Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Służby dalej nie badają mięsa, które jadły koty zakażone ptasią grypą. „To bezczynność państwa”

Briefing prasowy ministra rolnictwa i rozwoju wsi w Warszawie Briefing prasowy ministra rolnictwa i rozwoju wsi w Warszawie Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Wirus ptasiej grypy w sklepowym mięsie drobiowym przyczyną śmierci kotów? Ministerstwo rolnictwa, Państwowa Inspekcja Weterynaryjna oraz Związek Polskie Mięso twierdzą, że to manipulacja, i dyskredytują badania naukowców. „Wobec bezczynności państwa uznaliśmy, że musimy zacząć działać” – komentuje dla „Polityki” prof. Krzysztof Pyrć.

Po tym, jak prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, razem z dwoma zespołami naukowców wyizolował wirusa ptasiej grypy A/H5N1 w jednej z pięciu próbek surowego mięsa drobiowego, które jadły przed śmiercią koty, rozpętała się burza.

Państwowe służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo żywności oskarżają o manipulację już nie tylko dziennikarzy, ale i naukowców. „Pod uwagę wzięto zmanipulowane i niesprawdzone badania, które były prowadzone przez zespół naukowców z Krakowa” – powiedział na samym wstępie konferencji prasowej, zwołanej w temacie kotów, podsekretarz stanu w ministerstwie rolnictwa Krzysztof Ciecióra.

– Badania były prowadzone z zachowaniem wszelkiej staranności i potwierdzone przez niezależne laboratorium w Gdańsku. Dodatkowo wyizolowaliśmy z materiału zakaźnego wirusa, co stanowi niepodważalny dowód na jego istnienie – mówi nam prof. Pyrć, którego na konferencji nie było, bo jechał właśnie do Francji. Nie możemy na podstawie uzyskanego wyniku jednoznacznie określić jego źródła. Wolałbym jednak, aby urzędnicy ministerialni nie zarzucali bezpodstawnie naukowcom manipulacji, bo to źle o nich świadczy.

Filet zaraził się od kota?

Przedstawiciele władzy podważają jednak wyniki badań. Po pierwsze, dlatego że jeden pozytywny wynik nic jeszcze nie znaczy. – Musi być więcej, 20, 25, żeby to na poważnie analizować – mówi prof. Stanisław Winiarczyk kierujący Instytutem Weterynarii w Puławach. Po drugie, próbek nie pobierali lekarze z inspekcji weterynaryjnej zgodnie z zasadami bioasekuracji. – A w środowisku, w którym przebywają chore zwierzęta, wirus krąży w postaci aerozolu i taka próbka karmy mogła być równie dobrze zakażona przez nie, ich wydzielinami i wydalinami – mówi „Polityce”.

Jednak wirus grypy ptaków dlatego tak słabo przenosi się między ssakami, że tego aerozolu w powietrzu nie ma. – Ten wirus słabo replikuje w górnych drogach oddechowych – tłumaczy prof. Pyrć. Replikacja zachodzi głownie w płucach. Po trzecie wreszcie, i to argument koronny, laboratorium, w którym pracowali naukowcy, nie jest certyfikowane.

– Państwowy Instytut Weterynarii w Puławach to najnowocześniejsze laboratorium w Polsce, jedyne, które jest autoryzowane do tego, aby określać to, czy w mięsie znajduje się wirus – stwierdził na konferencji wiceminister Ciecióra. – Żadne inne laboratorium takiej możliwości nie ma. Nawet to, w którym badania prowadził profesor Pyrć.

Kłopot tylko w tym, że to jedyne w Polsce laboratorium uprawnione do badania mięsa, nie przebadało do tej pory (a koty umierają od początku czerwca) ani jednej próbki mięsa. Potwierdził to prof. Winiarczyk w rozmowie z „Polityką”.

Badania na własny koszt

W hodowli kotów u Anny zachorowało 21 zwierząt. 10 małych kociąt zmarło. Potem zachorowało 11 dorosłych. Jeszcze są intensywnie leczone. Gdy dopadł je wirus, Anna wiedziała już, dzięki badaniu wycinka od jednego ze zmarłych wcześniej kociaków w Puławach, że chorują na ptasią grypę. – Dzwoniłam do Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej w Pruszczu Gdańskim – mówi Anna. – Powiedziałam, że zachorowały następnego dnia po zjedzeniu nowego, kupionego w dyskoncie mięsa. I że ja mam to mięso poporcjowane w zamrażarce. Proponowałam, żeby je dać do badania, ale urzędnik czy lekarz, z którym rozmawiałam, nie był zainteresowany.

Teraz jednak jest szansa, że próbka w końcu do Puław trafi. Obiecał to w rozmowie z „Polityką” profesor Winiarczyk. I będzie to pierwsze badanie mięsa podejrzanego o wywołanie zakażenia w jedynym uprawnionym do tego w kraju laboratorium. Anna będzie musiała za nie zapłacić 330 zł. Zrobi to. Zaprotestowała tylko, gdy dostała z Instytutu w Puławach fakturę na 660 zł za badanie, które potwierdziło obecność wirusa A/C5H1 w narządach zmarłego kota. Bo kiedy załatwiała wysyłkę, mówili jej, że koszt badania to 150 zł.

Główny lekarz weterynarii powiadomił właśnie lekarzy weterynarii pracujących w lecznicach, że mogą próbki od chorych kotów z podejrzanymi objawami wysyłać do laboratorium w Puławach, jednak na koszt właściciela zwierzaka bądź lecznicy.

Bezczynność państwa

– Przecież dlatego zaczęliśmy robić nasze badania – mówi prof. Pyrć. – Koty umierały, wszystkie czynniki wskazywały na zakażenie drogą pokarmową, a służby weterynaryjne, do tego powołane, nie badały mięsa, którym te koty były karmione. Osobiście w 100 proc. zgadzam się, że badania powinny być prowadzone przez certyfikowane laboratorium i dedykowane do tego służby. Wobec bezczynności państwa uznaliśmy, że musimy zacząć działać, bo to jest zagrożenie dla nas wszystkich. Wytyczne organizacji międzynarodowych takich jak ECDC w kwestii ptasiej grypy H5N1 są jasne.

Naukowcy ogłosili w mediach społecznościowych apel do właścicieli kotów, które umarły lub chorują z podobnymi do opisanych objawami, by oddawali do badania mięso, które jadły koty przed zachorowaniem. Dostali pięć próbek i wszystkie przebadali. W jednej znaleźli wirusa.

Naukowcy przesłali wszystkie przebadane przez nich próbki do instytutu w Puławach, żeby certyfikowane laboratorium potwierdziło ich wyniki.

22 zakażenia ptasią grypą u kotów

Profesor Pyrć w dniu konferencji zorganizowanej w ministerstwie rolnictwa był w drodze do Francji. Znajomi przesyłali mu ciekawe cytaty. Przy jednym nie wytrzymał. Napisał na Twitterze: „Nie można wzbudzać paniki, ale bez manipulacji proszę. Tego typu wypowiedzi nie służą budowaniu zaufania”. I wskazał na manipulację, jakiej dopuścił się dyrektor Państwowego Instytutu Weterynarii prof. Stanisław Winiarczyk, mówiąc na konferencji: „Zakażenia kotów wirusem grypy ptaków nie są niczym nowym”. Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia Zwierząt zarejestrowała do tej pory jedynie dwa takie przypadki. W Polsce mamy już 22 zakażenia u zmarłych do tej pory kotów, potwierdzone przez Instytut, którym kieruje prof. Winiarczyk.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną