Społeczeństwo

Źle się, starzy, bawicie

Pandemia jest dla nastolatków potężnym doświadczeniem i będzie miała wpływ na kształtowanie całego pokolenia. Pandemia jest dla nastolatków potężnym doświadczeniem i będzie miała wpływ na kształtowanie całego pokolenia. Justin Paget / Getty Images
Czy robicie sobie z nas żarty? – pytają nastolatki po dwóch miesiącach izolacji z powodu epidemii koronawirusa, bez przyjaciół ze szkoły, rozrywek, normalnego życia.
Młodzi są wyczerpani niepewnością i tytaniczną pracą. Na przeciążenie materiałami szkolnymi narzeka 63 proc. nastolatków.Getty Images Młodzi są wyczerpani niepewnością i tytaniczną pracą. Na przeciążenie materiałami szkolnymi narzeka 63 proc. nastolatków.
Dla wielu nastolatków przygoda z kształceniem online oznacza ostateczne zniechęcenie do szkoły. System szkolny okazał się niewydolny – nauczyciele przegrywali z internetem i programami komputerowymi. Działo się to na oczach uczniów, dla których te wyzwania były często banalne.Łukasz Kaczanowski/Polska Press/East News Dla wielu nastolatków przygoda z kształceniem online oznacza ostateczne zniechęcenie do szkoły. System szkolny okazał się niewydolny – nauczyciele przegrywali z internetem i programami komputerowymi. Działo się to na oczach uczniów, dla których te wyzwania były często banalne.

Artykuł w wersji audio

Mają się uczyć, nie szwendać – bo roznoszą wirusy – zdawać egzaminy, gdy każe im się na nie w końcu przyjść. I słuchać, co narzucą dorośli, jakkolwiek mało by w tym było logiki. Nastolatki po wielu tygodniach spętania ograniczeniami kwarantanny mają żal i złość. Tym bardziej że im się nie mówi ani co z rokiem szkolnym i z wakacjami, ani co z rekrutacją na uczelnie. I w ogóle, co dalej z planami na życie.

Izolacja

Dwa tygodnie temu Antek, 17-latek z Małopolski, ucieszył się – w radiu podali, że w tym roku nie będzie już lekcji. Zadzwonił do wujka w Bieszczadach, że tata go przywiezie. A w ten sam dzień okazało się, że to pomyłka, nieprawda – może trzeba będzie iść do szkoły po 7 czerwca. Sflaczał, mówi, jak dętka w starym rowerze. Choć ani on, ani chyba nikt w ten powrót do szkół już nie wierzy. Antek siedzi na 42 m z ojcem urzędnikiem i matką nauczycielką, też w zdalnej pracy, bez balkonu, z widokiem na ścianę szczytową sąsiedniego budynku.

Wszystkie nastolatki tkwią w domach, jak on, od kiedy w marcu z powodu zagrożenia koronawirusem zamknięto szkoły. Najpierw wydawało się, że będzie laba. Ale laba szybko zmieniła się w kakofonię – szkolnych wymagań, nakazów, niejasnych komunikatów władz.

Witold, nastolatek spod Warszawy: – Na początku była radość. Potem okazało się, że ze szkoły zostało to, co najgorsze: zadania domowe, wymagania nauczycieli, w których trudno się połapać. Zniknęły za to wszystkie fajne rzeczy: spotkania z kolegami, wyjazdy na rowerze, mecze koszykówki.

Klimat zrobił się jak z koszmarnego snu – niby nieoczekiwane, najdłuższe wakacje życia, ale na uwięzi. Bez wyjazdów, bez imprez, koncertów, zapachu ognisk i trawy, bez piwa pod chmurką wypitego nie całkiem legalnie, bez iluzji, że może się wszystko, bez wolności. Bez dziewczyn, chłopaków i całowania na kocu.

Wiktoria, 18 lat, Warszawa: – Wielu z nas siedzi zamkniętych nad zdalną nauką od rana do wieczora. Przedstawia się nas jako bezmózgiego wroga publicznego. Ja w ostatnich dwóch miesiącach wyszłam na zewnątrz cztery razy. Tak się składa, że na ulicy najwięcej widziałam starszych pań podobno najbardziej zagrożonych zakażeniem czasem bez maseczek. Wiem, że za epidemię wszyscy płacą, ale my, młodzi, jesteśmy najmniej narażeni na zachorowanie, a najbardziej oberwaliśmy ograniczeniami, których sami starsi nie respektują. Rozpieprzono nam naukę, zdemolowano plany, zrujnowano projekty, nad którymi miesiącami pracowaliśmy.

Codzienność

Rzeczywistość stała się monotonna. Janek, 16-latek z Warszawy: – Nagle zacząłem się zastanawiać, jaki mamy dzień tygodnia. Pytałem matkę. Była zdziwiona, bo zazwyczaj całe dnie wypełnia mi szkoła i próby zespołu muzycznego. Rzadko się nudzę. Teraz Janek wraz z całym pokoleniem został uziemiony.

Jak wyglądał ich dzień?

Wiktorii radykalnie przestawił się zegar, uczy się od 1 w nocy do 9 rano. Za dnia, w domu, nie jest w stanie się skupić.

Zosia (14 lat, Opole): pobudka o 10, tuż przed pierwszą lekcją, śniadanie „na przerwach”; łóżko, piżama czasem i do 16, do końca zdalnej nauki.

Ola (14-latka z Warszawy): 8.30 pobudka, 9–14 e-lekcje. Potem czas na zadania domowe. Do tego od 16 do 17 angielski, dwa razy w tygodniu. Poza tym czas wolny.

A czasu wolnego zrobiło się bardzo dużo. Jeśli ktoś uprawiał sport, miał go jeszcze więcej. – Moje treningi dość szybko wróciły. Trzy razy w tygodniu trenerzy przysyłali zestaw ćwiczeń do wykonania. Od pewnego czasu muszę nagrywać, jak je wykonuję, i odsyłać filmik do klubu – mówi Ola, która jest zawodniczką judo. Ale to jedynie namiastka tego, co było przed pandemią. Klub sportowy to nie tylko monotonne ćwiczenia, ale wspólne treningi, obozy i wyjazdy na zawody.

Ola przyznaje, że najbardziej brakuje jej spotkań z koleżankami: – Dużo z nimi rozmawiam na Messengerze i Freeze Time. Smutne jest to, że pewnie zobaczymy się dopiero po wakacjach.

Witold dodaje: – Zaczęliśmy się z chłopakami z klasy umawiać, że na e-lekcje „przychodzimy” pół godziny wcześniej. Po takim czasie chce się zwyczajnie pogadać.

Wieczory nastolatków wyznaczają wciąż pikające powiadomienia z czatów albo seriale na Netflixie.

Witold: – Są jeszcze gry. Spotykamy się w sieci na Counter-Strike’a, Fifę, Fortnite’a. To musiało zastąpić sport w realu czy zwykłe spotkania. Fortnite to strzelanka, w czasie epidemii wyrosła na współczesny trzepak.

Jacek, ósmoklasista z Gdańska, ma pozwolenie od rodziców na granie pięć razy w tygodniu: – Ale mogę tylko z chłopakami z klasy. Mamy grupę, trochę jest strzelania, trochę śmiechów. Po godzinie mama od Fortnite’a mnie goni, ale często potem gadamy jeszcze na Discordzie. O czym? Ostatnio o „Panu Tadeuszu”, bo akurat przerabiamy na lekcjach, o egzaminach, na które nikomu się nie chce iść.

Pandemia to także lista strat. Wiktorii z powodu pandemii przepadła Konferencja Samorządów Uczniowskich w Poznaniu i letni Erasmus. Witold tuż przed pandemią zapisał się na treningi koszykówki: – Nie zdążyłem pójść nawet na jeden trening.

Ignacy (Wrocław, liceum społeczne) osiemnastkę miał mieć w pierwszy weekend po zamknięciu szkół. Rodzice zarezerwowali modny klub, on sam na Messengerze założył grupę, by uzgadniać szczegóły imprezy. Dwa dni przed imprezą większość kolegów napisała, że raczej nie przyjdzie. Od tamtej pory nikogo ze szkoły na żywo nie widział.

Alek Panasiuk (19 lat, Siedlce) wymienia odwołane obozy Harcerskiej Akcji Letniej, Pol’and’Rock Festival i spalone pożegnanie z zespołem ludowym Chodowiacy, w którym tańczył od szóstego roku życia, a teraz kończy, bo idzie na studia (w czerwcu mieli jeszcze jechać na tournée po Bułgarii i Ukrainie). Alek czas pandemii zniósł lepiej niż wielu rówieśników, bo jako harcerz wolontariusz ZHP zaangażował się w akcje pomocowe.

Rodzina i dziewczyna

Witold: – Przez pandemię ucierpiała prywatność. Cały czas w domu z dorosłymi. Matka może wejść zawsze do pokoju, czasami udawało się jej to zrobić nawet w czasie e-lekcji.

Fakt, że na odcinku domowym harmonia nie była regułą. Szczególnie że wszyscy, latami nawykli do przelotnych spotkań, nagle zaczęli ze sobą spędzać całe dnie, bo rodziców i dzieci obowiązywała zdalna praca.

Leon, 17 lat, Warszawa: – Na początku, jeszcze w marcu, ojciec wezwał nas do salonu i wygłosił przemowę, że powinniśmy zobaczyć w kryzysie szansę, skorzystać z tego, że wreszcie możemy razem spędzać czas. Ale przy pierwszej rodzinnej rozgrywce w „Ubongo” wyzwał nas z siostrą od idiotów. Więc smutek, większość czasu każdy siedzi z laptopem albo telefonem w innym pokoju. Słyszę, że u ojca w pracy jest chyba słabo, ale szczerze mówiąc, mam na to wywalone.

Anna Tulczyńska, psychoterapeutka i autorka e-booka „Depresja u dzieci i młodzieży” wydawnictwa Nowa Era, takim opowieściom się nie dziwi – w zamknięciu emocje się nasilają. Tam, gdzie relacje rodzice–dzieci przed epidemią były dobre, najczęściej dobrze udało się przetrwać czas izolacji, choćby na wspólnych grach i seansach filmowych. Gorzej mogło być tam, gdzie relacje były trudne, a rodzice dopiero podczas lockdownu próbowali wychowywać swoje dzieci.

W raporcie „Młodzież w czasie epidemii. Komu jest najtrudniej?”, opracowanym przez podległy Ministerstwu Zdrowia Instytut Profilaktyki Zintegrowanej, 32 proc. badanych narzekało na nerwową atmosferę w domu, prawie 60 proc. obawiało się przy tym utraty pracy przez najbliższych. Sondaż realizowano jednak w pierwszych dniach kwietnia, na wczesnym etapie kwarantanny.

W ostatnich tygodniach rzecznik praw obywatelskich alarmował o nasilającej się fali przemocy domowej. Odpytani przez IPZ młodzi mówili, że w kwarantannie najbardziej doskwiera im brak spotkań ze znajomymi, a także z dalszymi członkami rodziny. Autorzy raportu podkreślają: wbrew stereotypowi, że młodzież „żyje w internecie”, e-kontakt nie jest w stanie zastąpić jej bezpośrednich interakcji. Badania potwierdza życie. Tęsknota za ludźmi to jedno z najsilniejszych uczuć, jakie wyzwoliła pandemia. Ignacy mówi, że brakuje mu szachów na szkolnym korytarzu, wspólnej kawy po drodze ze szkoły, jazdy rowerem z kumplem w weekend.

Ola (14 lat) przyznaje, że łamała zakazy i urywała się na spotkania z koleżanką na osiedlu. Najpierw z zachowaniem dystansu, w maseczkach i z duszą na ramieniu – bo na osiedle czasami wpadał policyjny patrol.

Jednak nawet jeśli udawało się zobaczyć, to spotkania nie były takie jak przed zarazą. Łukasz (17 lat) na przykład, też cały w strachu przed policją, dwa razy pojechał rowerem za miasto, by odwiedzić dziewczynę: – Ale na miejscu krzywy klimat ona się chce całować, dla mnie to też trochę jednak strach. No to umawiamy się na kamerce, ale gadka jakoś się nie klei. O czym tu rozmawiać: co zadała babka z matmy?

Julka, 18 lat: – Zrobiliśmy sobie jedno online koronaparty. Ale gdy wiesz, że takie spotkania to jedyne, na co możesz liczyć, nawet na czatach jakoś siedzieć się nie chce. Ileż można pisać ludziom, że czujesz się jak samotna kupa na środku oceanu?

Nauka

Najgorzej wygląda sytuacja w szkole. Tu rozwiały się wszelkie złudzenia. System (poza nielicznymi szczęśliwymi wyspami) okazał się niewydolny. Co gorsza jednak, nauczyciele przegrywali z internetem i programami komputerowymi. Działo się to na oczach uczniów, dla których te wyzwania były często banalne.

Ola (14 lat, Warszawa): – Nie wszystkie e-lekcje w mojej klasie mogły się odbyć. Okazało się, że część nauczycieli nie ma w domu dość szybkiego internetu.

Librus co rusz pada, gdy w końcu uda się zalogować pierdyliard wiadomości – opowiada Łukasz z LO we Wrocławiu. Odczytuje z ekranu: jeden nauczyciel pisze „Obejrzyj film na YouTube, a potem rozwiąż quiz i wyślij zdjęcie na adres e-mail”; drugi zapowiada, że nie będzie już uczyć przez Librusa, trzeci udostępnia coś na dysku Google, czwarty chce odsyłania zadań w pliku doc., inny w txt, jeszcze inny – MMS. – O ile na normalnej lekcji realizowaliśmy pięć jakichś punktów, o tyle teraz dostajemy kartę pracy z 10 zadaniami obszernymi. Nauczyciele, którzy sami to zadają, narzekają, że nie są w stanie tyle sprawdzić! – wzdycha chłopak. – A tak naprawdę, przepraszam za słowo, wszyscy mają to w dupie: i uczniowie, i nauczyciele, byleby wakacji nie mieć urwanych. Chociaż – Łukasz nie chce nikogo skrzywdzić – na dziesięciu jego nauczycieli trzech na serio prowadzi zdalne lekcje.

Dla wielu nastolatków przygoda z kształceniem online oznacza ostateczne zniechęcenie do szkoły. – Jestem dopiero w pierwszej klasie, ale już wiem, że następne dwa lata będą katorgą – przewiduje Natalia, 16-letnia licealistka z Kaszub. W jej szkole już zapowiedziano, że nienapisane w tym roku sprawdziany trzeba będzie zaliczyć zaraz po wakacjach, na początku drugiej klasy. – Musimy sami opracowywać tematy, a jedyne uzasadnienie brzmi „nauczyciele też mają ciężko” – opowiada.

Dodatkowe kłopoty mają uczniowie szkół branżowych i techników. Klasa Staszka, 18-latka z Małopolski, pod koniec maja dostała informację, że w związku z łagodzeniem rygorów pandemii powinni rozpocząć praktyki 1 czerwca i zrealizować je do końca roku szkolnego: – Przekazano nam też, że żaden zakład, z którym współpracowała szkoła, nie przyjmie w tym roku „obcych”. I że kto nie zdąży nic sobie załatwić, będzie musiał odrobić praktyki w wakacje. Ja mieszkam na takim zadupiu, że nawet przed tym wszystkim nie udało mi się znaleźć firmy na praktyki, liczyłem na pomoc szkoły. A teraz ona wymaga ode mnie czegoś, czego sama nie umie zorganizować. Do takiej firmy Staś na razie nawet nie miałby jak dojechać. Busy kursują rzadko lub wcale.

Alek Panasiuk, maturzysta: – Większość moich znajomych jest już po prostu wyczerpanych niepewnością i tytaniczną pracą. Non stop powtarzają materiał. Każdy z nas, gdyby mógł, napisałby maturę na początku kwietnia. A wtedy właśnie poinformowano nas, że szkoły będą zamknięte do maja i nie wiadomo, co z maturami.

Jak zauważają autorzy raportu „Młodzież w czasie epidemii”, na przeciążenie materiałami szkolnymi narzeka 63 proc. nastolatków. Wśród tegorocznych maturzystów zaobserwowano wyraźnie więcej niż u reszty uczniów obaw, nerwowości i irytacji.

Przygnębienie

Raport Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej powstał na podstawie sondażu na grupie 2 tys. osób w wieku 13–19 lat. Co czwarty ankietowany ocenił, że w epidemii psychicznie czuje się raczej źle lub zdecydowanie źle, 40 proc. wyznało, że jest epidemią przygnębionych. Młodzi mówili, że częściej czują się bez energii, osamotnieni, pełni obaw, smutni. Przypomnijmy jednak – to stan z początku epidemii. Dane Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę są bardziej alarmujące. Wolontariusze prowadzonego przez nią Telefonu Zaufania 116 111 dla dzieci i młodzieży w marcu interweniowali 76 razy w związku z zagrożeniem zdrowia lub życia dziecka – więcej niż kiedykolwiek w historii Telefonu.

Młodzi tym trudniej radzą sobie z sytuacją, im mniej ją rozumieją.

Janka, 16 lat, Mazowsze: – Najpierw sama się bałam, miałam wizje, jak się duszę przez tego wirusa. Gdy w końcu się uspokoiłam, dotarło do mnie, że u młodych rzadko zdarza się taki ciężki przebieg choroby, to okazało się, że nie mogę się ruszyć z domu bez mamy albo taty, bo wprowadzili zakaz wychodzenia dla niepełnoletnich.

Anna Tulczyńska obserwuje, że młodzi, którzy mają wśród bliskich osobę w grupie ryzyka – rodzeństwo z problemami z oddychaniem, starszych rodziców albo dziadków, z którymi mieszkają – częściej widzą sens ograniczeń. Gorzej radzą sobie z nimi ci, którym zagrożenie wydaje się abstrakcyjne.

W sondażu IPZ ponad połowa przepytanych młodych ludzi obawiała się zakażenia koronawirusem i choroby kogoś z najbliższych (własnej – rzadziej).

Chaos informacyjny i decyzyjny wytrąca nastolatków z równowagi psychicznej, już z natury rzeczy w tym wieku chwiejnej. Odczuwają to dotkliwie, po młodemu – że dorośli bawią się nimi, ich młodością, ich kosztem.

Przyszłość

Wiktoria: – Nas, młodych, ta izolacja bardzo dotknęła i na nas dalej najbardziej będzie się odbijać kryzys gospodarczy, gorsze perspektywy pracy i zarobków. Z drugiej strony może zaczniemy doceniać najprostsze rzeczy, jak zwykłe wyjście na spacer z kimś bez strachu przed policją. Może w końcu społeczeństwo nauczy się bardziej ograniczonej konsumpcji, wspierania mniejszych przedsiębiorców, których wcześniej się nie zauważało? Może bardziej docenimy przyjaciół tuż obok, do których, gdy potrzeba, można się było przytulić?

Annę Tulczyńską, psycholożkę, uderza przy tym, jak wielu jej młodych pacjentów wciąż stara się ratować swój obraz dorosłych. – Pytają: „dlaczego oni tak zdecydowali?”, „dlaczego tak zrobili to nielogiczne?” – relacjonuje.

A najgorsze, że na te pytania prostych odpowiedzi nie ma. Pandemia jest dla nastolatków potężnym doświadczeniem, będzie miała wpływ na kształtowanie całego pokolenia. Tymczasem dorośli w stanie zagrożenia oblewali egzamin. Czy to na poziomie nauczyciela, który nie radzi sobie z komputerem. Czy na poziomie państwa, które nie jest w stanie wydać nawet prostego komunikatu: kiedy kończy się szkoła i zaczynają się wakacje. Za tysiącem, często bezsensownych zakazów, które wymyśliliśmy, krył się lęk – przed utratą pracy, nieumiejętnością poruszania się w nowym, wirtualnym świecie.

Młodzi liczyli, że rodzice ich obronią, a zobaczyli ich bezradność. Mają prawo mieć dość i potrzebują, żeby ich potraktować poważniej niż dotąd.

Polityka 22.2020 (3263) z dnia 26.05.2020; Temat tygodnia; s. 15
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną