Zawał nie poczeka
Ratownicy medyczni szykują się do protestów. Kto będzie ratował rannych i chorych?
Do tej pory nie wyobrażaliśmy sobie, że ranny w wypadku samochodowym może leżeć na ulicy i nie doczeka się karetki. Albo że szybkiej pomocy nie doczeka się osoba dotknięta zawałem. Teraz ta czarna wizja zaczyna być realna. Ratownicy medyczni przygotowują się do protestu. Straszą, że wzorem części pielęgniarek po prostu nie przyjdą do pracy, udadzą się na zwolnienie lekarskie i karetki pogotowia nie będą mogły ruszyć z pomocą. Ratownicy uważają, że państwo ich oszukało, więc przygotowują się do protestu.
Czytaj także: Zanosi się na gorącą jesień protestów
Ratownicy medyczni razem ws. obiecanych podwyżek
Mieli przecież, w wyniku protestu ubiegłorocznego, od lipca 2017 r. dostać 400 zł podwyżki, a od stycznia tego roku – kolejne 400 zł. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia przyznało dotację, która na podwyżki dla wszystkich ratowników nie wystarczy. Więc zostali podzieleni na lepszych i gorszych, jedni podwyżki dostaną, dla innych zabrakło. Między innymi dla tych, którzy pracują w szpitalnych oddziałach ratunkowych, nazywanych przez personel medyczny rzeźniami. Ratownicy uważają, że jest ich tylko 16 tys. i nie mogą dać się podzielić, stąd ten protest. Zwłaszcza że pielęgniarki, których jest kilka razy więcej, podwyżki dla siebie jednak wywalczyły.
Rząd już nie mówi, że pieniędzy wystarczy dla wszystkich, trzeba tylko dobrze rządzić. Coraz bardziej widać, jak bardzo nie starcza, zwłaszcza dla publicznej służby zdrowia. Coraz bardziej jasne okazuje się też, że i z rządzeniem nie bardzo wychodzi. Zwłaszcza kiedy nie potrafi się przewidzieć skutków własnych decyzji. A Ministerstwo Zdrowia samo zachęciło ratowników medycznych do radykalnych posunięć.
Czytaj również: Stypendia 500 plus dla młodych pielęgniarek, czyli pieniądze lepsze i gorsze
Prywatnego pogotowia będzie brakować i pacjentom, i rządzącym
Ratownicy od dawna żądali likwidacji prywatnego pogotowia ratunkowego, które zastąpiło państwowe w niektórych województwach. Prywatne firmy zakupiły nowoczesne, doskonale wyposażone karetki i pokazały, że prywatne ratownictwo medyczne może być bardziej sprawne i w dodatku nieco tańsze niż państwowe. Pacjenci mieli lepszą pomoc, a – mimo wielu starań i licznych kontroli – prywatnym nie udawało się zarzucić złej jakości pomocy .Zwłaszcza że prywatne ratownictwo, tak samo jak państwowe, podlegało nadzorowi wojewodów.
Lepiej mieli nie tylko pacjenci, ale także państwo. Kiedy bowiem zanosiło się na protesty – takie, jakim teraz straszą ratownicy – państwo po cichu prosiło pogotowie prywatne o pomoc, żeby pacjenci nie umierali z powodu protestów, choćby najbardziej uzasadnionych. I prywatni nie odmawiali, ich karetki jeździły do nie „ich” pacjentów, jeśli była taka potrzeba. Pacjenci nie stawali się zakładnikami protestujących. Dopóki nie nastąpiła dobra zmiana.
Czytaj więcej: Ratunku! Przyjechało pogotowie! Co przyniesie nowelizacja ustawy o ratownictwie medycznym
Pacjenci zakładnikami protestujących. I PiS-u
Rząd Prawa i Sprawiedliwości uznał, że pogotowie ratunkowe może być tylko państwowe. I żwawo zabrał się do renacjonalizacji. Sejm już przegłosował stosowną ustawę, od przyszłego roku prywatne karetki już nie pojadą do pacjentów. Prywatne pogotowie, wraz z doskonale wyposażonymi karetkami, już nie udzieli nikomu pomocy. Na ratunek wyjadą tylko karetki państwowe, jeśli w tym czasie nie będzie protestu. Więc chociaż wielu z nas życzliwie wspiera protest ratowników medycznych, uznając, że podwyżki rzeczywiście im się należą – szczególnie że były obiecane – to likwidację prywatnej konkurencji popierać trudno. Zwłaszcza gdy ratownicy rzeczywiście masowo udadzą się na L4, a chorzy, pozbawieni pomocy medycznej, zaczną równie masowo umierać. Prywatnego pogotowia będzie brakować nie tylko chorym, ale także bezmyślnym rządzącym. Chorzy, którzy przeżyją, będą pamiętać.