Recenzja spektaklu: „Pan Hoho”, reż. Krzysztof Dracz
Zwierciadło jest w tragifarsie Dulęby motorem przemiany tytułowego bohatera, odbija jego kompleksy, frustrację i pragnienia.
Zwierciadło jest w tragifarsie Dulęby motorem przemiany tytułowego bohatera, odbija jego kompleksy, frustrację i pragnienia.
To, co na papierze mogło uwodzić niuansami, na scenie razi dosłownością i jałowością.
Rzadko się zdarza, by spektakl rocznicowy był jednocześnie aktualny.
Cytowane w spektaklu nagranie Joanny Szczepkowskiej ogłaszającej koniec komunizmu w Polsce buduje ciekawe analogie i daje do myślenia.
Kontekstem jest współczesność – od kwestii wolności artysty w autorytarnym systemie po mizoginię polskiego teatru.
Spektakl tradycyjny, nieprzeładowany, a przy tym dobrze wykonany muzycznie pod dyrekcją Dawida Runtza.
Wcielający się w bohaterów aktorzy białoruscy i rosyjscy akcentują nadzieję i wiarę, że cierpienie, wysiłek, śmierć nie pójdą na marne.
Autorskie podsumowanie 2021 roku w teatrze.
Po dobijająco mrocznym, pozbawionym nadziei „Woyzecku”, wystawionym w Narodowym przed rokiem, Piotr Cieplak postanowił poszukać jaśniejszego tonu.
Pandemia przypomniała nam różne postawy i reakcje ludzkie wobec choroby, które są jednym z głównych tematów opery Pucciniego.
„Cudzoziemka” Marii Kuncewiczowej wyróżnia się na tle polskiej literatury międzywojnia oryginalnym, kobiecym spojrzeniem na rodzinę, mocnym osadzeniem w życiowym doświadczeniu i wiarygodnym psychologizmem.
To mógłby być bardzo aktualny spektakl – o dziedziczonych przywilejach, które trzeba z żalem pożegnać, o życiu na cudzy koszt i dobrobycie na kredyt, który wreszcie trzeba zacząć spłacać.
Ciekawa koncepcja, niespodziewanie dobrze łącząca się z muzyką.
Całość ma wymiar uniwersalny i, co może najważniejsze, skłania do wejścia na deski własnego domu rodzinnego i przyjrzenia się tym, które go przez pokolenia budowały.
Przed premierą Paweł Miśkiewicz zapowiadał swój „Zamek” jako kontynuację wystawionego na tej samej scenie cztery lata wcześniej „Idioty” Dostojewskiego.
Gdyby wszystkie sceny były tak precyzyjnie zrealizowane, jak otwierająca „Śnieg” rozmowa w kawiarni, zmieniająca się w samozwańczy sąd moralności – widzowie świadomi obecnej sytuacji w Polsce mogliby psychicznie nie wytrzymać kolejnych.
Za podstawę scenariusza posłużył „Stramer”, głośna powieść Mikołaja Łozińskiego o życiu żydowskiej rodziny w przedwojennym Tarnowie, oraz fragmenty „Wyjechali” W.G. Sebalda.
Całym kształtem muzycznym zawiadował tym razem znany niemiecki dyrygent Lothar Koenigs, z pozytywnym efektem.
Spektakl, który otwierała scena spowiedzi, kończy się ekstatyczno-erotycznym rave’em samotnego tłumu.
Są tu momenty poruszające, odniesienia do współczesności, także polskiej, są czytelne i bolesne, ale nie wszystko działa.