Recenzja serialu: „Resident Evil: Remedium”, scen. Andrew Dabb
„Resident Evil: Remedium” nie sprawdza się ani jako horror, ani kino akcji, ani pokręcona historia rodzinna.
„Resident Evil: Remedium” nie sprawdza się ani jako horror, ani kino akcji, ani pokręcona historia rodzinna.
Niemiecki miniserial do niedawna określilibyśmy mianem kina (post)apokaliptycznego.
„Light & Magic” jest laurką dla Lucasa i jego współpracowników, lecz w żaden sposób nie odbiera to przyjemności płynącej z seansu.
Twórcy nie uciekają przed problemami: rasizm jest w serialu obecny, jest też walka kobiet o równe prawa, ale wszystko to w znanej, ciepłej konwencji.
Kawałek porządnego, gatunkowego kina.
Perypetie bohaterek ogląda się z dużą przyjemnością.
Piękne kostiumy i świetna muzyka. Idealna rozrywka na upalne lato.
Kipi energią, bywa ostentacyjnie kiczowata i przeładowana pomysłami – dokładnie taka, jaka powinna być historia nastolatki.
Charyzma i ekranowy luz Seweryna świetnie się sprawdzają, zwłaszcza w parze z naturalnością Chętnickiej i urokiem Kovy Rei walczącego w szpilkach ze śląskimi chodnikami.
Serial zupełnie inny niż pełne patosu amerykańskie medyczne dramy.
Opowieść o starciu dobra ze złem.
Po obejrzeniu czterech godzinnych, zrealizowanych z rozmachem i świetnie granych odcinków zostaje się z poczuciem, że to kolejny autoportret środowiska stworzony z pieczołowitością godną lepszej sprawy.
„Nocne niebo” to dwa seriale w cenie jednego.
Kamera z godną pozazdroszczenia cierpliwością śledzi wszystkie wymiany spojrzeń, pocałunków, chwile zwierzeń, ból, strach, rozczarowanie, wyrzuty sumienia.
Jest niezręcznie i letnio.
Spin-off liczącej siedem sezonów serii „Bosch” to jeszcze więcej tego samego i w tym przypadku nie jest to powód do narzekań.
Po obejrzeniu pięciu z ośmiu odcinków zostaje się z poczuciem ciekawej i wciągającej, ale nadmiernie rozciągniętej historii.
Na pierwszy rzut oka „Lśniące dziewczyny” to tradycyjna opowieść o dziennikarskim śledztwie w sprawie seryjnego zabójcy kobiet.
Odbity na kserokopiarce scenariusz, marny humor, a przede wszystkim pozbawiona wdzięku, toporna animacja.
Z „Turystą” wyruszamy na wyprawę w australijski interior, do krainy węży, jaszczurek, skorpionów i uprawiających seks na środku drogi żółwi.