W maju 1798 r. z portu w Tulonie wypłynęła potężna, licząca blisko 500 jednostek, francuska flota. W jej skład wchodziło 300 transportowców, na których pokładach zaokrętowano 38 tys. żołnierzy, przewożono 1200 koni i 171 armat. Armią tą dowodził młody, opromieniony świetnymi zwycięstwami we Włoszech, generał Napoleon Bonaparte, a jej celem było zdobycie Egiptu. Niestety, okręty wojenne, mające osłonić wielki konwój, w większości znajdowały się w fatalnym stanie. Poza nielicznymi wyjątkami, jak flagowy liniowiec „L’Orient”, były to jednostki przestarzałe, niektóre przebywające w służbie od połowy wieku, przegniłe od morskiej wody, źle wyposażone, ze zdekompletowanymi załogami i pozbawione kompetentnych oficerów na skutek rewolucyjnego zapału jakobinów, jak i klęsk zadanych przez marynarkę brytyjską. W razie spotkania ze znaczącymi siłami brytyjskimi 13 francuskich liniowców (i 50 mniejszych okrętów) nie miało większych szans na dotarcie do Egiptu. Jednak duże angielskie eskadry, o czym wiedział Bonaparte, nie działały w tym czasie na Morzu Śródziemnym.
Ostrze egzotycznej i ryzykownej wyprawy egipskiej skierowano przeciwko Imperium Brytyjskiemu (Egipt był drogą do jego kolonii w Indiach). Anglia – jako ostatnie państwo antyfrancuskiej koalicji – wciąż walczyła z Francją. Wobec brytyjskiej przewagi na morzach musiano porzucić plan przeprowadzenia desantu na Albion. Bonaparte zaś marzył o nowych zwycięstwach, a członkowie Dyrektoriatu uznali, że należy pozbyć się z Paryża zbyt ambitnego generała.
Wyprawa egipska okazała się katastrofą francuskiej armii, choć, paradoksalnie, zarazem wielkim zwycięstwem Bonapartego (Napoleon, porzuciwszy swoją armię, udał się w rok później do Paryża, gdzie na drodze zamachu stanu objął funkcję pierwszego konsula).