Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Mikołaj zzieleniał

Ciemne strony zakupowego szaleństwa

Szwedzi, od dawna lider w promowaniu odpowiedzialnych konsumenckich zachowań, ukuli termin köpskam, czyli wstyd z powodu kupowania. Szwedzi, od dawna lider w promowaniu odpowiedzialnych konsumenckich zachowań, ukuli termin köpskam, czyli wstyd z powodu kupowania. 123 RF
Choć w te święta oszczędzać jeszcze nie będziemy, moda na zakupowe szaleństwa powoli się kończy. Na drodze rozpasanej konsumpcji stają coraz głośniej wyrażane obawy o przyszłość. Zarówno naszych portfeli, jak i naszej planety.
Wielu Polaków, choć żyje na kredyt, to w okresie przedświątecznym z groszem się nie liczy.Getty Images Wielu Polaków, choć żyje na kredyt, to w okresie przedświątecznym z groszem się nie liczy.
W grudniu wróci doroczna dyskusja, jaką wybrać choinkę, by mniej zaszkodzić środowisku.Getty Images W grudniu wróci doroczna dyskusja, jaką wybrać choinkę, by mniej zaszkodzić środowisku.

Artykuł w wersji audio

Dla sieci Ikea, podobnie jak całej branży handlowej, okres przedświąteczny to najważniejszy czas w roku. Jednak szwedzki gigant w swojej kampanii promocyjnej nie tylko nie używa motywów religijnych, ale nawet unika określenia „Boże Narodzenie”. Swoją kolekcję produktów na święta nazwał Vinterfest (czyli zimowa impreza). Nie wszystkim się to spodobało, a część prawicowych środowisk w Polsce wezwała, nie po raz pierwszy zresztą, do bojkotu sieci. Kilka miesięcy temu Ikea znalazła się na cenzurowanym, gdy zwolniła pracownika, który na wewnętrznym forum firmy ostro krytykował osoby LGBT. Podobnie jak i wtedy, tak i teraz Ikea raczej konsumenckim bojkotem martwić się nie musi. Robi zresztą to samo, co cała branża handlowa na świecie – wykorzystuje święta do swoich celów.

Zakupy na czarno

Jak wynika z danych Polskiej Rady Centrów Handlowych liczba odwiedzających centra rośnie pod koniec roku o 25 proc. w porównaniu z innymi miesiącami. – Obroty najemców są w grudniu wyższe o ok. 47 proc. od średniej rocznej. W ubiegłym roku jeszcze większe wzrosty dotyczyły na przykład sprzedających biżuterię, artykuły dla dzieci i książki, czyli przedmioty, które najczęściej znajdujemy pod choinką – mówi Anna Szmeja, prezes Retail Institute. Okres przedświąteczny jest dla handlu zdecydowanie najważniejszy, chociaż jego znaczenie stopniowo maleje. – Kiedyś ten szczyt sprzedaży był dla sieci handlowych bardziej odczuwalny, bo na wiele rzeczy mogliśmy sobie pozwolić tylko z okazji Bożego Narodzenia. O ile zatem kilkanaście lat temu obroty rosły w grudniu w wielu sieciach o ponad 60 proc., to teraz „tylko” o 30–40 proc. – mówi Maria Andrzej Faliński, ekspert rynku handlowego, przewodniczący Forum Dialogu Gospodarczego.

Przygotowania do świąt specjalnie się nie zmieniają, jednak zmienia się ich handlowy początek. Kiedyś była to pierwsza niedziela adwentu, chociaż bożonarodzeniowe dekoracje ustawiano z każdym rokiem wcześniej. Kilka lat temu w polskim handlowym kalendarzu pojawił się Black Friday, czyli Czarny Piątek. I chwycił. To kolejny wynalazek amerykańskiego marketingu, po walentynkach i Halloween, który w krótkim czasie na dobre opanował tradycyjne i internetowe sklepy. Teraz ma jeszcze dodatkową odsłonę w postaci fetowanego w ostatni poniedziałek Cyber Monday.

Wyprzedaże Black Friday dzieli od Bożego Narodzenia mniej niż miesiąc (a wcześniej są jeszcze mikołajki), więc idealnie pasują na inaugurację okresu gromadzenia świątecznych prezentów. To takie turbodoładowanie dla handlowych obrotów. – Właściciele sklepów wykorzystują Black Friday, a w zasadzie Black Week, do wyczyszczenia półek i pozbycia się starszych produktów. Po Czarnym Piątku handlowcy są gotowi do promowania oferty już typowo świątecznej – mówi Maria Andrzej Faliński. – Black Friday ma być przez klientów kojarzony przede wszystkim z atrakcyjnymi wyprzedażami i promocjami, za to w grudniu powinni kupować, kierując się w mniejszym stopniu ceną, a w większym efektem nowości, i pozwalać sobie na nieco świątecznego luksusu.

Z okazji Czarnego Piątku pojawiły się na Facebooku szybko rozchodzące się także w Polsce akcje, m.in. pod hasłami: „Niczego nie kupuję. Wszystko mam”, „Zostań w domu. Zaoszczędź 100 proc.”. Wymieniane były opinie, że wyprzedaże z dużymi obniżkami skłaniają do kupowania rzeczy zbędnych, w zbyt dużych ilościach, na zapas, co powiększa stan konsumpcyjnego marnotrawstwa.

Chociaż Czarny Piątek, który w tym roku wypadł 29 listopada, stał się w naszym kraju popularny i rozpoznawalny, to pod względem obrotów wciąż nie może się równać z Bożym Narodzeniem. To zresztą zrozumiałe ze względu na specyficzny okres końca roku i szerszą paletę świątecznych zakupów. Według badań serwisu Picodi z okazji Czarnego Piątku konsumenci zamierzali wydać w tym roku średnio po niecałe 400 zł. Świąteczne domowe budżety są znacznie wyższe.

Każdej jesieni pojawia się kilka badań szacujących, ile Polacy przeznaczą na Boże Narodzenie. Barometr Providenta wyliczył, że przeciętne, łączne świąteczne wydatki ankietowanej osoby w tym roku osiągną poziom 1772 zł. Natomiast według ankiety przygotowanej przez firmę doradczą Deloitte będzie to dokładnie 1521 zł, co oznacza wzrost o 5 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Z tej kwoty 36 proc. pójdzie na prezenty, 34 proc. na jedzenie, a reszta głównie na podróże i spotkania towarzyskie.

Zaciskanie pasa dopiero za rok

Deloitte podobne badania przeprowadza też w innych europejskich krajach. Jaka jest zatem specyfika polskich świąt? – Na pewno bardzo ważne pozostaje dla nas świąteczne jedzenie, bo udział wydatków na żywność jest w Polsce wyjątkowo wysoki. Z drugiej strony przywiązujemy dużą wagę do wyboru prezentów. Rzadziej niż mieszkańcy zachodniej Europy dajemy bony czy gotówkę, częściej szukamy upominków w sklepach specjalistycznych – mówi Jan Kisielewski, dyrektor Brand Strategy&Consumer Impact w Deloitte.

Boże Narodzenie to nietypowy miernik koniunktury. Z ankiet wynika, że na urządzenie świąt chcemy wydać o 5 proc. więcej niż rok wcześniej i w takim też tempie, jak wyliczył GUS, rosną mniej więcej nasze pensje. Z drugiej strony te większe wydatki nie znaczą jeszcze, że tym razem świąteczny stół będzie wyjątkowo obficie zastawiony. Od ubiegłego roku ceny wzrosły średnio o 2,6 proc., a statystyki dotyczące żywności są jeszcze gorsze. Produkty spożywcze zdrożały średnio o 6,5 proc., co już czujemy w naszych kieszeniach. Jak podaje GUS, pieczywo kosztowało w październiku o 7 proc. więcej niż przed rokiem, mięso podrożało o 8 proc. (wieprzowina aż o 14 proc.), ryby o 4,5 proc., a rekordy biją owoce (w górę o 12,5 proc.) i warzywa (wzrost o ponad 16 proc.). Czyli im zdrowiej, tym drożej.

Jeżeli nawet w te święta oszczędzać jeszcze nie będziemy, to w przyszłość patrzymy z pesymizmem. – Z naszych badań wynika, że Polacy swoją bieżącą sytuację finansową oceniają wciąż dobrze. Zdecydowanie rośnie jednak odsetek tych, którzy przewidują, że będzie gorzej – mówi Jan Kisielewski.

Jeśli zapowiadane już nawet przez premiera spowolnienie okaże się wyraźne, to przed następnym Bożym Narodzeniem będziemy musieli zacisnąć pasa. Skończy się kilkuletni okres, w którym zwiększaliśmy wydatki i mogliśmy sobie pozwolić na więcej finansowego luzu, a równocześnie nie wpadać w długi. Jak wynika z deklaracji Polaków, te święta nie będą jeszcze na kredyt. Według Barometru Providenta tylko 1 proc. ankietowanych ma zamiar zaciągnąć przed Bożym Narodzeniem pożyczki, a tyle samo liczy na finansowe wsparcie rodziny.

Dziś więcej zarabiamy i kupujemy, ale jednocześnie, szykując się do świąt, większą uwagę zwracamy też na inne kwestie niż ceny. Jedną z nich jest bez wątpienia dobrostan zwierząt. Przed Wielkanocą coraz częściej wracają więc dyskusje o ciężkim losie kur i kurczaków, a przed Bożym Narodzeniem narasta sprzeciw wobec sprzedaży żywych karpi. Ta rosnąca presja klientów okazuje się skuteczna. W trosce o swój wizerunek coraz więcej sieci handlowych deklaruje, że w ciągu kilku lat chce wycofać ze sprzedaży jaja oznaczane cyfrą trzy, czyli znoszone przez kury trzymane całe życie w klatkach, a karpie mają już nie przeżywać męczarni w sklepowych wannach i w drodze ze sklepów do domów. W tym roku kolejne sieci handlowe dołączają do rosnącego grona firm, które żywych karpi sprzedawać nie będą. Po co kupujących niepotrzebnie do siebie zrażać?

Nie dręczyć karpia

Aldi, Auchan, Dino, Lidl czy Piotr i Paweł deklarują, że nie chcą sprawiać rybom cierpienia. Żywe karpie wciąż będzie można jednak znaleźć w sieci Carrefour, która, jak twierdzi w swoich komunikatach: „szanuje przekonania i potrzeby konsumentów”. Jeszcze większej ekwilibrystyki w tuszowaniu wątpliwego etycznie procederu dokonuje Tesco, które we własnych sklepach żywych karpi sprzedawać nie zamierza, ale pozwoli na to zewnętrznym dostawcom na swoich parkingach. Pewnie już po raz ostatni, bo sieć ma w Polsce fatalne wyniki finansowe i marzy, by jak najszybciej zwinąć interes. Karpie po niej płakać nie będą.

Troska o los ryb, nierozerwalnie związanych w Polsce z Bożym Narodzeniem, to tylko jeden z przejawów rosnącej świadomości konsumenckiej. Przytłoczeni tonami plastiku i zaniepokojeni zmianami klimatycznymi zaczynamy się zastanawiać, czy ten rozpasany konsumpcjonizm, objawiający się w całej pełni właśnie w grudniu, nie powinien zostać choć trochę poskromiony. Nie chodzi tu oczywiście o rezygnację z wieczerzy wigilijnej czy prezentów. Widać za to chęć bardziej przemyślanej organizacji świąt i sensownego doboru podarków. I refleksję, że nie wszystkie stare sklepowe obyczaje warto kontynuować. W tym roku tak było m.in. przed Dniem Zadusznym, kiedy z różnych stron, także kościelnych, pojawiły się apele, by kupować przede wszystkim znicze wielokrotnego użytku i dać sobie spokój ze sztucznymi, plastikowymi kwiatami, w których toną groby na polskich cmentarzach. Ten sposób myślenia widać już zresztą przy okazji każdych świąt.

W grudniu wróci oczywiście doroczna dyskusja, jaką wybrać choinkę, by mniej zaszkodzić środowisku. Trudne pytanie, bo wycięcie żywej w praktyce oznacza zniszczenie drzewka, które mogłoby dalej rosnąć i pochłaniać dwutlenek węgla. Natomiast sztuczna, nawet używana wielokrotnie, to kolejna porcja plastiku, który będzie się dziesiątki lat rozkładał, a jego część pewnie trafi do mórz i oceanów. Ostatnio coraz więcej zwolenników zdobywa więc inwestycja w choinkę żywą, ale w doniczce, którą po świętach posadzimy pod domem lub na działce.

Przedświąteczny szał zakupów w tym roku zderza się z happeningami młodych aktywistów namawiających do kupowania w sposób odpowiedzialny i umiarkowany. Podczas gdy jedni w Czarny Piątek polowali na najlepsze promocje, część młodzieży w ramach akcji Fridays for Future, czyli strajku klimatycznego, w 38 miastach całej Polski protestowała przeciw niekontrolowanemu konsumpcjonizmowi. Jeśli handel zignoruje ten trend, za kilka lat może znaleźć się w sporych kłopotach.

Zakupowstyd

Coraz więcej zwolenników zyskuje filozofia zero waste, czyli maksymalnego ograniczania produkcji śmieci i powtórnego wykorzystywania surowców. Gdyby zacząć ją na serio stosować, to przed Bożym Narodzeniem ze sklepów zniknęłyby szybko tandetne plastikowe ozdoby, a prezenty dla bliskich wielu zaczęłoby robić samemu.

W duchu zero waste pierwsze regulacje prawne już są, ale na razie dotyczą niewielu produktów. W październiku weszły w życie przepisy unijne dotyczące dużego sprzętu AGD, jak np. pralki czy lodówki. Ich producenci przynajmniej przez 10 lat muszą mieć w ofercie wszystkie części zamienne i udostępniać je autoryzowanym serwisom naprawczym. Ma to ograniczyć nadprodukcję nowych modeli sprzętu o bardzo krótkim żywocie. Wszyscy już pewnie zetknęli się z sytuacją, gdy wezwany do naprawy, np. zmywarki, mechanik proponował kupno nowego sprzętu, bo naprawa będzie kosztowna, długotrwała i z niepewnym skutkiem. Drobny sprzęt i niezależne punkty serwisowe pozostawiono w spokoju. Prawdziwym przełomem byłoby rozciągnięcie prawa do naprawy na cały sprzęt elektroniczny. Oczywiście sprzeciwiają się temu ostro producenci, dla których zarówno Black Friday, jak i przedświąteczny szał zakupów to finansowe żniwa.

A konsumenci? Przynajmniej część wydaje się zdezorientowana i zagubiona. Z jednej strony aż 40 proc. Europejczyków deklaruje, że zasady zrównoważonego podejścia do życia, troski o środowisko są im bliskie i skłaniają ich do ograniczania wydatków na konsumpcję. Ale równocześnie Black Friday czy przedświąteczna gorączka zakupów są widoczne nawet w krajach najbardziej świadomych ekologicznie. Jak zmienić nawyki?

Tu nie brakuje zwolenników odwoływania się do emocji. Np. Szwedzi, od dawna lider w promowaniu odpowiedzialnych konsumenckich zachowań, ukuli termin köpskam, czyli wstyd z powodu kupowania. Dotyczy on na razie przede wszystkim ubrań, bo przemysł odzieżowy odpowiada za większą emisję gazów cieplarnianych niż branża lotnicza i robi niewiele, by to zmienić. A ubrania kupujemy często w nadmiarze i wyrzucamy, gdy tylko nam się znudzą, a nie zniszczą. Łatwo jednak ten köpskam przenieść też na inne sektory handlu i przy każdych zakupach zacząć zastanawiać się, czy na pewno potrzebujemy wybranych produktów oraz jaki wpływ mają one na naszą planetę.

Jeśli zatem szwedzka Ikea powinna się czegoś obawiać, to raczej nie oburzenia z powodu zastępowania Bożego Narodzenia zimową imprezą, a właśnie wywodzącego się z jej rodzimego rynku köpskam. Wiele dostępnych w tej sieci artykułów to rzeczy, bez których można się łatwo obejść. Podobnie jest w innych wielkich sklepach.

Wstyd z powodu kupowania to nie pierwszy wstyd rodem ze Szwecji. Dołącza do flygskam, czyli wstydu wywołanego lataniem, które też ma swój udział w niszczeniu planety. Jednak akurat Polacy ani jednego, ani drugiego na razie raczej nie odczuwają. Także w święta, które tradycyjnie większość z nas spędza z rodzinami, ale rosnąca grupa traktuje jako dobrą okazję do wakacji za granicą.

W tym roku kalendarz jest wyjątkowo sprzyjający takim wyjazdom. Siedem dni urlopu daje ponad dwa tygodnie wolnego. – Zainteresowanie wyjazdami świątecznymi systematycznie rośnie. W ubiegłym roku na taki urlop zdecydowało się dwa razy więcej osób niż w 2017 r. W tym roku spodziewamy się kolejnego wzrostu, choć wielu zwleka z decyzją do grudnia, by ustalić świąteczne plany z rodziną i znaleźć najlepsze oferty last minute. Najczęściej jedziemy tam, gdzie ciepło, ale równocześnie blisko. Liderem wyjazdów zagranicznych w okresie Bożego Narodzenia jest Egipt, sporą popularnością cieszą się też Malta, Wyspy Kanaryjskie i Cypr – mówi Klaudyna Fudala, rzeczniczka prasowa portalu Wakacje.pl.

Noworoczne refleksje

Większość z nas na święta pozostanie w kraju. Kupimy karpia, tym razem najczęściej z chłodniczej lady, zapakowany w plastikową siatkę świerk, który swój żywot w najlepszym razie skończy jako ekologiczny wsad do pieca w węglowej elektrowni, a przed Wigilią uznamy, że kilka prezentów jest jednak nie całkiem trafionych. Święta muszą się jednak odbyć i odbędą. Pewnie w sumie będą udane i bardzo podobne do poprzednich.

Wielu Polaków, choć żyje na kredyt, to w okresie przedświątecznym z groszem się nie liczy. Wiadomo, taka nasza narodowa fantazja. Po świętach i sylwestrze, kiedy zniknie choinka, a niezjedzone potrawy trafią do kubła, zaś nietrafione prezenty za szafę, zaczniemy się zastanawiać, jak świąteczne wydatki wyrównać. Kłopot tylko w tym, że długu wobec środowiska naturalnego tak łatwo nie spłacimy. A on rośnie coraz bardziej. Ta świadomość na pewno też będzie coraz większa i decyzje zakupowe, zwłaszcza konsumentów z młodszych pokoleń, już wkrótce mogą być inne. Świąteczne fiesty jeszcze się nie kończą, ale swój szczyt mają raczej za sobą.

Polityka 49.2019 (3239) z dnia 03.12.2019; Temat tygodnia; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Mikołaj zzieleniał"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną