Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Turystyka Polek – na Słowację po aborcję

Według szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny nawet kilkadziesiąt tysięcy Polek rocznie dokonuje zabiegów za granicą. W sąsiednich krajach aborcja jest legalna. Według szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny nawet kilkadziesiąt tysięcy Polek rocznie dokonuje zabiegów za granicą. W sąsiednich krajach aborcja jest legalna. Marko Volkmar / PantherMedia
Małgorzata Gosiewska (PiS) chce eliminacji możliwości usuwania ciąży przez ofiary gwałtów oraz w przypadku uszkodzenia płodów. Tymczasem ponad 70 proc. pacjentek usuwających na Słowacji ciążę to Polki.
Dyrektor kliniki na Słowacji prosi, żeby nie podawać ich danych. Nie chce kłopotów: – W Polsce aborcja to temat polityczny, dla mnie zdrowotny. Dlatego nie chcę się mieszać do waszej dyskusji.Rafal Klimkiewicz/Edytor.net Dyrektor kliniki na Słowacji prosi, żeby nie podawać ich danych. Nie chce kłopotów: – W Polsce aborcja to temat polityczny, dla mnie zdrowotny. Dlatego nie chcę się mieszać do waszej dyskusji.
Ubiegłoroczny plakat informacyjny o aborcji farmakologicznej w Wielkiej Brytanii.Grzegorz Michałowski/PAP Ubiegłoroczny plakat informacyjny o aborcji farmakologicznej w Wielkiej Brytanii.

Pierwszy test dał wynik niejednoznaczny. Drugi to samo. Badanie krwi też nie rozstrzygnęło sprawy, ale Maria dobrze zna swój organizm i po prostu wiedziała, że jest w ciąży. Wiedziała też, że nie chce mieć dziecka. W każdym razie nie teraz. Ma mieszkanie i niezłą pracę, ale jej związek wchodził w fazę końcową. Kolejny test dał wreszcie wynik pozytywny; panika, poczucie osaczenia i absolutna pewność, co powinna zrobić.

Zabieg w Polsce nie wchodził w grę. W ostatnim czasie do więzienia trafiło trzech ginekologów, a ja nie chcę, żeby ktoś przeze mnie siedział. Bałam się też, że nielegalna aborcja może być groźna dla zdrowia. Tabletek wczesnoporonnych na bazarze nie zamierzałam kupować, a te, które zamawia się w Holandii, mogą nie dotrzeć na czas. Za duża loteria. Zaczęłam więc szukać za granicą – opowiada. Myślała o Niemczech, ale tam przed zabiegiem trzeba przejść rozmowę z psychologiem. Nie chciała omawiać z obcą osobą najbardziej intymnych spraw. Ukraina? Tam robią aborcję farmakologiczną, a miała wątpliwości co do tej metody. Wtedy w Internecie wyskoczyła prywatna słowacka klinika. Wystarczy zadzwonić i się umówić. Pytają tylko, który to tydzień.

Dyrektor kliniki w zachodniej Słowacji prosi, żeby nie podawać ich danych. Nie chce kłopotów.

W Polsce aborcja to temat polityczny, dla mnie zdrowotny. Dlatego nie chcę się mieszać do waszej dyskusji – mówi. – Ja wierzę, że to jest sprawa, którą kobieta powinna rozstrzygnąć we własnym sumieniu. A kiedy zdecyduje, to naszym zadaniem jest zapewnić jej legalny, bezpieczny i dyskretny zabieg.

Klinika działa od 6 lat. Rok temu zaczęła ogłaszać się w Internecie po polsku. Przed wejściem samochody z rejestracjami z Krakowa, Poznania, Dolnego Śląska. Są miesiące, kiedy mają nawet 80 pacjentek z Polski. Większość przyjeżdża z mężem lub partnerem. Niektóre przywozi matka, siostra, przyjaciółka. Maria przyjechała sama, bo czuła, że jest to sprawa, z którą sama musi sobie poradzić. Nocny pociąg do Bratysławy, potem przesiadka, rano była w klinice. Badania krwi, USG, EKG, krótki wywiad lekarski i podpisanie deklaracji, że to jej decyzja, zdaje sobie sprawę z ryzyka i została poinformowana o metodach antykoncepcyjnych. Trafiła do pokoju z inną Polką. Mężatką z wyższym wykształceniem, dobrą pracą, dwójką dzieci. I pewnością, że z trzecim nie da już sobie rady. Obie trochę się bały. Łatwiej było przegadać czas oczekiwania.

Nie wiedziałam, jak potraktuje mnie personel. Z jednej strony obawiałam się upupienia, pobłażliwego głaskania po głowie, z drugiej oceniających, potępiających spojrzeń – opowiada Maria. – Rozmawiali ze mną jak z dorosłą, odpowiedzialną osobą. Lekarz tłumaczył wszystko po kolei. O tym, jak długo po zabiegu chcę zostać w klinice, miałam decydować sama.

Wieczorem siedziała już w pociągu do Warszawy. Jej karta pacjentki została w słowackiej klinice. Wypis zniszczyła.

U nas aborcję otacza atmosfera kryminału i ciężkiego podziemia. Mija się granicę i natychmiast zmienia się kontekst. Człowiek nawet zaczyna się inaczej czuć. Jakoś normalnie – wspomina Maria. – ­Nasza ustawa polega tylko na tym, że Pol­ki nie mogą tego zrobić w Polsce. Przecież nie mają jak mnie ścigać.

Według szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny nawet kilkadziesiąt tysięcy Polek rocznie dokonuje zabiegów za granicą. W sąsiednich krajach aborcja jest legalna. W Czechach co prawda formalnie prawo do aborcji przysługuje cudzoziemkom z prawem stałego pobytu albo posiadającym czeskie ubezpieczenie, ale w praktyce niezbyt skrupulatnie się tego przestrzega. W Niemczech, zwłaszcza w klinikach przygranicznych, uruchamiane są polskie infolinie. Jedna tylko klinika w Prenzlau deklaruje, że dziennie odbiera 20–30 telefonów z Polski. Powstają firmy – transport, opieka, tłumaczenie.

Polki jeżdżą także do Szwecji, Holandii, Austrii. W Wielkiej Brytanii, według nieoficjalnych danych, stanowią nawet jedną trzecią pacjentek klinik aborcyjnych. Jeśli tam pracują i są ubezpieczone, mogą poddać się zabiegowi bezpłatnie. W ubiegłym roku łódzka organizacja walcząca o prawa kobiet wywiesiła na mieście plakaty wzorowane na reklamie jednej z kart płatniczych, informujące, że nawet po opłaceniu dojazdu i noclegu koszt zabiegu w Wielkiej Brytanii jest niższy niż w polskim podziemiu: „Aborcja farmakologiczna w publicznej przychodni – 0 PLN. Ulga po zabiegu przeprowadzonym w godnych warunkach – BEZCENNA”.

 

 

Katolicki Klub im. św. Wojciecha zgłosił sprawę do prokuratury uznając, że plakaty nakłaniają do aborcji, a to jest w Polsce karalne. Prokuratura jednak odmówiła wszczęcia postępowania. Intencją autorek akcji nie było nakłanianie do aborcji, ale zwrócenie uwagi na patologię i hipokryzję polskiego prawa. Ten sam cel miało ubiegłoroczne wysłuchanie obywatelskie w Sejmie na temat turystyki aborcyjnej zorganizowane przez posła Marka Balickiego oraz Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Tylko że polskich parlamentarzystów niespecjalnie ­zainteresowało.

Przez rok od sejmowego wysłuchania nic się nie zmieniło. Poza tym, że na mapie polskiej turystyki aborcyjnej pojawił się kolejny kraj – Słowacja, gdzie powstaje coraz więcej prywatnych klinik. Jest coraz popularniejsza, bo konkuruje ceną (ok. 360 euro) i najłatwiej się tu porozumieć. „Dzięki podobieństwom językowym i kulturowym, będą się Państwo czuć w tym trudnym momencie życia jak w domu” – reklamuje się słowacka klinika. – My mówimy po słowacku, pacjentki po polsku. Raz idzie łatwej, raz trudniej, ale zwykle po 10 minutach zaczynamy się rozumieć – opowiada siostra Lucia. – Niektóre pacjentki mają potrzebę wygadać się. Najczęściej te starsze, które mają już kilkoro dzieci i wiedzą, że kolejnego nie dadzą rady utrzymać. I takie, które nie są pewne swojej decyzji.

Dyrektor kliniki zapewnia, że nigdy nie namawiają pacjentek na zabieg. Deklaracja musi być podpisana bez żadnej presji. Zdarzały się przypadki, że pacjentki z Polski w ostatniej chwili zmieniały zdanie. Niekiedy między partnerami nie było zgody. Ona chciała ciążę usunąć, on był przeciwny, albo na odwrót. – Wtedy wysyłamy ich na spacer, żeby się sami dogadali – mówi dyrektor.

Mimo że trzy czwarte Słowaków deklaruje się jako katolicy, a ochrona życia przed narodzeniem wpisana jest do konstytucji, Słowacja ma jedną z najbardziej liberalnych ustaw w Europie. Do 1957 r. aborcja była dopuszczalna, kiedy ciąża zagrażała życiu lub zdrowiu kobiety albo gdy płód był uszkodzony genetycznie. Kobiecie, która złamała prawo, groził rok więzienia, a osobie, która zabieg przeprowadziła, do 10 lat. Kwitło aborcyjne podziemie. Wiele kobiet przypłaciło zdrowiem nielegalne zabiegi przeprowadzane nieprofesjonalnie, w nieodpowiednich ­warunkach.

Dlatego w 1957 r. ustawę znowelizowano, rozszerzając dopuszczalność legalnej aborcji. Do względów medycznych dopisano inne ważne przyczyny, które miała oceniać komisja. Zniesiono karalność kobiet, a karę dla osoby dokonującej nielegalnych zabiegów obniżono do 5 lat. Katalog innych ważnych przyczyn stale się rozrastał. Zabieg był legalny, gdy ciąża pochodziła z gwałtu, kobieta była po 40 roku życia albo miała przynajmniej troje dzieci, żyła w trudnych warunkach materialnych lub domowych, tzn. straciła męża albo był on ciężko chory. Powodem mógł być też rozpad rodziny albo ciąża pozamałżeńska. W 1962 r. skład komisji oceniającej inne ważne przyczyny zredukowano z czterech do trzech osób: ginekologa, pracownika socjalnego i członka lokalnych władz. Aborcja z przyczyn medycznych i ekonomicznych była bezpłatna.

Ponieważ komisje i inne ważne przyczyny były całkowitą fikcją, w 1986 r. ustawę dostosowano do życia. Komisje całkowicie zlikwidowano i wprowadzono przepis, że do 12 tygodnia ciąży decyzję o zabiegu podejmuje kobieta. Zwraca się z pisemną prośbą do swojego lekarza rodzinnego, a ten ma obowiązek poinformować ją o ryzyku, metodach kontrolowania płodności i wypisać skierowanie na zabieg. Powyżej 12 tygodnia, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, zagraża zdrowiu lub życiu kobiety albo płód jest uszkodzony, o możliwości przeprowadzenia aborcji decyduje komisja lekarska. Dziewczynki do 16 lat muszą mieć zgodę rodziców na zabieg. W przypadku pacjentek między 16 a 18 rokiem życia rodzice są o nim informowani.

Przez wiele lat, gdy aborcja była darmowa, a środki antykoncepcyjne drogie i trudno dostępne, usuwanie ciąży było na Słowacji podstawową metodą kontroli urodzin. Dlatego wraz z ostatnią nowelizacją wprowadzono odpłatność za aborcję z przyczyn pozamedycznych i refundację antykoncepcji. Od tej pory liczba zabiegów regularnie spada. Z około 32 tys. rocznie na początku lat 90. do 18 tys. na początku lat 2000. Według Urzędu Statystycznego ubiegły rok był rekordowy – 12,5 tys. aborcji; najmniej od czasu liberalizacji prawa w 1958 r. – A wy tam w Polsce nie macie dopłat do antykoncepcji? – dziwi się dyrektor słowackiej kliniki. – Naprawdę zdarza się, że lekarz odmawia wypisania recepty ze względów religijnych? – uśmiecha się z niedowierzaniem.

W drodze na Słowację jest kolejna Pol­ka, znajoma Marii. W ciąży pozamacicznej. Od lekarza w Polsce usłyszała, że ze względu na klauzulę sumienia wolałby poczekać, aż sama poroni. Oczywiście, gdyby to się przeciągało i groziło na przykład przerwaniem jajowodu, to ktoś jej tę ciążę usunie. Ona jednak zdecydowała, że woli na to nie czekać.

Polityka 35.2011 (2822) z dnia 24.08.2011; Kraj; s. 24
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną