Tych statystyk nie znajdziecie na stronie Ministerstwa Zdrowia, zostały przekazane konserwatywnej redakcji „Rzeczpospolitej”. To z artykułu Wiktora Ferfeckiego pt. „Ogromny spadek liczby aborcji w Polsce” organizacje pozarządowe czy inne media mogą czerpać informacje, które zechciał zakomunikować resort. Z oficjalnych danych rzeczywiście wynika, że liczba legalnych zabiegów zmniejszyła się o... niemal równo 90 proc. – z 1076 zabiegów w 2020 r. do osławionych już 107 w 2021.
Jak podkreśla w tekście Ferfecki, tylko 32 zabiegi wykonano zgodnie z przesłankami obowiązującego prawa, tzn. gdy ciąża była zagrożeniem dla życia lub zdrowia kobiety. Zdaniem autora „prawo dopuszcza jeszcze aborcję, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, jednak takie sytuacje w 2021 roku się nie zdarzyły”.
107 aborcji. „Liczba hańby”
Ale jak mówi mi Kamila Ferenc, wicedyrektorka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, aborcji „ustawowych” było kilkanaście czy kilkadziesiąt razy więcej. Federa wspiera kobiety w dramatycznych sytuacjach i nierzadko pomaga im uzyskać zaświadczenia np. od lekarza psychiatry, że aborcja jest sposobem na uratowanie równowagi psychicznej lub wręcz życia. Sęk w tym, że te aborcje ze statystyk zniknęły. – Może szpitale kwalifikują je inaczej, np. jako poronienia, w ten sposób się bronią, nie chcąc zwracać na siebie uwagi rządu? – spekuluje Ferenc.
Dla organizacji zajmujących się zdrowiem reprodukcyjnym owe 107 aborcji to „liczba hańby”. Wypadają z oficjalnych statystyk kobiety, które wyjeżdżają za granicę, mają „znajomości” wśród specjalistów bądź w inny sposób próbują radzić sobie w dramatycznej sytuacji, w której postawił je Trybunał Konstytucyjny, eliminując przesłankę z przyczyn patologii embrionu lub płodu. Zero aborcji z legalnej przesłanki zgwałcenia i/lub kazirodztwa świadczy natomiast o tym, że organy ścigania i prokuratura w żaden sposób nie wspierają kobiet w traumatycznych doświadczeniach przestępstw seksualnych (w zasadzie nie ma po co zgłaszać gwałtu – zanim prokuratura zbada sprawę i wystawi zaświadczenie o uprawnieniu do legalnego przerwania ciąży, ustawowy termin i tak minie).
„3,9 aborcji na godzinę” w Polsce
Tymczasem zarówno populacja Polski, jak i stopa dzietności spadają. Aborcyjny Dream Team twierdzi, że Polki robią „3,9 aborcji na godzinę”, a według przekrojowych badań nad doświadczeniami aborcyjnymi, które CBOS przeprowadził w 2013 r., aż jedna trzecia ciąż w naszym kraju miała kończyć się aborcją. W tym samym okresie w krajach, gdzie zakaz aborcji nie obowiązywał, przerywano co czwartą ciążę.
We Francji liczącej ok. 65,5 mln ludności przypadków aborcji na żądanie było 220 tys. (czyli 14,9 na tysiąc kobiet w wieku reprodukcyjnym we Francji metropolitalnej i nieco mniej niż dwa razy tyle na terytoriach zamorskich). Jak podaje GUS, w 2020 r. było w Polsce 8 866 560 kobiet w wieku reprodukcyjnym. Przyjmując podobny współczynnik przerwań ciąży, powiedzmy: 15 aborcji na tysiąc kobiet, w tym samym 2020 r. w Polsce powinno dojść do 132 998,4 zabiegów przerwania ciąży.