Dzień dobry, o której odjeżdża autobus komunikacji zastępczej?
Pani sprzedająca bilety nie odpowiada, nawet nie patrzy w stronę pasażera.
– Halo, czy może mi pani powiedzieć, o której odjeżdża komunikacja zastępcza?
Cisza, pani nawet nie drgnie, dalej wpisuje dane do komputera.
– Czy pani mnie słyszy? O której możemy się spodziewać autobusu?
Zero reakcji.
– Może nie słyszy? – pasażer pyta pierwszego w kilkunastoosobowej kolejce.
– Przed chwilą słyszała – ten odpowiada.
– Proszę pani! Kilkanaście osób czeka przed dworcem na zimnie na ten autobus, który według waszej zapowiedzi powinien odjechać 20 minut temu. Czy zechce pani udzielić jakiejkolwiek informacji?
Nadal zero reakcji.
– Przepraszam, czy pani żyje?! – nie wytrzymuje pasażer.
– Bilety temu panu sprzedaję! Nie widzi pan?! Jak się pomylę, to pan za mnie zapłaci?! – pani wybucha, jakby odgrywała PRL u Barei, bo: niczego nie zapowiadała, nic nie wie, pasażera obsługuje. Ten, który bilet już kupił, chyba więc jest pasażerem gorszego sortu – w każdym razie kasjerka „obsłuży całą kolejkę i dopiero wtedy ewentualnie odpowie na pytanie”.
Jedzie pociąg z daleka, ani chwili nie czeka
Dzieje się to po godz. 16 na dworcu PKP w Gorzowie Wielkopolskim. Mieście wojewódzkim średniej wielkości, jak je nazywają socjologowie. Dworzec, choć całkiem duży, czynne ma tylko jedno okienko kasowe, nie uświadczysz punktu informacyjnego ani innej obsługi. Pasażer może jeszcze porozmawiać z sokistką, ale ona o komunikacji zastępczej nic nie wie, bo słyszała tyle co przez megafon – że autobus odjedzie sprzed dworca i tam mają czekać pasażerowie.