Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

„Prezenty” od rządu ratują kampanię Dudy. I dzielą Polaków

Andrzej Duda w Solcu Kujawskim Andrzej Duda w Solcu Kujawskim mat. pr. / Facebook
Wydawanie środków przeznaczonych na ratowanie gospodarki na kampanię wkurza i dzieli Polaków. Rząd chce zwiększyć szanse Dudy, ale też przykryć własne błędy i zaniedbania.

PiS za pieniądze przeznaczone na ratowanie polskich przedsiębiorstw finansuje kampanię wyborczą Andrzeja Dudy, przy okazji skłócając ze sobą różne grupy społeczne. Prezenty, które hojną ręką „rozdaje” prezydent, są bowiem zapisane w kolejnych tarczach antykryzysowych. Miały ratować gospodarkę, a nie słabnące poparcie.

Partia rządząca nie próbuje nawet zachować pozorów. Kiedy Koalicja Obywatelska upomniała się o osoby tracące pracę i zgłosiła postulat podniesienia zasiłku dla bezrobotnych, Sejm głosami PiS projekt odrzucił, choć firmy zaczęły już zwalniać. Nie chodziło bowiem o bezrobotnych, ale o to, żeby nie kojarzyli podwyżki z opozycją. Teraz Duda jeździ po kraju i też obiecuje podniesienie zasiłku, ale tak, by wdzięczność należała się jemu, mimo że zasiłek mógł być już wyższy wcześniej. Wdzięczność należy oczywiście okazać w nadchodzących wyborach. Duda „daje” prezent, który będzie spłacać latami całe społeczeństwo, ale co szkodzi udawać, że to zasługa kandydata na prezydenta?

Sondaże: Duda słabszy w drugiej turze

„Bon turystyczny” – żadna łaska rządu

O bonie na ratowanie branży turystycznej mówi się od początku pandemii. Hotele, pensjonaty, biura podróży przestały móc zarabiać na progu sezonu i wiele z nich może nie dotrwać do jesieni. Pomoc dla branży stała się jednym z ważniejszych elementów tarczy kryzysowej. Ratować polską turystykę miał bon o wartości tysiąca złotych. Najpierw obiecywano go każdemu pracującemu, potem – nie wiadomo dlaczego – mieli go dostać tylko zatrudnieni na etatach. W dodatku każde sto z tego tysiąca mieli sfinansować pracodawcy. Często ci właśnie, którzy sami chwiali się na nogach i wyciągali do państwa ręce po pomoc. W końcu i ta koncepcja upadła.

Teraz Andrzej Duda jakby zapomniał, że pomoc dla branży turystycznej, która straciła dochody nie z własnej winy, nie jest żadną łaską rządu, ale jego obowiązkiem. Inne rządy swoje biura i hotele też ratują i to o wiele szybciej i większymi pieniędzmi, o wiele skuteczniej. Rząd także nie przypomina społeczeństwu, że branży ta pomoc się należy w ramach tarcz antykryzysowych, powinna ją była otrzymać, jak tylko zaczęto odmrażać gospodarkę. Ale nie otrzymała, czekano, żeby z czegoś, co było obowiązkiem rządu, zrobić ważny element kampanii Andrzeja Dudy.

Czytaj też: Tęsknimy za wami, drodzy goście. Wirus uderzył w hotelarzy

Kiełbasa wyborcza za nasze – wkurza

Stało się jak w starym dowcipie o radiu Erewań. Już nie tysiąc, ale 500 zł, czyli połowa wartości pierwotnej obiecanki. I nie dla każdego pracującego, a tylko dla dzieci. Mają je wydać na wakacje, co pracujących, którzy już zdążyli sobie zaplanować, jak dołożą do urlopu, ma prawo nieco wkurzać. Ale najbardziej wkurza to, że to już nie jest obowiązkowy element tarczy antykryzysowej, ale kiełbasa wyborcza. Za nasze pieniądze.

Wydawanie pieniędzy przeznaczonych na ratowanie gospodarki na kampanię kandydata na prezydenta wkurza także z wielu innych powodów. Rząd chce upiec kilka pieczeni. Chce także tymi pieniędzmi przykryć swoje błędy i rażące zaniedbania. To, że ogłaszał restrykcje bez planu, bez zastanowienia, w jakim celu to robi i czy ma szansę ten cel osiągnąć. Kiedy zabronił nam, dla naszego zdrowia, wchodzić do lasów i parków, a zakaz ten egzekwowały liczne patrole policyjne, nad wyraz chętnie wlepiając nieposłusznym obywatelom mandaty, zapomniał po prostu, że Polska ma jeszcze kopalnie. I że do nich górnicy zjeżdżają stłoczeni windami, a pod ziemią jest jeszcze gorzej. Że nie w lasach szaleje koronawirus, ale w kopalniach. To tam powinno się, w trosce o zdrowie i życie górników, przerwać pracę do czasu opanowania pandemii. Zamiast tego przekonywano nas, że większa liczba testów nie jest potrzebna. Tak naprawdę chodziło o to, że im mniej testów, tym mniejsza liczba zakażonych. Teraz mleko się wylało, choroba na Śląsku się rozprzestrzenia, coraz głośniej mówi się o konieczności zamknięcia regionu. Bo w porę nie zamknięto kopalń.

Czytaj też: Karygodne zaniedbania na Śląsku. Kto jest winny?

PiS nie bał się o górników, górników owszem

Rząd się chwali sukcesami w walce z pandemią, mimo że padają rekordy zakażeń. Śląsk stał się polską Lombardią, chociaż Włosi, podobnie jak inne europejskie kraje, szczyt pandemii mają już za sobą. Odwrotnie niż Polska, więc chwalić się nie ma czym. Rządzący zaczęli się bać. Nie o życie Ślązaków, ale o wynik nadchodzących wyborów, który rosnąca liczba chorych może zepsuć. Zdali sobie sprawę, że pracę pod ziemią trzeba jednak wstrzymać, zanim będzie za późno. A ponieważ jeszcze bardziej niż wirusa boją się złości górników, to postanowili im za postojowe zapłacić całe 100 proc. Udobruchać pieniędzmi, przekupić. Mimo że wszyscy inni, których firmy zamrożono, w najlepszym razie mieli szansę na 80 proc. zarobków, a często dużo mniej. Ludzie się wściekli na rażącą niesprawiedliwość. W internecie na górników leje się hejt.

Za coraz większe pieniądze rządzący nie tyle ratują gospodarkę, ile skłócają ze sobą różne grupy społeczne. To jednak nieważne, liczy się cel. PiS może zastanawiać się nad celem bzdurnych zakazów i nakazów, ale jedno wie na pewno – celem rządów tej partii jest utrzymanie władzy.

Czytaj też: Nie ma pracy, jest robota. Boimy się odmrożenia

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną