Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Tego nie zobaczysz zza parawanu. Spieszmy się podziwiać nad Bałtykiem to, co za chwilę może zniknąć

Piaski przy granicy z Rosją Piaski przy granicy z Rosją Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl
Coraz trudniej spotkać nad morzem jego symbol – mikołajka nadmorskiego oraz inne gatunki roślin typowe dla plaż i wydm. Naukowcy prognozują wzmożone ubożenie nadmorskiej przyrody. Zanik krajobrazów przyrodniczych i przyrodniczo-kulturowych. Dalszą dewastację i ukamienowanie brzegów.

Co roku, kiedy nadchodzi lato i Polacy tłumnie ruszają nad morze, w mediach pojawiają się dwa tematy dyżurne – paragony grozy (ile za rybę, gofra z dodatkami, nocleg i inne atrakcje) oraz poszukiwanie dzikich plaż. Przy czym „dzikość” oznacza najczęściej brak tłoku, sporą odległość od najbliższych plażowiczów, odpowiednio dużą połać piasku na własny użytek bez walki na parawany, bez wstawania bladym świtem, aby zarezerwować dogodne miejsce. Zdarza się więc, że jako ostoje dzikości wskazywane są plaże usypane sztucznie w ramach refulacji. I choć miłośnicy dzikich plaż zwykle deklarują, że szukają kontaktu z przyrodą, ta przeważnie ma jednak znaczenie drugorzędne. W efekcie mało kto ją zna. Kłopot z identyfikacją roślinności plażowo-wydmowej mają nie tylko bywalcy, ale i mieszkańcy nadmorza. Myślą, że to np. róża pomarszczona, która na wielu odcinkach wybrzeża opanowała spore połacie wydm, zwłaszcza w rejonie nadmorskich miast i miasteczek. Roztacza przyjemne wonie, ale nie pozwala wyrosnąć roślinom właściwym dla takich miejsc.

Gdy 10 lat temu na Cyplu Helskim za renaturalizację zdegradowanych siedlisk wydmowych zabrała się Fundacja Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego i zaczęto karczować wierzbę kaspijską, robinię akacjową, no i tę różę, wśród mieszkańców półwyspu zawrzało. Oburzeni stanęli w obronie róży. Przyrodnicy musieli tłumaczyć, że to gatunki wprowadzone przez człowieka, który nie chciał czekać, aż natura własnymi siłami ustabilizuje wydmę. Że okazały się inwazyjne, że nie tak wygląda prawdziwa roślinność plażowo-wydmowa.

Kolonizatorzy i sukcesorzy

Dlaczego wydmy są ważne? Stanowią one naturalną formę ochrony terenów nadmorskich na ich zapleczu przed powodzią sztormową. A rośliny mają istotny udział w ich powstawaniu – zatrzymują piasek. Ale najpierw jest kidzina – szczątki organiczne, które fale wyrzucają na brzeg. Są w nich fragmenty wodorostów, korzenie i nasiona różnych roślin, szczątki zwierzęce, muszle, różne nasiona. Są miejscem żerowania ptaków. Natomiast gros ludzi korzystających z plaż słabo toleruje kidzinę. Postrzegają jej obecność jako brak dbałości o czystość. Starannie sprzątane plaże są też pozbawiane kidziny, a tym samym szans związanych z drzemiącym w niej życiem. Bo dzięki kidzinie pojawiają się na plaży rośliny halofilne i nitrofilne (słono- i azotolubne). Łobody (różne gatunki), honkenia piaskowa, rukwiel nadmorska, solanka kolczysta i rzadko spotykany perz sitowy nadmorski.

Te rośliny to niejako kolonizatorzy, którzy zatrzymują piasek, inicjując tworzenie wydm. Z czasem w wyższej strefie plaży pojawiają się między nimi trawy wydmowe – piaskownica zwyczajna, wydmuchrzyca piaskowa i trzcinnikownica piaskowa, zwana też piaskownicą bałtycką. Trawy wydmowe, żeby się rozrastać, potrzebują zasypywania przez piasek, działania słońca, wiatru, braku wykształconych gleb. Rozrastając się, zatrzymują coraz więcej piasku. Tak powstaje wydma embrionalna i wydma przednia, zwana też białą. Z czasem pojawiają się na niej inne gatunki roślin, jak piaskowa odmiana kostrzewy czerwonej czy lepiężnik kuternowaty – roślina o dużych liściach z rodziny łopianów. Łatwiej go spotkać na zachodnim wybrzeżu, na wschodnim występuje rzadziej.

Wydma biała w sprzyjających warunkach przeobraża się w wydmę szarą, której towarzyszy inna roślinność. Trawy obumierają, co daje początek glebie. W ich miejsce pojawiają się tzw. murawy napiaskowe złożone z mchów i roślin zielnych (turzyca piaskowa, szczotlicha siwa, jastrzębiec baldaszkowaty, kocanki piaskowe, bylica polna, jasieniec piaskowy, groszek nadmorski, fiołek trójbarwny nadmorski, kruszczyk rdzawoczerwony – chroniony gatunek storczyka). Symbol wybrzeża wydmowego – mikołajek nadmorski (chroniony) występuje między wydmami ruchomymi i stabilnymi. Podobnie jak lnica wonna (też chroniona, spotykana na wybrzeżu środkowym i wschodnim).

Po kilku latach na północnych stokach wydm, które już okrzepły, porosły lub zostały obsadzone krzewami wierzb, pojawiają się młode sosny, a wraz z nimi inne rośliny charakterystyczne dla boru nadmorskiego.

Naturalność w odwrocie

To procesy, których nie widać z kocyka otoczonego parawanem. Uczestniczą w nich rośliny, których nazwy mało kto kojarzy z desygnatami. Skoncentrowani na plażowaniu i kąpieli ludzie niespecjalnie zwracają na nie uwagę. Ponadto obecnie mają coraz mniej okazji, żeby je spotkać. – Naturalne środowisko wydm przednich polskiego wybrzeża zanika w wyniku zmian klimatycznych i działań człowieka – stwierdza dr hab. Tomasz Łabuz, prof. Uniwersytetu Szczecińskiego (Instytut Nauk o Morzu i Środowisku). – Współcześnie wszystkie naturalne zbiorowiska roślinne wybrzeża uznano za zagrożone.

Zmiany klimatyczne, a konkretnie towarzyszące im sztormy, liczniejsze i gwałtowniejsze niż przed laty, powodują erozję plaż i wydm embrionalnych, coraz częściej nie dają im czasu na odbudowę. Zaś aktywność człowieka ma wiele wymiarów – od wspomnianego już usuwania kidziny, przez budowę kamiennych i betonowych umocnień na brzegach, rozbudowę portów, sadowienie nad morzem różnych obiektów przemysłowych (np. elektrowni atomowej planowanej w mało przekształconym rejonie Lubiatowo-Kopalino), po turystykę masową. Turystyka oznacza liczne inwestycje w obiekty noclegowe (nierzadko na dziewiczych terenach), tłumy ludzi rozdeptujących wydmy, wnoszących pod butami nasiona roślin obcych tutejszym siedliskom. Takie niby nic te nasiona. Ale nieprzypadkowo największą obecność gatunków niewydmowych (słonecznik, skrzyp polny, pokrzywa, mniszek lekarski, babka piaskowa itd.) badacze notują właśnie w rejonie wejść na plażę. Prof. Łabuz bez wahania twierdzi, że główny udział we wspomnianym już zaniku naturalnego środowiska wydm przednich ma człowiek.

„Człowiek z punktu widzenia ekologii jest po prostu dużym ssakiem okresowo występującym na plaży dla odpoczynku i rozrywki. Należy do dużych drapieżników odżywiających się częściowo rybami, jest typowym bioturbatorem – czyli organizmem zmieniającym środowisko wkoło siebie. W okresie wzmożonego występowania na plaży w sezonie letnim osiąga zagęszczenie do 1 osobnika na 10 m kw., co przy średniej wadze jednostkowej 60 kg daje mu pierwsze miejsce w ekosystemie plaży pod względem biomasy”. Tak blisko 20 lat temu pisali autorzy popularyzatorskiej książki zatytułowanej „Plaża. Przewodnik użytkownika”, wydanej przez Instytut Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Szacowali, że całkowita powierzchnia polskich plaż morskich, których szerokość waha się od kilku metrów do stu, wynosi zaledwie ok. 20 km kw., tyle, ile powierzchnia dużego jeziora lub małego lasu. Robi wrażenie, zważywszy miliony ludzi, którzy odwiedzają plaże co roku. Autorzy publikacji zaliczają je do „najbardziej używanych i najmniej poznanych ekosystemów naszego kraju”.

I to się nie zmieniło. Plaże są używane jeszcze bardziej niż 20 lat temu, a miejsca dla przyrody jest coraz mniej, roślinność swoista jest coraz bardziej wypierana bądź mieszana z tą przyniesioną pod butami. Prof. Łabuz wylicza, że 72 nadbałtyckie miejscowości zajmują łącznie ok. 130 km linii brzegowej. Ta wielkość systematycznie rośnie. 75 km to wybrzeża umocnione przez różnego typu opaski i progi podwodne i tu też następuje eskalacja. Na parki narodowe i rezerwaty przypada ok. 55 km brzegu. To sporo mówi o priorytetach. Zwłaszcza że te plaże w parkach narodowych i rezerwatach (w Polsce najbardziej skuteczne formy ochrony) nie są bynajmniej wolne od ludzi. Tyle że tam obowiązują ich pewne ograniczenia.

Opowieść o znikaniu

Z jednej strony bardzo potrzebujemy wydm jako zabezpieczenia przed rosnącym poziomem morza i sztormami. Z drugiej strony na brzegu coraz trudniej spotkać rośliny wydmotwórcze. Tomasz Łabuz od lat monitoruje ich siedliska i co się z nimi dzieje. – Łobody wzrastają już tylko przy ujściu Świny oraz nad Zatoką Pucką przy ujściu Redy – opowiada. Honkenia piaskowa najliczniej występuje na Mierzei Bramy Świny, tworząc rozległe kobierce powodujące akumulację piasku. Po wybudowaniu w 2013 r. falochronu przy gazoporcie 1 km siedlisk honkenii został zdegradowany. Kolejne pół kilometra plaży jest co roku pod presją turystów. Od ok. 2014 r. honkenia nie odnawia się we wschodniej części mierzei przed Międzyzdrojami. Roślina ta do 2015 r. występowała na nieużytkowanym odcinku brzegu między Kołobrzegiem a Sianożętami, na terenie opuszczonym przez wojsko. W 2007 r. wybudowano tam wzdłuż brzegu ścieżkę. Na plaży przybyło turystów i honkenia zanika. Podobnie na wydmach mierzei jeziora Jamno, gdzie wcześniej też była jednostka wojskowa.

Badacz mógłby tak prowadzić od Świnoujścia po piaski na Mierzei Wiślanej. I mówić o różnych gatunkach po kolei. Na przykład o perzu sitowym, który jest w Polsce pod ścisłą ochroną jako gatunek krytycznie zagrożony. W latach 80. XX w. występował na Mierzei Bramy Świny i nad Zatoką Pucką (Rezerwat Beka, Cypel Rewski, Mechelińskie Łąki). Obecnie jedyny obszar z licznym perzem i innymi gatunkami słonolubnymi to Użytek Ekologiczny Wydmy Przytorskie, położony na Mierzei Bramy Świny. Do niedawna rośliny zajmowały tam ponad 6 km długości wybrzeża. Po wybudowaniu gazoportu i terminala LNG ich występowanie skurczyło się do 4,5 km. Potem na odcinku 1 km pomiędzy falochronami terminala LNG perz zaczął obumierać (powód: brak falowania i dostaw piasku na plażę). A w zatwierdzonym już planie jest budowa terminala kontenerowego, który zabierze kolejne 1,5 km plaż i wydm.

Chronionego mikołajka nadmorskiego turyści akurat kojarzą i chętnie zrywają na pamiątkę. Od lat 70. XX w. do roku 2007 ubyło ok. 1/3 stanowisk tej rośliny. Zniknął m.in. z Dziwnowa, Dziwnówka, Mielna i Unieścia. Ostał się koło Łazów, Darłówka i na mierzei jeziora Wicko na poligonie wojskowym. – Zagrożony jest wyginięciem nad Zatoką Gdańską i na Półwyspie Helskim – relacjonuje prof. Łabuz. – Doszło do tego, że na Helu był dosadzany przez pracowników Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. W 2009 r. ok. 1 tys. sztuk wyhodowanych laboratoryjnie roślin przeniesiono na wydmy. Na zachodnim wybrzeżu jego stanowiska są pilnie strzeżone przez pracowników urzędu morskiego.

Urzędom morskim naukowiec ma za złe, że w celu stabilizacji jednych wydm pobierają trawy z wydm w nie zasobniejszych, zamiast ze szkółek. – Pobieranie z naturalnego środowiska jest – powiada – jak kradzież. Do tego sadzą głównie piaskownicę, zmieniają proporcje między nią a wydmuchrzycą. Kształtujące się potem murawy napiaskowe są ubogie gatunkowo. A uboga roślinność skutkuje małą różnorodnością gatunków zwierząt.

Połacie takich nasadzeń można oglądać na Półwyspie Helskim w Kuźnicy na plaży od strony morza – regularnie tu, jak na grządkach w ogródku sąsiada. Od razu widać człowieczy trud.

Idąc nad wydmą

Przyroda nadmorska jest dziś w gruncie rzeczy mało znaczącym dodatkiem do plażowania, kąpieli i sportów wodnych. Jak przybliżyć ją człowiekowi i jak jego przybliżyć przyrodzie? Wróćmy na Cypel Helski, w miejsce, które jedni nazywają końcem, inni początkiem Polski, skąd wykarczowano gatunki inwazyjne, w tym różę pomarszczoną. Rugowano ją wielokrotnie, była oporna (wciąż są miejsca, gdzie próbuje się przebić). Gdy już zniknął zielony busz, oczom ludzkim ukazał się czysty krajobraz wydmowy, w całym pięknie swojej odmienności. Można go kontemplować bez rozdeptywania, z pomostów poprowadzonych nad plażą i wydmą. A z opisów dowiedzieć się, z czym obcujemy. Podobno w ciągu roku odwiedza to miejsce ok. miliona osób. Malutka wydma z pomostem jest też w rejonie fokarium.

– Podobne pomosty na wydmie są w Międzyzdrojach, Świnoujściu, Darłowie, Dziwnowie – wylicza prof. Łabuz. – I tam też przydałaby się informacja służąca edukacji. Proponowałem to lokalnym władzom. Bez powodzenia.

Atutu w postaci pięknej plaży nie ma nadzatokowy Puck, nastawiony na sporty wodne. Plaża sąsiadująca z centrum miasteczka jest mizerniutka. I trudno się dziwić – w stronę Władysławowa brzeg porastają trzcinowiska, w stronę Rzucewa jest brzeg klifowy. Dołem często trudno przejść, nie mocząc nóg. Na klifie, którego ściany są domem jaskółek brzegówek, w miejscu zwanym Rozgardem wyrosły w ostatnim dziesięcioleciu liczne apartamentowce z widokiem na zatokę i Półwysep Helski. W apartamentach, patrząc po rejestracjach, wypoczywa cała Polska. Od Rozgardu do centrum miasteczka aż po wspomniane trzcinowiska prowadzi ścieżka edukacyjna z wielowątkową opowieścią. Nie brak opinii, że najlepszą na całym wybrzeżu. Opowiada o lądolodzie, po którym pozostały głazy widoczne na brzegu i w ścianie klifu, o różnych minerałach, o ptakach i drzewach w parku porastającym klif. O florze i faunie morskiej. Dzięki temu np. znalazca ptasiego pióra może ustalić, jaki ptak je zgubił.

Są ławeczki ozdobione zdjęciami różnych gatunków fok i ryb, kostki z wizerunkami ptaków wodnych, których kombinacjami mogą się pobawić dzieci. A gdy ktoś siądzie przy okrągłym stole piknikowym za bosmanatem, to konsumując kanapkę, nie zdoła nie zauważyć, że blat pokrywa plansza z podziałem na miesiące i obrazkową prezentacją, co w danym miesiącu w przyrodzie nadmorskiej się dzieje – kiedy foki rodzą młode, a kiedy kwitnie mikołajek.

Optymista chciałby wierzyć, że jak już człowiek lepiej pozna tę przyrodę, to choć trochę pożałuje tego, co jej robi, mimo że jest jej częścią. Jednak pesymista i fachowiec – dr hab. Maciej Przewoźniak, autor wydanej rok temu monografii „Strefa nadmorska w Polsce. Przyroda i krajobraz w antropocenie”, pozbawia nadziei albo – jeśli kto woli – złudzeń. Prognozuje dalsze wzmożone ubożenie nadmorskiej przyrody, zarówno przestrzenne, jak i jakościowe. Zanik krajobrazów przyrodniczych i przyrodniczo-kulturowych. Dalszą dewastację i ukamienowanie brzegów.

Zatem spieszmy się podziwiać to, co jeszcze do podziwiania zostało.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną