Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Śmigulski zdjęty, zaskoczenia nie ma. Co teraz czeka PISF i polskie kino?

Radosław Śmigulski Radosław Śmigulski Wojciech Stróżyk / East News
Odwołanie Radosława Śmigulskiego ze stanowiska dyrektora PISF było przez środowisko filmowe oczekiwane, choć nie wszyscy skrajnie krytycznie oceniają jego ponadsześcioletnie rządy. Trudno przewidzieć, czy jego następca będzie wyraźnie lepszy.

Czwartkową decyzję ministra Bartłomieja Sienkiewicza, pozbawiającą Radosława Śmigulskiego szefostwa PISF, poprzedziły protesty kilku organizacji zrzeszających różne grupy interesów. Związek Zawodowy Reżyserów Polskich – Gildia Reżyserów Polskich, Gildia Scenarzystów Polskich, Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych, „Kobiety Filmu” oraz Studio i Szkoła Andrzeja Wajdy wystosowały pod koniec stycznia list otwarty do ministra kultury, w którym domagały się zdymisjonowania Śmigulskiego. Padły w nim poważne zarzuty. Od stosowania cenzury i zniszczenia systemu eksperckiego opartego na opiniach liderów po dyktatorskie metody zarządzania, nieakceptowalne w tak newralgicznej dla przemysłu kinematograficznego instytucji.

Śmigulski władzę miał absolutną

Polski Instytut Sztuki Filmowej dysponuje gigantycznym budżetem. Przykładowo w samym tylko 2021 r. łączne jego przychody wyniosły 427 mln zł. Śmigulski skwapliwie korzystał z przypisanego do sprawowanej przez niego funkcji przywileju zabierania decydującego głosu. Doradcy i eksperci od wniosków o dotacje służyli mu jako tło. Mógł się stosować do ich wskazań albo nie. Zezwalają na to stosowne przepisy dające dyrektorowi PISF w zasadzie nieograniczoną władzę. Śmigulski miał słabość do samodzielnych rządów, co w naturalny sposób rodziło napięcia i konflikty. Nie wszystkim jego wybory się podobały, więc rosła frustracja. Także wśród urzędników PISF narzekających na mobbing, za co bywało, że tracili pracę.

Im bardziej Śmigulski czuł się pewnie, co zapewniało mu polityczne poparcie PiS, tym śmielej branża krzyczała, domagając się np.

Reklama