Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Bohater ostatniej akcji! Robert Lewandowski rekordzistą

Robert Lewandowski zdobył 41 goli w całym sezonie Bundesligi i pobił niemal półwieczny rekord Gerda Muellera. Robert Lewandowski zdobył 41 goli w całym sezonie Bundesligi i pobił niemal półwieczny rekord Gerda Muellera. Christian Kolbert / Forum
Robert Lewandowski skazał polskich kibiców na obgryzanie paznokci do ostatniej minuty, ale zrobił to. Strzelił w Monachium 41. gola w sezonie i w ten sposób pobił niemal 50-letni rekord Gerda Muellera. W tym samym czasie w Dortmundzie żegnał się z wielką piłką inny wybitny Polak – Łukasz Piszczek.

W ostatnich dniach przed meczem ostatniej kolejki Bundesligi między Bayernem a Augsburgiem mówiło się wyłącznie o tym, czy Robert Lewandowski zdoła pokonać bramkarza przeciwników i stanie się samodzielnym rekordzistą ligi.

Czytaj też: Nienasycony jak Lewandowski

Lewandowski kontra Gikiewicz

Momentami atmosfera była nieco histeryczna. Ulegli jej nawet Niemcy. Poważni ludzie sugerowali Polakowi, że może nie wbiegłby na boisko, a jeżeli jednak – to na przykład nie powinien podchodzić do ewentualnego rzutu karnego (które wykonuje z niemal 100-procentową skutecznością). W Polsce prawie wszyscy byli pewni, że rekord pęknie. Na wszelki wypadek nawet pani Krystyna Pawłowicz z Trybunału Julii Przyłębskiej uznała za stosowne zaapelować do snajpera, żeby grał „na dumę Polski, a nie Niemiec”. Swoją drogą: co za figlarna stylistyka.

Jak wiadomo, sam Gerd Mueller nie mógł się wypowiedzieć w tej sprawie z powodu stanu zdrowia. Jego żona zwierzyła się, że na pewno nie miałby nic przeciwko osiągnięciu Lewandowskiego. Rekordy są przecież po to, żeby je poprawiać.

Scenariusz ostatniego etapu pościgu za legendą niemieckiego futbolu życie napisało bardzo atrakcyjnie. Choćby z tego powodu, że na drodze Robertowi Lewandowskiemu stanął polski bramkarz Augsburga Rafał Gikiewicz. I rzeczywiście wydawało się przez niemal 90 min, że jest gotów puścić do siatki piłki kopnięte przez wszystkich zawodników z Monachium, a nawet samobója, tylko nie „Lewego”.

Aż nadeszła ta ostatnia minuta. Zza pola karnego huknął Leroy Sane, Gikiewicz odbił to uderzenie, ale na taką okazję czyhał Robert.

Reklama