Szef „Solidarności”, jako przystawka rządu Prawa i Sprawiedliwości, traci związkową wiarygodność. Nie tylko w oczach rzeszy pracujących, ale nawet swoich związkowych kolegów. O prawa pracownicze z większą determinacją walczą jego konkurenci: Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, a także Forum Związków Zawodowych. Piotr Duda spotkał się więc z premierem Morawieckim i udawał walecznego, choć najważniejszego tematu nie poruszył.
Trudno wierzyć w postulaty „Solidarności”
Chodziło raczej o to, żeby dać rządowi czas. Decyzję o ewentualnym proteście „Solidarność” odłożyła do 29 sierpnia. Do tej pory rząd ma się zastanowić nad spełnieniem związkowych postulatów. Jednym z nich jest żądanie 12-proc. podwyżek dla pracowników sfery budżetowej. „Solidarność”, nawet jako przystawka, nie może żądać mniej, bo przed kilkoma tygodniami OPZZ zgłosiło postulat podwyżek w wysokości 12,1 proc. jako rekompensatę za inflację od 2010 r., kiedy to po wybuchu światowego kryzysu finansowego płace w budżetówce zamrożono. Związek Piotra Dudy nie chce też, aby podwyżka polegała na zwiększeniu funduszu płac, kiedy to o jej wysokości dla każdego pracownika decydowałby szef instytucji. Z tego wniosek, że „Solidarność” chciałaby dać każdemu po równo, bo przecież wszyscy mamy jednakowe żołądki.
Czytaj także: Czy związkowcy to „święte krowy”? Pora obalić ten mit
Wzrost płacy minimalnej też nie będzie sukcesem Piotra Dudy
Nawet więc ewentualne spełnienie tego postulatu przez rząd nie będzie zwycięstwem „Solidarności”, ale raczej OPZZ. Piotr Duda, aby nie można mu odmawiać waleczności, musi mieć więc także swój sukces. Byłoby nim większe, niż planował rząd, podniesienie wysokości płacy minimalnej. Rząd proponował, by w przyszłym roku wynosiła 2220 zł, z przecieków wynika, że może być ona większa, już nie o 120 (obecnie jest 2100 zł), ale może nawet o 150–178 zł. Co też nie byłoby sukcesem Dudy, bo konkurenci domagali się więcej.
„Solidarność” pomija służbę zdrowia
Widać jednak, że ambicją Piotra Dudy jest tylko nie dać się za bardzo przelicytować innym organizacjom związkowym i rola przystawki jak najbardziej mu odpowiada. Gdyby bowiem rzeczywiście chciał reprezentować nie tylko 16 mln pracujących, ale nawet 38 mln wszystkich Polaków, to w dniu spotkania z Mateuszem Morawieckim, Elżbietą Rafalską oraz Anną Zalewską podniósłby temat dla wszystkich Polaków najważniejszy – coraz bardziej dramatyczny brak pielęgniarek, lekarzy oraz ratowników medycznych w naszej publicznej służbie zdrowia.
Czytaj także: „Solidarność” zwróciła się przeciw pielęgniarkom
Pracownicy medyczni do... Wojsk Obrony Terytorialnej
Te grupy zawodowe zapowiadają na jesień duże protesty, ponieważ też nie mogą się doczekać obiecanych podwyżek. Ale argument, że budżet nie jest z gumy, jest nieprawdziwy. Otóż w ostatni czwartek „Rzeczpospolita” zamieściła tekst, którego autor zapewnia, że pieniędzy jest sporo. Także dla pielęgniarek i ratowników medycznych! Pod jednym wszakże warunkiem. Otóż ludzie ci muszą opuścić pacjentów, jakimi są „zwykli Polacy”, i wstąpić do Wojsk Obrony Terytorialnej! W tekście umieszczona jest długa lista apanaży, jakie na nich czekają. Wychodzi na to, że są dużo większe niż ich obecne zarobki. Polska idzie na wojnę?
Co się liczy dla władzy: „zwykli Polacy” czy wojsko
Gdyby „Solidarności” rzeczywiście zależało na zwykłych Polakach, kuszenie medyków przez bogate wojsko stałoby się tego dnia głównym tematem rozmowy Piotra Dudy z Mateuszem Morawieckim. Przecież WOT, utrzymywany z naszych podatków, fatalną sytuację kadrową w publicznej służbie zdrowia uczyni jeszcze gorszą. Już teraz pielęgniarek dramatycznie brakuje, a ratownicy straszą, że karetki pogotowia bez nich nie wyjadą chorym z pomocą. Jeśli WOT za nasze pieniądze skaperuje pielęgniarki i ratowników „w kamasze”, chorzy cywile w publicznych szpitalach zostaną pozbawieni opieki.
Jak widać, ani dla premiera, ani dla szefa „Solidarności” nie jest to temat wart rozmowy. Może będzie dla konkurencji? A może wszyscy, zwłaszcza że zbliża się kampania wyborcza, powinniśmy o tym porozmawiać? Kto jest w Polsce ważniejszy – zwykli Polacy czy wojsko?
Czytaj także: „Rynek pracownika” w Polsce nie istnieje