Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Brak sprzętu, wypłat i domino zakażeń. Szpitale na skraju paraliżu

W związku z koronawirusem szpitalach ograniczono liczbę planowych zabiegów. W związku z koronawirusem szpitalach ograniczono liczbę planowych zabiegów. Adam Chełstowski / Forum
Na pierwszej linii są lekarze, pielęgniarki i ratownicy. Walczą z wirusem, ale na razie zamiast nagrody dostają po kieszeni.

Doktor M. – jak wielu innych lekarzy – ostatni tydzień spędził na kompletowaniu sprzętu. – Jestem oddelegowany do szpitala, który ma leczyć zakażonych koronawirusem, muszę się zabezpieczyć – tłumaczy.

Pełnotwarzową maskę z osłoną oczu i z filtrami dzięki koneksjom towarzyskim załatwił w dużej firmie oponiarskiej. Na Allegro zamówił maskę do nurkowania – też się nada, ale będzie musiał za pomocą rurki termokurczliwej zrobić przejściówkę, by połączyć ją z filtrem. Kupił gumowce. Mówi, że nareszcie poczuł się „jak gość”.

Potem przyszły gorsze wieści. W dyżurce w Wielospecjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie pracuje, zastał list prezesów do pracowników: „Dziękujemy. Czas epidemii spowodował, że pracujecie państwo ze zwiększoną intensywnością, jesteście jak zawsze, a teraz szczególnie, na pierwszej linii walki o zdrowie i życie Lubuszan – sami narażając własne”.

.Arch. pryw..

Dalej informacja, że w szpitalu spadła liczba zabiegów i pacjentów, czyli przychodów z kontraktu z NFZ, co może mieć konsekwencje. Jakie? „Liczymy się z tym, że mogą nastąpić redukcje świadczeń. Mówimy o przyszłości. Bo wypłaty za marzec są bez zmian” – napisali prezesi.

Doktor M.: – Przekaz był jasny: „fajnie, że się narażacie, ale nie wiemy, czy w kwietniu wam zapłacimy”.

Czytaj też: Polscy lekarze a koronawirus. Co wiedzą, czego się boją?

Nie chcę umierać

To nie jest jednostkowy przypadek. Lekarka anestezjolog i epidemiolog z ponad 20-letnim stażem od pięciu lat ma kontrakt na 200 godzin w szpitalu wojewódzkim na Pomorzu. Nie ma jej w grafiku dyżurów na kwiecień. To oznacza dla niej kryzys finansowy – bo kontrakt to podstawowe źródło dochodów. – Nikt ze mną nawet nie rozmawiał – mówi rozgoryczona. – Niby jesteśmy bohaterami, a traktują nas jak śmieci.

Anestezjolog, 25 lat stażu, kontrakt w szpitalu MSWiA w mieście wojewódzkim. – Dyrektor powiedział mi, że nie ma zbyt wiele planowych zabiegów i żebym jutro nie przychodził do pracy – mówi. – Powiedziałem, że jeden dzień wolny się przyda, ale jeśli mam nie przychodzić także pojutrze, to niech rozwiąże kontrakt, idę do innego szpitala. Jak mu tu zrobią zakaźny, będzie błagał na kolanach, żebym przyszedł podłączać do respiratora ludzi z ciężką niewydolnością oddechową i covidowym zapaleniem płuc.

Nie przyjdzie. Chcę pomagać ludziom i będę, składałem przysięgę. Ale nie chcę umierać.

Podczas intubacji zakażonego w pomieszczeniu aż gęsto od wirusowego aerozolu. – W szpitalu klinicznym nie ma ani jednej maski FFP3 – mówi anestezjolog.

Lekarz z Bydgoszczy: W walce z wirusem służymy za mięso armatnie

Efekt koronadomina

O co w tym wszystkim chodzi? W szpitalach ograniczono liczbę planowych zabiegów. Jeśli jakaś procedura nie ratuje życia – może być odłożona na później. Mniejszy ruch pacjentów to mniejsza szansa na rozprzestrzenianie się epidemii.

Anestezjolog z województwa łódzkiego: – Tylko że to teoria. Znieczulam do operacji w kilku placówkach i widzę, co się dzieje. Niektóre szpitale przyjmują pacjentów jak leci. Inne w mniejszym stopniu, ale też przemycają planowych. Jak nie ma zabiegów, to nie ma pieniędzy. Dyrektorzy boją się, że zabraknie na pensje. A to igranie z ogniem: jeden pacjent z koronawirusem może „załatwić” cały szpital.

Stwierdzenie, że jeden zakażony może „załatwić” cały szpital, nie jest chwytem retorycznym. To się dzieje naprawdę. Efekt koronadomina.

Pracownik SOR Szpitala Bródnowskiego (jednego z największych w Warszawie) opowiada „Polityce”, jak przebiega taki proces: – Procedury traktowano dość luźno. Alarm zaczął się, gdy lekarz z gastrologii miał dodatni test. Niedługo potem karetka przywiozła nam dodatnią pacjentkę. Okazało się też, że jedna z salowych, która pracowała z gorączką, jest chora. Już było trochę późno na procedury, bo wszyscy zakażali się od siebie. Spoglądam w dzisiejsze wyniki: neurochirurg, lekarz z OIOM-u, dwóch pacjentów. Wczoraj moja koleżanka z SOR. Niedługo wszyscy będziemy zakażeni.

W Bródnowskim po gastrologii epidemia uderzała w kolejne oddziały: internę, chirurgię, SOR. Wirusa stwierdzono już u kilkudziesięciu osób – 15 proc. personelu miało wynik dodatni, 400 na 1300 pracowników było na zwolnieniach. To tylko jeden z wielu szpitali na skraju paraliżu.

Cały reportaż ukaże się w najbliższym numerze „Polityki”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną