rozkrzyczanych gęsi z dalekiej Północy, a przez cały rok obecne są dropie, będące chyba największą ornitologiczną atrakcją niemieckich nizin.
Innym deficytowym i ostatnio coraz bardziej poszukiwanym dobrem w Europie jest dzikość, ta czasem surowa a najczęściej majestatycznie piękna. W Niemczech miejscami, gdzie w pierwszej kolejności liczą się jej potrzeby jest szesnastka parków narodowych, chroniących rzeczne mokradła, przybrzeżne morza, lasy i góry. Najrozleglejsze są trzy parki nadmorskie, obejmujące płycizny Morza Wattowego, odsłaniane podczas odpływów. Terenów ukształtowanych bardzo niedawno, bo dopiero przez średniowieczne sztormy. Błota Morza Wattowego są kluczowe dla wielu gatunków europejskich ptaków wędrownych, płycizny pozostają celem migracji i poczekalnią w trakcie dalszej drogi na zachód i południe. Na ptaki brodzące, te o długich nogach i z długimi dziobami, nadającymi się do penetrowania błota, czeka tam mnóstwo jedzenia, przede wszystkim stworzonek żyjących w morskim piasku. Dlatego ptaki, a także liczne foki, są tu obecne przez cały rok i dają się podglądać m.in. podczas popularnych spacerów po płyciznach. Siłą rzeczy najlepiej wybrać się na nie w miesiącach najcieplejszych.
Dużą sztuką jest zręczne łączenie wytworów cywilizacji i cudów natury. Udaje się to w znacznej w mierze w Schwarzwaldzie, Czarnym Lesie, zawdzięczającym swą nazwę drzewom iglastym, świerkom i jodłom, które skutecznie odcinają dostęp światła. Stąd pochodzi wiele z germańskich i niemieckich mitów i legend, to spory region, częściowo chroniony w ramach parku narodowego. Przyroda – na czele z wodospadem Triberg, najwyższym w Niemczech – przenika się tam z urokliwymi wsiami i miasteczkami, a także miastami sporymi, z Fryburgiem na czele. Do tego zjawiskowe zamki, odkryte już przez Rzymian gorące źródła, dziś funkcjonujące jako baza uzdrowisk oraz gęsta sieć rowerowych i pieszych szlaków turystycznych, które wytyczono tak, by czerpać przyjemność także z wielodniowego wędrowania.
Artykuł powstał w ramach kampanii Feel Good