Uśpiwszy czujność klientki, mistrz fryzjerski zabrał się do pracy ze zdwojoną aktywnością. Ciął wizjonersko, bez cienia kompleksów. Dziewczyna nie protestowała. Wisiała poziomo w powietrzu, głowę opierając na rękojeści wbitej w podłogę szpady. Wreszcie mistrz zarzucił czarną peleryną, zatupotał lakierkami na szpilkach, które nosił tej nocy i zbudził Margaret. Nie skomentowała swojej nowej fryzury, bo nie miała tego w kontrakcie. Margaret była modelką. Uśmiechała się do publiczności fryzjerskich mistrzostw świata Hair World Berlin 2000. Zupełnie rozenergetyzowanego po pokazie fryzjera-hipnotyzera obsługa odprowadziła za kulisy.
W zawodzie zrobiła się konkurencja i ważna jest teraz kreatywność oraz bieżący kontakt z trendami światowymi, które bywają szalone. Chociaż z drugiej strony podręcznik sztuki fryzjerskiej naucza, że zawód uprawiać należy świadomie, to znaczy wyrobić umiejętność przewidywania skutków swojej pracy. Fryzjer myli się raz. Zraniony w serce klient nie wraca więcej do naszego zakładu i pada łupem konkurencji. Dzisiaj w zawodzie należy mieć indywidualne podejście do człowieka, nad każdym pochylić się z troską.
Panią Halinę szlag by trafił, gdyby weszła do salonu, a tam fryzjerka pyta, jak strzyżemy, jak czeszemy. W swoim salonie Halina nie pyta, tylko z wyglądu i zachowania gościa odczytuje jego potrzeby. Działa psychologicznie na poziomie elementarnym. Wita go przez podanie ręki, okiem omiata jakość surowców, z których wykonano torebkę i buty klienta. Nawiązuje kontakt wzrokowy, zapewnia napoje, słucha, jak osoba się wypowiada i zgaduje zawód. Następnie proponuje typ uczesania, jaki w myślach dobrała do twarzy. Jednak to nie koniec, bo sytuacja podręcznikowa zakłada, że obie strony mają prawo do głosu. Więc rozmawiają. To według pani Haliny jest kompetentne fryzjerstwo.
Ale okazuje się, że znajoma z branży ma inne zdanie, bo nie można nie zapytać świeżego klienta, jak chce mieć włosy zrobione. Takiego wiernego, który 15 lat przychodzi do salonu, można nie pytać, bo się go ma w komputerze zasejfowanego od nazwiska i daty imienin po siłę skrętu włosa w razie trwałej ondulacji. A taki świeży gość zaraz by się zraził.
Rozmowa toczy się w pociągu specjalnym wiozącym fryzjerów z całej Polski na Hair World Berlin 2000. W trzech wagonach klasy 2, pędzących na zachód, wszyscy rozmawiają o tym samym, spłukując gardła piwem. Młody steward usiłuje wprowadzić do scenariusza nieco kolorytu i wylewa pięknej fryzjerce z wagonu trzeciego gorącą kawę na kolana. Cel osiąga jedynie chwilowo.
„Transplantacja włosów. Możliwość płatności ratalnej w systemie X – włosy na raty”.
Starożytni Egipcjanie bardzo dbali o włosy. Rzeźby i malowidła, które potem wykopano z piachu w ich kraju, to dowód. Farbowali fryzury henną, a niewolnice wiązały im warkoczyki, bo tak wypadało w eleganckim towarzystwie. Brody były niemodne, więc mężczyźni golili się na gładko ostrymi rożkami z brązu.
Inaczej w Babilonie, gdzie broda odróżniała mężczyzn od kobiet. W kwestii bród obowiązywał trend strzyżenia w misterne schody. Jak się okazało w przyszłości, długa broda była całkiem niepraktyczna w bitewnych starciach, ponieważ chwytał za nią wróg. Aleksander Macedoński kazał wojownikom się golić, bo zamierzał wygrać jak najwięcej bitew.
Modele na mistrzostwach świata we fryzjerstwie Berlin 2000 noszą brody misternie wycięte i włosy nad czołem wymodelowane jak u grupy wokalnej Kowboje z Leningradu. Modelki prezentują pozorny nieład, który w oczach sędziów okazuje się fryzurą pełną niuansów i technicznych trików. Panowie z Komisji Kosmetyczno-Fryzjerskiej Związku Rzemiosła Polskiego przestrzegają, żeby nie brać fryzur konkursowych za dyktat mody. Kilkusetosobowa rzesza modelek i modeli będzie strzyżona na jeden sposób, tak jak umówiły się w tym roku międzynarodowe organizacje z branży. Chodzi nie o fantazję, ale o kunszt zawodnika. Józef Dreinert, trener kadry fryzjerstwa damskiego i sędzia międzynarodowy, ujmuje to następująco: mimo że jeden loczek w lewo, drugi w prawo – to jest właśnie ten smaczek. My to czujemy, my tym żyjemy. Wiemy, gdzie przyfalować, a gdzie odbarwić.
Polska kadra narodowa fryzjerów składa się z dwóch drużyn po cztery osoby. Jedni będą obcinać mężczyzn, drudzy kobiety. Nasi prezentują się doskonale w marynarkach z godłem na piersiach. Nie czują niepokoju, pierwsza liga. Długo trenowali na zgrupowaniach i indywidualnie. Jadą zdobyć Berlin.
„Metoda umożliwia przedłużanie włosów z krótkich na długie”.
Zaczęło się. Najpierw wystartowały młodziki. Na podium ogromnej hali berlińskiego centrum wystawowego zawodnicy walczą między ścianami luster. Atakują głowy manekinów nożyczkami, szczotkami i suszarką. Chmury lakieru z tubek ciśnieniowych ulatują pod sufit. Lalki gapią się beznamiętnie. Sędziowie kręcą się po podium z listą punktów w dłoniach. Przystaną, pokiwają głową nad technicznym rozwiązaniem fryzury manekina i pójdą oceniać dalej. Sędziom nie wolno rozmawiać ani dotykać się przy pracy.
Tymczasem seniorzy i ich żywi nosiciele fryzur relaksują się za kulisami przed konkurencją właściwą. Prawie nie spali. Jeszcze nad ranem, po trudach bankietu dnia poprzedniego, myli i farbowali włosy modeli. Każdy sam opłaca i dba o własnego modela.
Sekcja damska zawalczy w kategoriach fryzura dzienna użytkowa, fryzura wieczorowa, czyli hair by night, oraz fryzura czesana palcami. Zawodnicy zaczną od zmoczonych i zaczesanych do tyłu włosów modelek. Na każde uczesanie mają dany czas. W przypadku hair by night muszą dodatkowo wykorzystać minimum trzy dopinki, które wnosić na podium wolno tylko fabrycznie zapakowane.
Mężczyźni będą na mistrzostwach czesani strukturalnie z zarysem fal, konsumpcyjnie palcami, a także klasycznie z bombażem. Wersja bombażowa dopuszcza zastosowanie jednego stonowanego koloru na górnej płaszczyźnie fryzury. Nie ma żartów.
Andrzej Matracki, mistrz Polski, kapitan sekcji fryzjerstwa męskiego, uważa, że dobry fryzjer jest artystą. Ci najwięksi to już nie fryzjerzy, tylko styliści albo snobistycznie hairdresserzy. Zapytaj mnie, kogo czesałem, domaga się Andrzej. Czesał między innymi Hołowczyca, Sojkę, piosenkarza Norbiego i Krzysztofa Krawczyka do teledysku. Niedługo założy prywatny salon.
„Włosy naturalne: słowiańskie 100%. Nie azjatyckie. Nie portugalskie. Polskie, sortowane włosy 100%. Zestaw (bez włosów) 4000 zł brutto”.
Sześć hal centrum wystaw zapełnili kosmiczną architekturą, scenami do pokazów pozakonkursowych i stoiskami, z których sprzedają fryzjerską galanterię. Wszystko ku czci włosa. Wielkie koncerny kosmetyczne oddziałują na podświadomość za pomocą prostych trików komputerowych. Dotknij ręką, a spadnie wirtualna kropla do ekranowego jeziorka. Poskacz po płytach chodnikowych, bo każda wydaje inny dźwięk. Widzisz, już jesteś kompozytorem! A teraz kup szampon. Ludzie są zachwyceni.
Wśród gości modne są fryzury tlenione i bez bombażu. Dominują strzępy i pasemka. Z odzieży młodzi Azjaci lansują różowe, obcisłe golfy bez rękawów. Niemiecka młodzież męska skłania się raczej ku wygodnym spódnicom. Amerykański przedstawiciel bardzo znanej firmy kosmetycznej bez ogródek mówi, że ludzie są próżni, a to jest targowisko próżności.
Amerykanin jest sugestywny. Modelce Wendy rzucił na kolana jakiś kłębek przypominający zdechłe zwierzątko i zawodzi cienko: o, mój Boże, mam krótkie włosy, a wybieram się na party. Co ja zrobię, co ja zrobię. Szast, prast i zakłada Wendy siateczkę na głowę, zaznacza pięć dogodnych punktów i doprawia jej to coś, co leży na kolanach. Dla podkreślenia radości z długich włosów Wendy tańczy.
Na scenie B przebrany za kosmitę stylista kazał modelkom uklęknąć. Sam przemieszcza się w takt rapu, żongluje nożyczkami, opowiada do mikrofonu, co właśnie robi, strzyże dziewczyny od niechcenia. A potem wrzuca nożyczki do kabury i kłania się widowni.
Na G-12 mistrz już trzeci raz tego dnia zahipnotyzował Margaret, a potem ją obudził i odszedł wyczerpany. Ze scenariusza wynika, że zrobi to jeszcze kilka razy. Niech moc będzie z nim.
Wojciech Radziwiłowicz, szef Komisji Fryzjersko-Kosmetycznej ZRP, wie, że wielkie firmy zatrudniają ludzi, których praca polega na robieniu przedstawienia. Takie trupy jeżdżą od targów do targów. W poważnym zakładzie takich rzeczy się nie robi, tylko się pracuje, mówi przewodniczący. Takie rzeczy robi się w Julinku.
„Stalaktytowe pasma, anielska świetlistość włosów, słoneczne afro, metaliczne grzywki, graficzna gładkość, opalizujące kosmyki, transparencje i półprzezroczystości, gra światła i cienia...”.
W starożytnej Grecji nosiło się przedziałki. Poza tym włosy nad czołem obcinano, a ich końce przypalano, żeby powstały loczki. Grecy nazywali fryzjerów kalamistrami, bo kalamis to był jeden ze sprzętów do układania włosów.
Rzymscy mężczyźni wybrali powrót do natury, wystarczy spojrzeć na fryzurę Gajusza Juliusza Cezara. Za to Rzymianki odleciały w awangardę, bo używały szminek, tuszów do rzęs i farbowały włosy na blond na wzór kobiet z podbitej przez Cezara Germanii. Fryzury kobiet z wysokich stanów miały konstrukcję starożytnej tragedii. Zaczynały się nad czołem dziesiątkami splecionych wątków. Potem w partiach środkowych głowy rozwijały się dość gładko, naturalnie i zachęcająco. Kończyły się na karku splecionym węzłem, bo – jak wiadomo – żadna z wybranych przez antycznego bohatera dróg nie jest tą właściwą.
Pani Julia, fryzjerka z Polski środkowej, poezję w swoim zakładzie wprowadziła kilka lat temu. Strzygła pewną poetkę i zawarły umowę. Odtąd na każde święta powstawały liryki delikatnie nawiązujące do tematu włosa, które pani Julia wysyłała stałym klientom. Julia kocha ludzi i na tym bazuje jej zakład.
Ludzi można kochać, ale praktykantki czasem trudno, powiada na to pani Ela z północy kraju. Ma taka lat naście, pracuje na kosmetykach najlepszych na świecie, klientka raz pochwali jej trwałą i dziewczyna obrasta w piórka. Kochanie, strofuje ją Ela, ja 21 lat w zawodzie jestem i nie wiem wszystkiego. A ty już wiesz?
Tak, tak, teraz fryzjer jest jak lekarz albo prawnik, dodaje fryzjerka z najdłuższym stażem. Całe życie się uczy. Reaguje na zmiany fasonu, technologii pracy, zdobycze psychologii w dziedzinie kontaktów. Dzieli włos na czworo, można rzec. Kiedyś o siódmej otwierało się zakład, kolejka już stała, to się świat przeklinało.
Na początku lat 80. fryzjerka z najdłuższym stażem była na zjeździe branży w Warszawie. Wieczorami pięknie ubrane fryzjerki zeszły do baru hotelu Grand, gdzie zaniepokoiły swoim wyglądem tutejsze dziewczyny. Nazajutrz było zwiedzanie kościołów stolicy. Tego dnia, a była to niedziela, miasto okazało się pustynią. Dosłownie żadnego otwartego sklepu z oranżadą.
Uczestnicy zjazdu wypili wodę święconą z kościoła Najświętszego Zbawiciela.
Fryzjerki z Polski z kamerami wideo przeciskają się przez tłum publiczności Hair World Berlin 2000. Podpatrują mistrzów. Na stoiskach oglądają drobiazgi, których laik nie potrafi nawet opisać.
„Strzyżenie nożem chińskim. Tylko 490 zł za 1 dzień”.
Podręcznik do nauki fryzjerstwa zaleca, aby drzwi od zakładu były w miarę możliwości otwarte. To likwiduje barierę. Typologia klienta: prestiżowy, zdystansowany, podatny, niemodny, nonkonformista, zadbany konserwatysta. Z każdym rozmawiać należy stonowanym głosem, czasem powtórzyć jego najważniejsze wypowiedzi, aby miał pewność, że jest słuchany. Trzeba pamiętać, że skoro przyszedł do salonu, zależy mu na wyglądzie. Włosy pełnią dla niego nie tylko ustaloną przez naturę funkcję ochronną, ale także wabiącą płeć przeciwną. Dobrze wykonana fryzura relaksuje i dodaje pewności siebie. Jeśli gość zżyje się z fryzjerem do tego stopnia, że opowiada mu o chorobach, też nie należy się peszyć.
Jeden z grzechów głównych to efliracja, czyli wycięcie zbyt dużej ilości włosów. Wielcy nigdy nie eflirują. Vidal Sassoon ze swoimi wzorami geometrycznymi. Andrew Collinge, który strzyże angielską rodzinę królewską. Michael Rosiński, który w programie niemieckiej telewizji uczesał 31 osób w ciągu półtorej godziny. Alexandre de Paris. Klaus Peter Ochs. Siergiej Zwieriew. To są kreatorzy.
Wojciech Radziwiłowicz z Komisji Fryzjersko-Kosmetycznej mówi, że w Polsce nowoczesne podejście do fryzjerstwa zaczęło się wraz z wolnym rynkiem. Wtedy dla wielu stało się jasne, że klient nie robi łaski, oprócz miłej atmosfery i dobrego strzyżenia, chce dodatkowo solarium, masaż, komputerową symulację, owocową herbatę, kawę, świeże czasopisma i Internet w poczekalni. A fryzjer, jak barman z filmu z Humphreyem Bogartem, ma być powiernikiem. Zależnie od sytuacji ma też być cichym fachowcem, kiedy rozedrgany gość woła już od progu, że zaparkował niezgodnie z przepisami i musi szybko wyjść.
Od pięciu lat Polska należy do najważniejszych międzynarodowych organizacji fryzjerskich. Od listopada 2000 r. do Inter Coiffure – najbardziej elitarnej z nich, działającej jak loża rotariańska. Jak cię zaproszą, to jesteś. Jan Stoppel, sędzia międzynarodowy i prezydent polskiego oddziału IC, twierdzi, że Europa łączy się nie tylko przez politykę, ale również za sprawą zawodów twórczych.
„Mieć albo nie mieć? Balsam X po depilacji nieodwracalnie powstrzymuje włosy przed odrastaniem”.
Andrzej Matracki, kapitan sekcji męskiej, wyjaśnia, że dla sędziego w mistrzostwach świata liczy się: jak model siedzi, jak ma ustawioną głowę, czy ładnie się odbija w lustrze, czy jego twarz promienieje uśmiechem, a wreszcie struktura, kolor i kontury fryzury.
O dobrego modela trudno. Nie dość, że musi cierpliwie dawać głowę, to jeszcze być przystojny, ładnie uzębiony i mieć odpowiedni kształt czaszki. Model przyjacielem zawodnika. Doradzi, przytrzyma suszarkę albo tubkę z lakierem. Odpowiednio zaprezentuje fryzurę, kiedy przyjdzie sędzia.
Joanna Zaremba, dwukrotna mistrzyni Polski i kapitan sekcji damskiej na mistrzostwach świata, opowiada, że wychowała się w duchu salonu fryzjerskiego. Mama jest trenerką kadry narodowej fryzjerów. Joanna ma zmysł do fryzur, wystarczy, że spojrzy, wie, jak zrobić. Oprócz tego trenuje kilka razy w tygodniu. Jej modelką na mistrzostwach jest siostra.
Siostra pyta mamę, czy może powiedzieć zdanie dla prasy. Mama pozwala. Dziewczyna mówi, że na co dzień uczy się w liceum, a na mistrzostwach odpoczywa, bo jest podziwiana przez innych. I bardzo to lubi.
Trzy, dwa, jeden, start – komenda pada przez mikrofon. Zawodnicy w kategorii seniorów biegną przez podium do modeli. Nosiciele fryzur uśmiechnięci zgodnie z etykietą. Kolorowe stroje zawodników migocą odbite w setkach luster. Japończyk pracuje kanciasto, z doskoku, zrywami. Boliwijczyk płynnie buja się nad głową modela. Polak spokojnie, metodycznie.
„Komplet manekinów dla każdego uczestnika kursu, na których przeprowadzane są wszystkie ćwiczenia”.
Po fryzjerskich ekstrawagancjach Rzymu długo, długo nie było nic. Najpierw do Cesarstwa wtargnęli mało wymagający pod względem estetycznym Hunowie i Gotowie. Potem było Średniowiecze, gdzie kult ciała, w tym także włosa, był niemile widziany przez Kościół. Wobec tego wszyscy nosili śmieszne czapki podobne do pilotek lub wafelków do lodów kulkowych.
W Renesansie modne były myślące czoła. Więc kobiety układały włosy w misterne plecionki po bokach głowy i ozdabiały perełkami i agrafkami. Czoła goliły. Damskie włosy barokowe były udrapowane jak wzorek na torcie, bo tak dyktował dwór francuski. W rokoku mężczyznom odbiło i zaczęli nosić damskie peruki, które pudrowali. Tymczasem damy upinały swoje włosy na wysokich rusztowaniach mocowanych na głowie. Trendowe było nieużywanie wody, więc wielcy panowie mieli pchły i wszy. Drapali się po plecach drewnianą dłonią z zakrzywionymi palcami, tak popularną wtedy jak packa na muchy dzisiaj.
Nieelegancką sprawę rozwiązała dopiero Rewolucja Francuska, bo wygubiła panów, a lud powrócił do prostoty fryzury, chociaż też gniewał się na wodę. W następnych epokach prostota była na fali. Czasem tylko kobiety umieszczały we włosach wypchane ptaszki i uschłe kwiaty.
Na scenie pokazowej Hair World Berlin 2000 modelka fryzowana czyjąś słynną ręką śpiewa arię operową. Na innej scenie Mulatka ze świeżą trwałą udaje Tinę Turner. Obok fryzjerzy stepujący. Strzygą na czas, więc uśmiechnięte głowy modelek bujają się jak pieski na tylnej szybie samochodu.
Z głównego podium konkursu zeszła kadra narodowa Polski. Za kilka dni okaże się, że sekcja damska zdobyła 7, a męska 8 miejsce. To sukces, skomentują trenerzy. Drugi raz Polacy w mistrzostwach i taki sukces.
A pani Halina, uzbrojona w automatyczny aparat fotograficzny, dopadła modela z Brazylii i każe mu kręcić głową. Nosiciel fryzury z bombażem pozuje jak do policyjnych akt. Tył, przód, profile. Pani Halina goni go i wskazuje na czubek głowy. Brazylijczyk pochyla się i demonstruje fryzurę ułożoną w idealnie płaskie lotnisko z lekkim odcieniem granatu. Błyska flesz.
„Włoska profesjonalna suszarka w komplecie z nogą 529 zł brutto”.
W 1962 r. Astrid Kirschner, niemiecka fotografka, obcięła swojego chłopaka Stuarta Sutcliffe’a, który grał na basie w grupie Lennona i McCartneya. To była pierwsza masowa rewolta fryzjerska. Piętnaście lat później świat konformistów musiał przywyknąć do fryzury Johna Lydona i jego kumpli z Sex Pistols. Od tego czasu z włosami wolno wszystko.
„Posiadamy głowy do peruk”.
Autor dziękuje za pomoc firmie Wella i magazynowi „Świat Fryzjerstwa”. Autor korzystał z podręcznika „Fryzjerstwo wraz z poradami kosmetycznymi”. Imiona kilku bohaterów zmieniono.