Wymarzone wakacje all inclusive, na leżaczku, nad basenem, z drinkiem w ręku, mogą łatwo zamienić się w dramatyczną ucieczkę przed szalejącym żywiołem. Przekonują się dziś o tym turyści, którzy spędzają wakacje na trawionych pożarami greckich wyspach Rodos, Korfu i Eubei, a także na hiszpańskiej La Palmie.
Polskie biura podróży niespecjalnie przejmują się ich losem. Liczą, że pożary w końcu zostaną ugaszone, a miejscowe władze zaopiekują się turystami i wszystko będzie, jak było.
Czytaj też: Według wielu Turków po 100 latach wygasa granica z Grecją
Największa taka operacja w Grecji
Na stronach touroperatorów wciąż są dostępne oferty wakacji marzeń. Biuro Grecos Holiday w ofercie last second (wylot 28 lipca) sprzedaje po bardzo atrakcyjnej cenie pobyt na Rodos w Pefkos, zachwalając „kuchnię grecką, relaks w ciszy i spokoju”. Gdyby kogoś interesowało, jak wygląda dziś ten relaks, to odsyłam do opowieści turystów cytowanych przez RMF24.pl: „Wczoraj w godzinach wieczornych [w sobotę – red.] ewakuowaliśmy się wraz z grupą z naszego hotelu i personelem z Pefkos: kazano nam wyjść na plaże i czekać 10 minut na łódź (która ostatecznie nigdy nie przypłynęła). Tkwiliśmy na plaży do godziny ok. 4 nad ranem. (…) Ta grupa do hotelu zastępczego, wskazanego przez organizatorów ewakuacji, trafiła dopiero o 6 rano. W niedzielę po południu ta grupa została zabrana do szkoły, w której urządzono punkt ewakuacyjny. Cały czas 'czuwa' nad nami rezydent, który nic nie wie, biuro podróży nie chce zorganizować nam transportu powrotnego do Polski, ale organizują swoje wycieczki po wyspie.