Na zdjęciach wszystko wyglądało bardzo groźnie. Rosyjski myśliwiec bombardujący Su-24 niemal zahacza prawym skrzydłem o nadbudówkę amerykańskiego okrętu, wykonując niski przelot z przechyłem na wysokości nie więcej niż 15 metrów nad powierzchnią morza. Na innych filmach samolot wykonuje „low pass” tuż nad powierzchnią wody na znacznej prędkości. Można by powiedzieć, że załoga amerykańskiego niszczyciela rakietowego dostała w prezencie od lotnictwa Floty Bałtyckiej całkiem ciekawe pokazy lotnicze.
Liczba umieszczonych w sieci zdjęć i nagrań świadczy zresztą o tym, że marynarze US Navy tak właśnie potraktowali to wydarzenie – skupiając się na obserwacji i dokumentowaniu działań Rosjan, a nie na przygotowaniach do obrony przed ewentualnym atakiem. Rosyjski sztab wyjaśnił, że Su-24 wykonywały planowe loty szkoleniowe, a po natrafieniu na amerykański okręt wykonali zwrot, przestrzegając zasad bezpieczeństwa. Tłumaczenie nie ma nic wspólnego z faktami widocznymi na zdjęciach, ale to nie szkodzi – wszystko jest elementem teatru.
Polska celem prowokacji
Sytuacja rozpatrywana w sensie wojskowym była bowiem kąsaniem słonia przez komary. Jeśli w czymś przeszkodzili rosyjscy piloci, to w dokończeniu lotów treningowych polskiego śmigłowca pokładowego SH-2G Kaman z 43. Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni Babich Dołach, który dzień wcześniej przebazowany został na pokład amerykańskiej jednostki. Miał trenować prowadzenie, starty i lądowania, a także procedury tak zwanego tankowania na gorąco, z pracującym jednym silnikiem i uruchomionym wirnikiem nośnym – i to po raz pierwszy we współdziałaniu z załogą tak dużego okrętu sojuszniczego.
Nasze morskie śmigłowce na co dzień stanowią wyposażenie fregat ORP Kościuszko i ORP Pułaski – są ich główną bronią zwalczania okrętów podwodnych.