PKO BP i Pekao SA – te dwa molochy jako pierwsze zaoferują już od poniedziałku tzw. Bezpieczny Kredyt 2 proc., czyli pożyczkę z dopłatami finansowymi z budżetu państwa. Dzięki nim rata kredytu hipotecznego będzie niższa przez dziesięć lat. Z programu mogą skorzystać wszyscy poniżej 45 lat (w przypadku pary wystarczy jedna osoba, która nie przekroczyła tego wieku), którzy nie mają i nie mieli w swoim życiu żadnej nieruchomości na własność. Standardowe kredyty mają dziś oprocentowanie na poziomie 8,5–9,5 proc. rocznie. Nawet jeśli w rzeczywistości kredyt 2 proc. będzie nieco droższy niż owe 2 proc. (2,5–3 proc.), to i tak wydaje się świetną ofertą. Przynajmniej dla tych, którzy chcą pożyczyć maksymalnie 500–600 tys. i dołożyć do tego nie więcej niż 200 tys. zł wkładu własnego, bo to kolejne warunki narzucone przez nowe przepisy.
Czytaj także: Niebezpieczeństwa bezpiecznego kredytu od PiS. Deweloperzy się cieszą, ceny rosną
Państwowe mają pierwszeństwo
Jednak 3 lipca ten rządowy program pojawi się tylko w dwóch największych bankach, kontrolowanych oczywiście przez państwo. Szybko do tego grona mają dołączyć inne instytucje o podobnym charakterze jak Alior (Grupa PZU) czy VeloBank (dawny Getin, odebrany Leszkowi Czarneckiemu). Banki prywatne też najczęściej deklarują chęć uczestnictwa w programie Kredyt 2 proc., ale zastrzegają, że ich klienci będą musieli poczekać. Na razie nie wiadomo zatem, kiedy taką pożyczkę z dopłatą zaoferują mBank, Santander czy Millennium. Wydaje się, że sektor prywatny – w przeciwieństwie do banków państwowych – nie spieszy się zbytnio. Może dlatego, że dopiero niedawno Komisja Nadzoru Finansowego wyjaśniła, jak obliczać zdolność kredytową w przypadku takiego specyficznego produktu. Okazuje się, że można to zrobić z korzyścią dla klienta, co zdecydowanie zwiększy liczbę osób kwalifikujących się do otrzymania takiego kredytu.
Podatnicy pomogą wszystkim
W tym roku klienci nie muszą się spieszyć, bo w ramach kampanii wyborczej rząd obiecał, że Kredyt 2 proc. dostaną wszyscy chętni, którzy spełnią kryteria. Nie ma ani maksymalnej liczby takich pożyczek ani ograniczonej kwoty dofinansowania. Podatnicy pomogą wszystkim. W kolejnych latach może już być inaczej. Warto zatem na razie spokojnie poczekać i przeanalizować dostępne oferty. Zwłaszcza gdy planuje się zakup mieszkania na rynku wtórnym. Dziś, w przeciwieństwie do rynku pierwotnego, objęty jest on podatkiem od czynności cywilnoprawnych (2 proc. wartości transakcji), jednak już niedługo ta danina zniknie w przypadku zakupu pierwszej nieruchomości.
Czytaj także: Mieszkanie Plus – totalny niewypał od PiS. Ani komfortowe, ani tanie
Banki bez wyjścia
Dla banków Kredyt 2 proc. może nie być zbyt lukratywnym produktem z dwóch powodów. Po pierwsze, rząd zastrzegł, że będzie zwracał uwagę na wysokość bankowej marży. Chodzi o to, żeby instytucje finansowe nie wykorzystały okazji do wyższych zysków, skoro pojawia się publiczna dopłata. Po drugie, maksymalna kwota kredytu to 600 tys. zł, tymczasem przy dzisiejszych cenach nieruchomości, zwłaszcza w dużych miastach, część klientów pożycza znacznie wyższe kwoty, gdy kupuje większe mieszkanie, segment czy dom wolnostojący. Oni z Kredytu 2 proc. skorzystać nie będą mogli. Nie zmienia to faktu, że wszystkie banki zapewne prędzej czy później przystąpią do rządowego programu, nawet jeśli dziś nie chcą składać jednoznacznych deklaracji. Kto tego nie zrobi, ten sam pozbawi się części potencjalnych klientów. A przecież rynek hipoteczny po podwyżkach stóp wpadł w poważny kryzys i nawet mimo Kredytu 2 proc. szybko nie wróci do dawnej formy.
Czytaj także: Mamy mieszkaniowy kryzys. Tanie kredyty nie pomogą. Co obiecują PiS i PO?