Kraj

Polityczne? Kryminalne? Kryminalne? Polityczne? Itd. Część I

Działania „dobrej zmiany” po zabójstwie Pawła Adamowicza

Pożegnanie Pawła Adamowicza w Szczecinie Pożegnanie Pawła Adamowicza w Szczecinie Agencja Gazeta
Śledztwo w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza zapewne nie zakończy całej dyskusji i właśnie ona jest tu najciekawsza.

Jeden z działaczy PiS miał powiedzieć, że my będziemy mówić o zabójstwie Pawła Adamowicza jako o zdarzeniu kryminalnym, oni – że było polityczne, i tak to będzie się kręcić. Miał rację, aczkolwiek nie do końca. Narracja z obozu dobrej zmiany jest wyłącznie taka, jak rzeczony działacz (wystąpił anonimowo) to ujął, druga strona jest bardziej zróżnicowana.

Do ustalenia: jakie były motywy Stefana W.

Cała kontrowersja jest jednak absurdalna. Czyn Stefana W. jest (używam czasu teraźniejszego, bo kwalifikacja prawna nie zależy od czasu) kryminalny. Każde zabójstwo polityczne jest kryminalne, ale nie na odwrót. Trywializując dla celów poglądowych: spór „kryminalistów” i „politologów” przypomina dyskusję o tym, czy koty są ssakami czy zwierzętami.

Nie ukrywam, że jestem przeciwnikiem dobrej zmiany. Niemniej wypowiedzi pp. Schetyny, Borusewicza, Grabca czy Scheuring-Wielgus (ostatnio dołączyła do nich wdowa po zabitym prezydencie Gdańska) stwierdzające, że Paweł Adamowicz został zabity z powodów politycznych (miał to być mord polityczny), uważam za nieuprawnione nie tylko z powodu pomieszania stopni ogólności, ale również dla bardzo prostych racji prawniczych. Gdy rozpatruje się przestępstwo (ograniczam się do zabójstw), ustalenie faktów dotyczy samego zajścia danego czynu i jego motywów. To, że Stefan W. zabił P. Adamowicza, nie ulega wątpliwości, natomiast pozostaje sprawa motywów.

Sam sprawca nie przyznaje się do popełnienia przestępstwa. Jest to taktyka zrozumiała i wcale nie musi polegać na zaprzeczaniu zadania ofierze ran, które okazały się śmiertelne. Stefan W. może np. twierdzić, że użył noża, ale nie wiedział, co czyni. Tak czy inaczej sprawa musi być rozpoznawana z uwzględnieniem stanu świadomości Stefana W. w chwili ataku na Pawła Adamowicza. Rzecz byłaby prosta, gdyby nie okrzyki sprawcy, że został pokrzywdzony przez PO. To może a priori świadczyć o tym, że działał z powodów politycznych i chciał zemścić się na prominentnym lokalnym polityku kojarzonym z PO. Ale jest to tylko hipoteza, która musi być potwierdzona a posteriori, czyli właśnie przez ustalenia śledztwa.

Czytaj także: Trwa nagonka na rodzinę zabójcy Pawła Adamowicza

Czy porównania do zabójstwa Gabriela Narutowicza są uzasadnione?

Zwolennicy politycznego podłoża czynu Stefana W. wskazują, że sprawca podlegał ogólnej atmosferze pełnej wzajemnej nienawiści okazywanej przez zwalczające się ugrupowania, tj. Zjednoczoną Prawicę i jej oponentów. Nikt rozsądny nie może temu zaprzeczyć. Jest też prawdą, że Paweł Adamowicz nie był nadmiernie lubiany (skromnie rzecz ujmując) przez obóz dobrej zmiany. Sprawa, czy jest winien nadużyć majątkowych, nie została zakończona, ale znając praktykę prokuratury pod wodzą p. Ziobry i CBA pod wodzą p. Bejdy, nie jest wykluczone, że wszczęto ją dla skompromitowania Adamowicza.

Notabene liczne internetowe wpisy orędowników dobrej zmiany informują, że popełnił on zarzucane mu czyny w postaci zwielokrotnionej w stosunku do aktu oskarżenia. Niemniej aby mówić o zabiciu Pawła Adamowicza przez Stefana W. jako przestępstwie z motywów politycznych, trzeba wykazać, że owo podleganie ogólnej atmosferze nienawiści rzeczywiście spowodowało zabójstwo prezydenta Gdańska. Na razie mamy tylko ogólną hipotezę, że mogło spowodować lub przynajmniej przyczynić się do zajścia całej tragedii. Porównania Stefana W. do E. Niewiadomskiego (zabójcy prezydenta Narutowicza) też ma niewielki sens, gdyż wiadomo, kim był ten drugi i jakimi motywami się kierował. Wskazywanie na ogólną atmosferę wtedy i teraz (na pewno podobną w wielu punktach) niewiele daje. Podobnie jak ujawniane pogróżki wobec prezydentów miast w postaci np. klepsydr z ich nazwiskami (także Pawła Adamowicza) niewiele wyjaśniają, bo nie wykazują ich związku przyczynowego ze skutkiem w postaci zabójstwa prezydenta Gdańska.

Śledztwo w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza

Tak więc pozostaje czekać na wyniki śledztwa: albo uznanie Stefana W. za działającego w warunkach co najmniej ograniczonej poczytalności, albo za sprawcę czynu z motywów politycznych. Tak czy inaczej czyn Stefana W. najprawdopodobniej zostanie uznany za kryminalny. Pan Ziobro zapewnia, że śledztwo jest intensywne, wnikliwe i dynamiczne. Wszelako powstaje pytanie, po co te zapewnienia. Każde śledztwo prowadzone poprawnie musi mieć takie atrybuty. Gdy pojawia się argumentacja perswazyjna, czujność wobec niej jest jak najbardziej właściwa.

Pan Ziobro zapewnia, że każdy dzień pobytu Stefana W. w więzieniu zostanie poddany analizie. To oczywista bzdura, ponieważ nie jest to ani możliwe, ani potrzebne ­– oskarżony przebywał w więzieniu pięć i pół roku, czyli ponad dwa tysiące dni, co chyba sprawia, że czynności zapowiadane przez p. Ziobrę musiałyby trwać kilka lat. Na razie wiadomo, że proces rozpocznie się co najmniej za rok, a więc śledztwo jest chyba zakreślone dość obszernie.

Surowsze przepisy na niewiele się zdadzą

Śledztwo i jego wynik zapewne nie zakończą całej dyskusji i właśnie ona jest najciekawsza w rozważanej sprawie. Dotychczasowe poczynania śledcze są rutynowe (sprawa poczytalności Stefana W. i sprawdzanie jego ewentualnych motywów), ale też wyglądają na próbę ugrania czegoś. Pan (nie byle) Jaki, chwilowo bezpartyjny (ale może to już się zmieniło), milczy jak zaklęty, chociaż podległa mu służba więzienna w Gdańsku zapewne popełniła błąd, ignorując ostrzeżenia o możliwym niebezpieczeństwie ze strony Stefana W.

Podobna uwaga tyczy się policji. Pan Ziobro powiada, że owszem, jakieś doniesienia miały miejsce, ale stosowne służby nie miały środków prawnych do interweniowania. Obrona p. (nie byle) Jakiego? Warto przypomnieć, że p. Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości w rządzie p. Tuska, zrezygnował z ministerialnej funkcji, gdy w jednym z więzień zdarzyło się coś wysoce nieprawidłowego. Najwyraźniej p. (nie byle) Jaki jest tak nie byle jaki, że trzeba go bronić jako znamienitego urzędnika państwowego.

A może chodzi o uzasadnienie dla zwiększenia uprawnień aparatu represyjnego? Ciekawe, że kulsoni (pardon: stróże porządku publicznego) nie potrzebują żadnych specjalnych narzędzi do zatrzymywania samochodów z napisem „Konstytucja”, natomiast są bezradni w odniesieniu do osób, o których otrzymują doniesienia, że są niebezpieczne. Pan Szumowski już zapowiada opracowanie nowych przepisów dotyczących badania więźniów pod względem psychiatrycznym. Czyżby nie wystarczało oddanie służby zdrowia pod opiekę Matki Boskiej? A może powoli zbliżamy się do wprowadzenia sławnych tzw. psychuszek znanych w ZSRR (nie wiem, jak to jest w obecnej Rosji, ale pewnie podobnie)?

Pan Ziobro sugeruje, że Stefan W. dostał za niski wyrok. Oczywista oczywistość, bo gdyby dostał np. sześć lat, to nie pojawiłby się na finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w styczniu 2019 r. Przypuszczam jednak, że p. Ziobro, po pierwsze, sugeruje coś w rodzaju: „Tak, tak, Panie Dzieju, gdyby nie PO, to prawo byłoby surowiej egzekwowane”, a po drugie, chce mieć racje dla przepisów zaostrzających kary. Rygoryzm prawno-karny jest dość popularny w Polsce, więc rzeczone postulaty mogą liczyć na poparcie części suwerena. Tyle że, jak wykazała kryminologia, zapobieganie przestępczości nie tyle zależy od nadmiernej surowości kar, ale od sprawności w wykrywaniu naruszeń prawa. Tak jest w ładzie demokratycznym. Może p. Ziobro zmierza do zastąpienia go czymś innym. Ma zresztą wybitnego sojusznika w osobie p. Korwin-Mikkego, który utrzymuje, że to UE jest winna śmierci Pawła Adamowicza, gdyż zablokowała karę śmierci. Czego to ludzie nie wymyślą?

Dobra zmiana lży Owsiaka

Osoba p. Owsiaka jest od lat celem ataków ze strony dobrej zmiany. Tuż po zamachu na Adamowicza, a jeszcze przed jego śmiercią, nieoceniona p. Pawłowicz zauważyła: „Owsiak wzbudza w ludziach wielkie negatywne emocje z powodu skrajnie kontrowersyjnej postawy, szerzenia nienawiści i hejtu, poniżania innych, jak też z powodu finansowania z puszek działalności »pozamedycznej«, a przy tym swej arogancji, że powinien odejść. (…) Od dawna kompromituje sobą samą ideę, jest zakłamany, lżąc Kościół i jednocześnie śląc dzieci pod kościoły po datki. (…) Owsiak musi odejść, bo skłócanie przez niego ludzi, szczucie na innych źle się skończy. Owsiak MUSI odejść. Dla dobra sprawy i bezpieczeństwa innych”.

To stwierdzenie wywołało rozmaite reakcje, także wyrazy poparcia dla jego treści. Pan Owsiak postanowił zrezygnować z funkcji prezesa WOŚP, co wzbudziło zadowolenie ze strony dobrej zmiany. Pan Spychalski, rzecznik p. Dudy, wyjawił: „Oglądając konferencję prasową Jerzego Owsiaka, miałem takie przekonanie, że to jest decyzja z jednej strony ostateczna, a z drugiej strony głęboko przemyślana. Nie widziałem takiego przekazu ze strony Jerzego Owsiaka, że to jest decyzja podjęta pod wpływem impulsu. Wydaje mi się, że ona była naprawdę głęboko przemyślana”.

Chociaż wypowiedź prezydenckiego rzecznika jest dość skomplikowana pod względem składniowym, przebija z niej satysfakcja. Pan Spychalski chyba jednak nie przemyślał, nawet płytko, treści swej wypowiedzi, ponieważ p. Owsiak zmienił swoje postanowienie, co zresztą można było od razu uznać za możliwe, zważywszy na reakcje na jego rezygnację.

Jednym z kierunków śledztwa jest stawianie zarzutów, że firma zaangażowana do ochrony imprezy w Gdańsku dopuściła się uchybień. Wiele wskazuje, że tak właśnie było. Kto za to odpowiada? Nie brak twierdzeń, że Jerzy Owsiak, ponieważ on był organizatorem feralnego finału. Wszelako odpowiedzialność p. Owsiaka, jeśli jakakolwiek, jest raczej iluzoryczna w porównaniu z odpowiedzialnością p. (nie byle) Jakiego za przestrzeganie procedur przez służby więzienne.

Jacek Kurski nawiązuje do tradycji kierowania TVP z czasów PRL

Wielokrotnie zwracałem uwagę na to, że propaganda dobrej zmiany żywo przypomina tę z okresu PRL. Gdy Jan Paweł II przyjechał do Polski w 1979 r., witały go tłumy. Telewizja, kierowana wówczas przez M. Szczepańskiego, tak preparowała relacje, aby liczba uczestników spotkań z papieżem nie wyglądała zbyt okazale. Podobno jeden z sekretarzy partii westchnął: „Teraz wiadomo, kto tu rządzi”. Ktoś zauważył: „To nie wiedział pan o tym?”. Odpowiedź: „Owszem, wiedziałem, ale co innego zobaczyć”. W czasie futbolowych mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 r. telewizja (tym razem pod wodzą W. Loranca) ponoć zmieniała obraz, gdy na trybunach kadrowano zwolenników „Solidarności” ze stosownymi transparentami i flagami.

Pan Kurski (Jacek) najwyraźniej pozazdrościł mołojeckiej sławy pp. Szczepańskiemu i Lorancowi i zarządził, aby nie pokazywano p. Tuska i p. Wałęsy. Tak też się stało. Gdyby p. Kurskiego (Jacka) zapytano, czy nie wie, że Tusk i Wałęsa są popularni w Polsce, zapewne odpowiedziałby, że oczywiście wie, ale, z drugiej strony nie ma powodu, aby widzowie oglądali obu panów. Podobnie kondukt pogrzebowy pokazywano tak, aby nie wyglądał na zbyt tłumny.

Pan Kurski uznał, że twierdzenia, jakoby TVP manipulowało obrazem, stanowią podłe oszczerstwo. Rzecz w tym, że jest to najprawdziwsza prawda, nie tyle podła, ile wskazująca na śmieszność jego i kierowanej przez niego drużyny. Natomiast rozmaite oświadczenia padające w TVP na temat wydarzeń z 13 stycznia 2019 r. są ponure. Ot, chociażby stwierdzenie p. Klarenbacha z TVP Info: „Jakie życie [Adamowicza], taka śmierć”, a dalej kpił, że niedługo będzie się mówić, że był pierwszy na Księżycu. Pan Kalenbach wprawdzie przeprosił za swoje słowa (źle je dobrał, jak wyjaśnił), ale tak naprawdę zaprezentował dość typową narrację w swojej firmie (warto zauważyć, że nawet wielu prawicowych dziennikarzy uznało to, co prawi się w TVP, za niesmaczne. Niemniej p. Kruk, aktywistka dobrej zmiany w Radzie Mediów Narodowych, uznała, że TVP nie złamała standardów w związku ze sprawą zabójstwa prezydenta Gdańska. Przypuszczalnie jej wypowiedź dotyczyła filii TVP w San Escobar. Może jest to przygrywka do pozwów, jakie instytucja p. Kurskiego (Jacka) kieruje przeciw jej krytykom, np. pp. Bodnarowi, Czuchnowskiemu i Skibie. Może i niżej podpisany podzieli ich los.

Adam Szostkiewicz: Krajobraz po zabójstwie – w TVP

„Żałoba w rozkwicie”

Część druga niniejszego felietonu jest planowana za tydzień. Mam zamiar pokazać na konkretnych przykładach, małych i dużych, rozmaite gry wokół zabójstwa Pawła Adamowicza oraz zacytuję wypowiedzi pochodzące z różnych źródeł, publicznych i prywatnych. Aby zilustrować te kwestie, już teraz przytoczę znamienite oświadczenie red. Janeckiego, wybitnego rycerza w walce o prawo, sprawiedliwość i prawdę: „W trumnie już 11 mln, a teraz kurs na europarlament. Żałoba w rozkwicie”.

A p. dr inż. Pasierbiewicz, mój ulubiony bloger, wysmażył utwór „Dwie wdowy z dwóch różnych półwieczy” wskazujący na analogie pomiędzy losem swojej rodziny a losem familii p. Adamowicza, obu skrzywdzonych i prześladowanych przez złych ludzi. Nic nie ujmując temu, że obie rodziny straciły ojców w tragicznych okolicznościach, porównania dokonane przez p. Pasierbiwicza są wysoce niestosowne, zwłaszcza u kogoś, kto był tak okrutnie prześladowany przez jednego z sekretarzy KU PZPR w AGH, że ten drugi spowodował zatrudnienie pierwszego w AGH, używając w tym celu telefonu (relacja zainteresowanego w autobiograficznej powieści). Tako toczy się światek. Dla porządku jeszcze raz zauważę, że w tym, co wyżej, nie ma tezy, iż Paweł Abramowicz zginął w wyniku jakichkolwiek prześladowań.

Daniel Passent: Czy jest jakaś nadzieja, że Polska zmieni się teraz na lepsze?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama