Społeczeństwo

Życie seksualne Polaków

O partnera do łóżka z perspektywy kobiet łowiących na Tinderze łatwiej niż o partnera na życie. O partnera do łóżka z perspektywy kobiet łowiących na Tinderze łatwiej niż o partnera na życie. Artur Verkhovetskiy / PantherMedia
Jest odwrotnie, niż się wydaje: im wyżej na drabinie społecznej, tym mniej seksu. Im dalej w wiek, tym go coraz więcej. Takie są dzisiaj trendy.
Życie seksualne Polaków po sześćdziesiątce, i później, to bodaj najważniejsza zmiana, jaka dokonała się w ostatnich dziesięcioleciach.Marta Frej Życie seksualne Polaków po sześćdziesiątce, i później, to bodaj najważniejsza zmiana, jaka dokonała się w ostatnich dziesięcioleciach.
Seksem można sobie coś załatwić, rozładować napięcie wywołane przez frustrację, zmęczenie.PantherMedia Seksem można sobie coś załatwić, rozładować napięcie wywołane przez frustrację, zmęczenie.

Seks skutecznie oderwał się od prokreacji. Ale tego, by służył wyłącznie do prostego sprawiania radości, jakoś nie doczekaliśmy. Seks się skomplikował, konteksty się poskładały. Z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego dla Polpharmy wynika, że co czwarty dorosły Polak i Polka przed pięćdziesiątką nie uprawiali seksu od 12 miesięcy bądź dłużej. To dwukrotnie większa grupa niż przed 20 laty. Pytając, co kto robi w łóżku, można by dziś właściwie na nowo rozpisać stratyfikację społeczną. Przymrużywszy oko: powiedz mi, co robisz z seksem, a powiem ci, gdzie się lokujesz na drabinie społecznej.

Seks do bicia

Najwięcej seksu, statystycznie rzecz biorąc, uprawia się w środowiskach trudnych. Częstotliwość, wielość technik – znakomita. I tylko z satysfakcją kobiet krucho.

Dr Maria Łukaszek z Uniwersytetu Rzeszowskiego przebadała życie seksualne mężczyzn z doświadczeniem wejścia w konflikt z prawem, dorastania w patologii, związanych z grupami paraprzestępczymi i szukających sposobności do fizycznej walki, np. na ustawkach kibicowskich. Dobrze to brzmi: „aktywność seksualna ukierunkowana na osiągnięcie rozkoszy”. A jednak w badaniach wyraźnie wyłapano, jak bardzo życie seksualne w tej grupie się dziś brutalizuje. W przypadku mężczyzn o wyższym poziomie agresji bodźce seksualne zawierające przemoc nie powodują obniżenia napięcia, przeciwnie. Młodsi z niższych szczebli drabiny w mniejszym stopniu potrafią świadomie tłumić pobudzenie. Często sami padli ofiarą nadużyć seksualnych, więc ich schematy wchodzenia w podniecenie są skomplikowane. Ci, którzy – statystycznie rzecz biorąc – uprawiają dziś najwięcej seksu, w większym stopniu akceptują mity o gwałcie jako demonstracji męskości i skrytej fantazji kobiety, łatwiej przyjmują postawy autorytarne i mizoginistyczne. Często są wręcz wrogo nastawieni do kobiet. Gorzej odczytują ich komunikaty – uprzejmość powszechnie odbierając jako zaproszenie do seksu. W złych dzielnicach szczególnych spustoszeń dokonała też ewolucja w pornografii, która radykalnie się zbrutalizowała.

Z badań dr Marii Łukaszek wynika, że w środowisku, które badała jest źle. Dla co dwudziestego nieodzowną, konieczną częścią seksu jest zadawanie bólu. Więcej niż co trzeci dopuścił się gwałtu. Co piąty ma na koncie doprowadzenie kobiety do współżycia poprzez upojenie jej alkoholem albo odurzenie narkotykami. Lista wymuszanych na kobietach zachowań – seks bez prezerwatyw, formy naśladujące hard porno, seks grupowy – jest długa, a odsetek druzgocąco wysoki. Wielu badanych za część aktywności seksualnej uważa nagrywanie filmów w trakcie – także bez zgody partnerki. Dla co trzeciego element przemocy na partnerce i łamanie jej oporu stanowią stały, nieodzowny punkt programu w łóżku.

Joanna Keszka, edukatorka seksualna, prowadząca w całej Polsce warsztaty o życiu seksualnym dla kobiet, podkreśla, że podobny duch, patriarchalny, łączący seks z kontrolą, kobietę z ofiarnictwem i podporządkowaniem, wyraźnie wyczuwalny jest też w publicznym dyskursie. Jeszcze parę lat temu organizowała poświęcone czerpaniu radości z seksu spotkania na przykład na uniwersytetach. Dziś to już niemożliwe. Słyszy, że o takich rzeczach to nie. Jakby w publicznym dyskursie słowo „seksualność” trafiło na listę zakazanych. Tak że mechanizm kontroli społecznej zamiast słabnąć, nasila się.

Tymczasem negatywne skrypty, wiązanie seksu z przemocą, przesuwają się w dół drabiny wiekowej. Kiedyś kobieta/dziewczyna miała być niedostępna? To teraz ma być dostępna i chętna i uwielbiać bycie poniżaną. Potem, jako dostępna, zasługuje też zresztą na pogardę. Może dewastacja nie obejmie młodych w tym samym stopniu co „trudnych”, badanych przez dr Łukaszek; może rosną w domach, w których przekaz, płynący z porno i internetu, równoważony jest przez rozmowę (już z 2-, 3-, 4-latkami – jak zaleca wyciągnięta ostatnio jako straszak w kontekście politycznym WHO). Ale może nie.

Seks z rozpaczy

Bez seksu, przynajmniej tego klasycznie pojmowanego, powszechnie obywa się też pokolenie wielkomiejskich trzydziestoletnich mężczyzn. Seksoholików, ale uzależnionych od pornografii, a stroniących od zwykłego seksu.

Mechanizm jest prosty: seksem można sobie coś załatwić. Rozładować napięcie wywołane przez frustrację, zmęczenie. Dostarczyć mózgowi trochę oksytocyny, naturalnego antydepresanta. Mózg preferuje wszystko, co może prowadzić do seksu – bo tak natura zadbała o dobre warunki do rozmnażania się, ale nie odróżnia tego realnego kontaktu od cyberseksu. A z porno jest jak ze wszystkimi uzależnieniami. Zespół nagrody w mózgu potrzebuje coraz silniejszych bodźców. Z czasem okazuje się, że rozebrana kobieta to o kilka poziomów za mało. Jak w przypadku G. Gdy oglądał film „Wstyd” (poruszający dramat Steve’a McQueena o seksoholiku i współczesnych związkach), to płakał. Też zna to poczucie beznadziei, zażenowania samym sobą. Też tego doświadczył: kobieta w łóżku, i nic. Przez ostatnich kilka lat przewinęło się przez jego życie parę kobiet, które miały nadzieję na związek. Chętnie zapełniłby puste łóżko, nie mówiąc o dzieciach; zawsze chciał. Jedna z kobiet, które u niego bywały, nawet starała się znaleźć przyjemność w porno oglądanym wspólnie, ale zawsze przychodził ten moment, gdy zamykał się przed nią w toalecie, z telefonem – wolał masturbację, pod zdjęcia. A potem mówił jej, że go boli głowa.

Polskie badania dr. hab. Mateusza Goli wskazują, że problem z uzależnieniem od pornografii może dotyczyć nawet co ósmego 20–30-letniego mężczyzny. Przynajmniej tylu zdarzyło się doświadczenie utraty kontroli nad życiem seksualnym; poczucie, że coś zmarnowali, zepsuli. W dużych miastach, wśród pracowników korporacji, zjawisko jest znacznie powszechniejsze. Liczba samotnych, singli, w ostatnich latach ostro skoczyła. Czasem jednak się wiążą. Sypiące się – z braku seksu – relacje wchodzą w fazę kryzysu, gdy w planie podróży przez życie przychodzi czas na dzieci.

Zresztą i ten problem schodzi w dół. W najmłodszym pokoleniu badacze zaobserwowali już, inspirowaną światem porno, swoistą wymianę seksualno-handlową. Nastolatek chce seksu analnego, odpowiednio silnych bodźców, nastolatka – chce się całować. Całowania w filmach porno jest mało, uchodzi za coś szczególnie wyrafinowanego. Dobijają targu: najpierw seks analny, potem pocałunki. Dr hab. Mateusz Gola zwraca uwagę, że to rewolucja w ludzkich zachowaniach seksualnych w skali dotąd niespotykanej.

Seks spod kołdry

Kobiety z pokolenia 30-letnich nie uprawiają seksu, bo nie mają z kim. A chcą. Zdaniem badaczy to pokolenie 30–40-latek jest dziś motorem napędowym poszukiwań i eksperymentów w życiu seksualnym. Tyle że z praktyką jest kłopot.

G., lat 40, jest rozwódką z Warszawy. Portale randkowe to jej drugie życie, spędziła na nich ostatnich parę lat. W pięciu, może sześciu przypadkach rokowało, w pozostałych miała poczucie straty czasu, zażenowania i upokorzenia. Mężczyźni, którym wydawało się, że mają dwadzieścia lat mniej. Albo przeciwnie – zapyziali, zapuszczeni, nowocześni, gdy przychodziło do rachunku: płacili jedynie za swoją wodę i frytki. Ci, którzy mogli być dla niej interesujący, zawsze byli żonaci i zwykle nawet nie chcieli się spotykać; gustowali w rówieśnicach swoich córek. Albo w pokoju wynajętym na godziny mieli problemy ze wzwodem.

No, ale czasem z kimś tam wychodziło. Więc G. w ostatnim roku testowała pejczyki z piórek, kulki do wspólnych zabaw, masaże leczniczym błotem. Z badań prof. Izdebskiego wynika, że w dziesięć lat podwoiła się grupa tych kobiet, które mają doświadczenia inne niż seks klasyczny. Dziś to głównie one ciągną mężczyzn do klubów inspirowanych Greyem, na tantrę, na jogę par. W Polsce padł jeden ze światowych rekordów sprzedaży biletów na „50 twarzy Greya”, dlatego że właśnie ów film wybierały kobiety dla siebie i partnera (rzadziej dla siebie i przyjaciółek).

Zdaniem Joanny Keszki internet z mnogością portali i aplikacji randkowych kobiecemu życiu seksualnemu raczej służy niż nie. Wciąż jeszcze uwikłane w myślenie o „męskiej przyjemności” i „kobiecym poświęceniu”, jednak potrafią zorganizować się – po cichu i bez rozgłosu. Wybierając z Tindera czy Badoo mężczyzn do seksu, wcześniej odpowiednio ich prześwietlają, odpytują, a potem realizują takie scenariusze, na jakie mają ochotę: filharmonia w odległym o kilkadziesiąt kilometrów mieście, a wieczorem przebieranki w hotelu. Z dala od oczu sąsiadów. To już nie nisze, to mainstream niewielkomiejskiej Polski. Seks z wyobraźnią, reglamentowany jedynie brakiem czasu i kosztami wyjazdów.

No i realizowany poza stałym związkiem. O partnera do łóżka z perspektywy kobiet łowiących na Tinderze łatwiej niż o partnera na życie.

Seks do rozwoju

Zresztą stały związek też niczego nie gwarantuje. Weźmy C., pięćdziesięciolatkę. Przedstawicielkę zasobnej, wielkomiejskiej grupy kobiet. Własna seksualność to najciekawsza jak dotąd – jej zdaniem – forma rozwoju duchowego. Seksu C. zażywa na kursach tantry dla singli.

W Warszawie podobne zajęcia organizuje się pod kilkunastoma adresami. Na indywidualnych sesjach kobieta jest masowana, dotykana piórkami, głaskana – przez inną kobietę. Można pojechać na kurs wyjazdowy dla singli; przeważają kobiety szukające pary. W przypadku C. zajęcia wyjazdowe nie przekładają się na realny seks. Ale: lepiej czuje ciało. Nawet tak proste czynności jak jedzenie przynoszą jej więcej satysfakcji. Łatwiej wchodzić jej w stan, w którym czuje wszechogarniającą, uniwersalną miłość.

Widoków na ten prawdziwy seks – brak. Etap kochanków z Tindera C. ma za sobą; to jednak uwłaczające; nie przypuszczała, że polska średnia jest aż tak beznadziejna – miliony nieinteresujących mężczyzn i bardzo rzadko ktoś, z kim z przyjemnością można wypić choć kawę; nie pisze się na mentorkę czy sponsorkę młodszych, marzących o karierze. Wyjąwszy spotkanie z kilka lat młodszym mężczyzną, z którym, nawet go nie dotykając, przeżyła stan bliski orgazmowi. Ciekawsze to niż Zanzibar.

Na który jeździ z mężem. Są w przyjaźni, ale ze sobą nie sypiają. On nurkuje. Robi duże pieniądze, których w gruncie rzeczy C. aż tak nie potrzebuje. Ma swoje życie, a wśród priorytetów seks na ostatnim miejscu. Przynajmniej ten z nią.

Seks do sprawdzenia

Mężczyźni z pokolenia C., z tej samej grupy społecznej, właśnie powszechnie powypadali z łóżek. D. jest po czterdziestce (tak mówi, bo na tyle wygląda; w metryce ma o 10 więcej). Obywa się bez seksu, ale walczy. Trzecie małżeństwo („żona ma cudowny charakter”), nieostentacyjne BMW za milion i kochanki. Czy skonsumowane – zależy od tego, jak akurat poszła terapia testosteronowa.

Co trzy miesiące D. bierze zastrzyk. Na brak potrzeb seksualnych, ciągłe zmęczenie, nawracające bóle głowy – i ogólny brak apetytu na życie, w tym na seks. Poszedł do lekarza, gdy w firmie przysnął w trakcie prezentacji wyników finansowych. Jak cię widzą, tak ci płacą – mówi. Kolega uprzejmie o nic nie zapytał, ale podpowiedział lekarkę z Warszawy. W gabinetach seksuologów niedobór testosteronu wywołany stresem to dobrze znany problem. Można powiedzieć: nowy problem klasowy. Gdy wchodzi dobrze utrzymany mężczyzna, po którym widać sukces, zwykle już wiadomo. Sześćdziesięciolatkowie, pięćdziesiątki, czterdziestki. Coraz częściej – trzydziestolatkowie.

Dr Ewa Jeznach-Kempisty, autorka polskiej książki o zaniku testosteronu, mówi o epidemii. Jej zdaniem męski hormon to pierwsza ofiara cywilizacji migoczących ekranów. Mózgi męskie pracują zadaniowo. Rozproszone, przebodźcowane, produkują kortyzol, zwany hormonem stresu, w takich ilościach, że testosteron nie ma szans.

Najłatwiej ofiarą cywilizacji padają jej zdaniem mężczyźni, którzy szukają w życiu czegoś więcej, głębiej. Ewa Kempisty-Jeznach zauważa, że stres, fizyczne przemęczenie plus jedna negatywna zmienna więcej, i po testosteronie.

A próby wydostania się z błędnego koła – beznadziejne. W gabinetach psychologów dobrze znany jest schemat, w który właśnie popadł D. Skoro nie wychodzi mu z żoną, to może poćwiczyć z kochanką? Zorganizowanie kobiety gotowej na seks to 15 minut w internecie plus pokój na mieście, na godziny (od 25 zł w górę). Jeśli się uda, poczucie winy wywoła dodatkowy stres. Jeśli nie wyjdzie – jeszcze gorzej.

Seks na później

Szczęśliwie są też zmiany na lepsze. Może nie tyle szerokie, na razie raczej ogniskowe – ale rewolucyjne. E., lat 67, prawniczka, aktywistka praw człowieka, od kilku sezonów ma najlepszy seks w życiu. Rozwód miała 15 lat temu. Potem kilka stałych, ale chłodnych związków. Teraz sąsiedzi, młode małżeństwo, patrzą podejrzliwie, od kiedy zza jej ściany znów zaczęło być słychać jej życie seksualne. To był Tinder. Aplikacja w telefonie. On, pięć lat młodszy rozwodnik, uparł się na stały związek. Polega co prawda na życiu na dwa domy, za to intensywnym. Gdy się już wie, mówi ona, co człowiekowi daje tę przyjemność, nie bawi się już w pozory. A jeśli chodzi o seks: on zbytnio nie komplikuje spraw, ale z wiekiem nauczył się nie kończyć za szybko. I to jest super.

Życie seksualne Polaków po sześćdziesiątce, i później, to bodaj najważniejsza zmiana, jaka dokonała się w ostatnich dziesięcioleciach. Jasne, że częstotliwość nie ta, co u niektórych dwudziestolatków. Ale choć w oficjalnych badaniach w rubryce 60 plus wciąż wpisuje się „naturalny z wiekiem zanik popędu”, „równie dobre formuły zastępcze, jak trzymanie się za ręce” i tak dalej, obserwacja z życia tego nie potwierdza. Jest po prostu seks.

Sześćdziesiątka to nowa czterdziestka – taki tekst zamieściła POLITYKA kilka lat temu. W seksualności najbardziej widać potwierdzenie tej tezy. Począwszy od wyglądu fizycznego, po dostępność partnerów seksualnych. Osławione romanse w sanatoriach może się i zdarzają, ale dziś nawet na Badoo można wyłowić kogoś, komu daleko do estetyki „staruszka”. Na Tinderze, kojarzonym z młodszym odbiorcą, bardzo dojrzałych Polaków jest kilkanaście tysięcy. Załapują się na przygodny seks, ale nie lubią takiego na chybcika, z często zmienianym partnerem. Jeśli już coś zaskoczy, ludzie w tej grupie wiekowej łatwiej angażują się w trwalsze związki. A nic tak nie sprzyja satysfakcji z życia seksualnego, jak szczerość i dobre wzajemne poznanie swoich potrzeb.

Polityka 15.2019 (3206) z dnia 09.04.2019; Społeczeństwo; s. 30
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną