Społeczeństwo

Zawód: czyściciel. Opróżnia mieszkania po zmarłych, pozbywa się rzeczy i wspomnień

Oleksii Hlembotskyi / Unsplash
Czy opróżnianie mieszkań – na zlecenie i za darmo – stanie się u nas zajęciem tak modnym jak na Zachodzie? I co się potem dzieje z rzeczami, których ludzie pozbywają się bez żalu?

Tam było takie stare radio. Brat mówi: „Weź, może pójdzie chociaż za pięć dych”. Wystawiłem na licytację, poszło za 700 zł – opowiada pracownik firmy zajmującej się opróżnianiem mieszkań. Bo w tej pracy „zapłatą” są rzeczy, które się znajdzie.

Taka usługa budzi jeszcze zdziwienie. „Tak za bezcen ktoś oddaje swoje rzeczy?”, „Jeszcze nikt niczego wartościowego za darmo nikomu nie podarował”, „Napracują się, a nic sensownego nie znajdą” – mówią ci, którzy po raz pierwszy słyszą o takim zajęciu. A pozory mylą. Świadczy o tym dyskrecja i obawy przed konkurencją – „czyściciele” niechętnie opowiadają o szczegółach swojej pracy.

– Na początku byliśmy zieloni. Sprzedawaliśmy wszystko po kilka groszy – wspomina jeden z nich. Nie zgadłby, że rzeczy, których ktoś pozbywa się bez żalu, mogą mieć większą wartość. Dziś już wie, że np. talerze, które tanio sprzedawał, były legendarną porcelaną z Ćmielowa, poszukiwaną przez kolekcjonerów. Rozkręcił więc interes. Zaczął ogłaszać się w sieci. Roznosił ulotki. A telefon się urywał. Mieszkania, pokoje, domy, piwnice – jego ludzie sprzątają wszędzie, głównie w Warszawie. Kiedyś dzwoniła kobieta z Wrocławia. Nie dali rady z tym zleceniem – za daleko, musieli odmówić.

Czytaj także: Umarli w samotności, trzeba po nich posprzątać

Rzeczy starszych państwa muszą zniknąć

– Jedna z pań oddawała rzeczy po mężu. Była wdzięczna, że zabieramy za darmo. Dopytywała, czy to nie jest jakaś akcja charytatywna – wspomina Paweł z firmy Najszybsze Opróżnianie w Warszawie. Jako jedyny zgodził się zdradzić nieco sekretów zawodu. Starszy pan zostawił po sobie m.in. porcelanową lampkę, która okazała się unikatem. Poszła za niewiele – 200 zł – ale nowy właściciel wydaje się zadowolony i podkreśla jej nieszablonowy wygląd.

Powtarza się jeden ze schematów: odchodzi babcia czy dziadek i zostawia po sobie więcej niż wspomnienia. W mieszkaniach jest mnóstwo rzeczy, bo chomikuje się wszystko – od mydła z czasów PRL po wartościowe kolekcje. – Zawsze się zastanawiałem, dlaczego starsi ludzie dziwnie pachną. Dowiedziałem się w pracy. Każda taka osoba miała w mieszkaniu lawendę przeciw molom w stosach ubrań – opowiada jeden z czyścicieli. Ubrania często oddaje do PCK. Te w gorszym stanie po prostu wyrzuca.

Nikt nie chce książek, a starsi ludzie zostawiają ich masę. A to zbiory niejednego pokolenia – są wydania sprzed 1900 r. i współczesne. Pierwsza edycja „Innego świata” Herlinga-Grudzińskiego, książki Hrabiego Potockiego o Dalekim Wschodzie, biografie. Kupują to potem głównie ludzie starsi i handlarze. Nie wszystkie domowe biblioteczki składają się z grzecznych pozycji. W jednym z mieszkań było prawie półtorej tony gazet pornograficznych. Poszło do skupu z makulaturą. Niektóre pisemka były z dodatkiem – kasetą wideo. Wykupili do ostatniej sztuki – ironia losu – jacyś starsi ludzie. – Później jeszcze przychodzili i pytali, czy mamy więcej – śmieje się jeden z „czyścicieli”.

Można też trafić na unikatowe dokumenty. Na przykład papiery z 1900 r. należące do właścicieli kilku stołecznych hoteli. Urzędowe pismo było napisane staropolskim językiem. Antykwariusze się zachwycili. Tylko jak to wycenić? Zwłaszcza że czasem i właściciele chcą coś zarobić.

Czytaj także: Umarłeś? Jest dla ciebie aplikacja

Praca w cieniu, brudzie, odorze

Szczury, brud, fetor – to minusy tego zawodu. Za to nie ma rutyny, siedzenia za biurkiem, czas pracy jest elastyczny. – Tej roboty nie każdy potrafi się podjąć. To pozornie wygląda ciekawie i przyjemnie. Dziś np. byłem w mieszkaniu, gdzie tylko jeden pokój trzeba opróżnić. Ale co z tego, skoro gość pakuje tam śmieci, włącznie z odchodami. Można sobie wyobrazić, jaki tam jest odór – słyszymy.

Firmy nie przygotowują się jakoś specjalnie. Mają kartonowe pudła, stare walizki i – jeśli sytuacja wymaga – kontenery. Konkurencja rośnie, więc trzeba się profesjonalizować. – Nie jeździmy wypasionymi brykami, mamy zresztą inne prace. Robimy to w dużej mierze z pasji – mówi Paweł. Istotna jest technika sprzedaży pozyskanych znalezisk, a klucz do sukcesu to stali klienci, wyrobienie marki, sprawność, elastyczność.

Nie wszystko jest na sprzedaż i nie wszystko da się sprzedać. Jak zmora w każdym mieszkaniu pojawiają się kryształy – wizytówka PRL. Nikt ich nie chce. Ostatnio na całą partię skusił się jakiś Ukrainiec. Ludzie pytają raczej o przedmioty codziennego użytku – krzesło, żelazko, zaparzaczkę do herbaty.

– Nabywcami są często starsze osoby, sprzedajemy za grosze. Od wielu słyszymy: „Dałam/dałem wasz numer moim dzieciom, to i po mnie zabierzecie te rzeczy” – opowiada sprzedawca.

Czytaj także: Czy w starzeniu się można znaleźć sens?

Jak umierają sentymenty

– Czasami mam wrażenie, że patrzę na to wszystko z większym sentymentem niż rodzina. Niektórzy pozbywają się nawet zdjęć swoich krewnych – zwierza się pracownik. Nieco dziwi, że ktoś łatwo pozbywa się najbliższych pamiątek. Jak to się ma do powszechnie deklarowanego szacunku dla tradycji i patriotyzmu? Czy da się zbudować własną tożsamość bez wiedzy o dziejach własnej rodziny, bez jakichkolwiek form materialnej pamięci o najbliższych?

Z drugiej strony nie należy spieszyć się z ocenami. Kto wie, jak wyglądały relacje zmarłej/zmarłego z rodziną. Może takie wymazanie to jedyny sposób, żeby odciąć się od złych doświadczeń i wspomnień.

– Pozbywanie się rzeczy po naszych bliskich ma przynieść ulgę. Z takimi pamiątkami często mogą się kojarzyć jakieś przykre wydarzenia. Usunięcie tego z życia ma wymiar symboliczny. Metaforycznie porządkujemy własne życie – mówi psycholog Anna Izdebska. – Bardzo popularne jest powiedzenie: „Żyj chwilą!”. Wielu sądzi, że nie warto naprawiać zepsutych rzeczy. Bo szkoda czasu i pieniędzy. Nowe rzeczy kuszą na sklepowych półkach. Dla naszych przodków to było nie do pomyślenia. Nasi dziadkowie żyli przecież w czasach, gdy zawsze czegoś brakowało. Odkładali wszystko z myślą: a nuż się przyda.

Może to po prostu znak czasów, a nie kwestia wieku? Ostatnio trofeów, dyplomów i medali chciał się pozbyć emerytowany bokser. Kazał wszystko zabrać.

Czasem zleceniodawcy zaznaczają, żeby pewne rzeczy zostawić. – Klienci powinni wiedzieć, że jak już przyjechała ekipa, to nam się to musi opłacać. Zazwyczaj pytam raz i oczywiście zdarza się, że mówią: „Wie pan, jak trafią się jakieś zdjęcia albo dokumenty, to proszę to dla mnie odłożyć” – mówi Paweł. Inni nie mogą sobie pozwolić na sentymenty – po prostu ich nie stać. Nie chcą się też narażać na dodatkowe koszty. Przyjeżdżają z zagranicy, goni ich czas, pozbywają się balastu. Dochodzi nawet do sytuacji, gdy rodzina sprzedaje odziedziczone mieszkanie w błyskawicznym tempie – za bezcen, byle szybko.

A przecież po tych, którzy tam żyli, zostaje często mnóstwo pamiątek. Listy, zapiski wojenne, fotografie – kawałki życia. Mam klienta, który skupuje listy za grosze – opowiada Paweł. – Ja ich nie czytam, ale widzę, że podchodzi do tych historii z szacunkiem.

Czytaj także: Czy da się oswoić własną śmierć?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną