Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Czarnek znów zobaczy tłumy wściekłych nauczycieli. „PiS sprawił, że ta praca spotworniała”

Protest przeciwko władzy Przemysława Czarnka przed siedzibą resortu edukacji Protest przeciwko władzy Przemysława Czarnka przed siedzibą resortu edukacji Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Przemysławowi Czarnkowi nie przeszkadza, że praca nauczyciela stała się zawodem wykonywanym na akord, szybko i z coraz mniejszą troską o dziecko. Idziemy więc pod budynek MEiN, ale nie do głuchego i ślepego ministra będziemy przemawiać, lecz do wszystkich Polaków, bo w ich wrażliwość jeszcze wierzymy.

Rok szkolny 2023/2024 zaczyna się w poniedziałek 4 września. Nauczyciele zaczną go kilka dni wcześniej. W piątek 1 września w samo południe zgromadzą się w Warszawie przed budynkiem Ministerstwa Edukacji i Nauki, aby przypomnieć Przemysławowi Czarnkowi oraz społeczeństwu, jak bardzo są niezadowoleni ze swoich zarobków. To są pensje na poziomie najniższej krajowej, czyli jak dla specjalistów z wyższym wykształceniem i bogatym doświadczeniem w zawodzie – śmiechu warte.

Nauczyciel: zawód bez przyszłości

Na pikiecie będzie jak zwykle: kolorowo od flag i sztandarów oraz głośno od trąbek. Zapewne będzie też gorąco od politycznych kontekstów, nie zabraknie bowiem gości z opozycyjnych partii. Jakaś była ministra edukacji też się na pewno pojawi. ZNP zaprasza na pikietę jak najwięcej pracowników oświaty, głównie pedagogicznych. Liczy też na spory odzew wśród nauczycieli akademickich. Przecież każdy nie tylko jest niezadowolony ze swoich zarobków, ale też wściekły z powodu totalnego upadku prestiżu zawodu w Polsce. Zatem Czarnek powinien zobaczyć tego dnia tłumy.

Praca nauczyciela za rządów PiS stała się totalnym dnem, głównie z powodu pensji – jak się mówi – 5 zł wyższej od minimalnej, ale też z powodu licznych upokorzeń, jakie bez opamiętania funduje nauczycielom minister edukacji i jego polityczne otoczenie. Przeciwko temu trzeba mocno i często protestować, inaczej nie przestaniemy być pośmiewiskiem dla innych Polaków. W ciągu ostatnich kilku lat zaszły bardzo duże zmiany w naszym środowisku. Młodzi odpłynęli ze szkół, nowi nie zasilają kadry, staliśmy się zawodem emeryckim, średnia wieku grubo powyżej 40 lat.

Dyrektorów nie dziwią już nawet 70-letni kandydaci do pracy, zresztą młodszych często nie ma. Studenci wszystkich kierunków, nawet filologicznych, tradycyjnie bardzo nastawionych na pracę w szkole, bronią się nogami i rękami przed wyborem specjalizacji nauczycielskiej. To jest zawód bez przyszłości: zarobki na początku i końcu kariery nieomal takie same. ZNP uważa, że tylko dobry, przychylny nauczycielom minister edukacji może to zmienić.

Potwornieją relacje z uczniami

Problem w tym, że spora część środowiska belferskiego wybrała inny sposób na zdobywanie wyższego wynagrodzenia niż łaska ministra. Po nieudanym strajku z 2019 r. nauczyciele stracili wiarę w moc protestów. PiS okazał się bowiem wyjątkowo odporny na tego typu ataki. Pikiety, choć wciąż się odbywały, straciły impet. To bardziej piknik: środowisko stroszy piórka, a nie naprawdę coś załatwia. Nauczyciele z jednej części Polski popatrzą na nauczycieli z innych części, przeparadują jedni przed drugimi, posłuchają się nawzajem i to by było na tyle.

Jedyne, co pozostało realistycznie myślącym nauczycielom poza rzucaniem tej roboty w diabły, to kombinowanie, jak zarabiać w tym zawodzie więcej mimo niskiej pensji. Nagle się okazało, że się da. I to właśnie PiS otworzył nauczycielom furtkę do wyższych zarobków, nawet podwojonych. Niestety jest to furtka, która prowadzi do szybkiego wypalenia zawodowego, wręcz do spotwornienia, do odczłowieczenia się w relacjach z uczniami. Jednak innej drogi, jeśli nie chce się „dziadować” lub być na utrzymaniu partnera, nie ma.

Od pewnego czasu część nauczycieli – podkreślam, nie wszyscy – bierze w jednej lub kilku placówkach tyle godzin, ile wlezie, nie za bardzo martwiąc się o jakość swojej pracy. Półtora etatu na głowę to już jest nic w szkołach w dużym mieście, normą stają się wręcz dwa etaty. Nie dotyczy to wszystkich szkół i każdej specjalności, ale w wielu placówkach, np. w liceach wielkomiejskich, w szkołach branżowych, wśród nauczycieli przedmiotów ścisłych, nauczycieli zawodu, języków obcych, choćby modnego hiszpańskiego, zatrudnia się pracowników na znacznie więcej niż jeden etat. Czarnek popycha nauczycieli do takiego sposobu na podwyższenie swoich pensji, jasno dając do zrozumienia, że na normalne podwyżki nie mają co liczyć.

Jak wcisnąć w grafik ponad dwa etaty

Po co więc wołać do głuchego ministra o podwyżkę, skoro można mieć dwie pensje już teraz bez pikietowania i strajkowania? Nauczyciele, którzy wzięli na swoje barki dwa etaty, woleliby nawet siedzieć cicho i nie protestować. Po co drażnić ministra, który poszedł im na rękę i zezwolił na nieograniczone obciążanie pracownika godzinami ponad etat? A jeśli nakaże – jak w przypadku emerytów stażowych – uzyskiwać na takie zatrudnienie zgodę kuratora?

Teraz wysokość zarobków jest w rękach samego nauczyciela. Jeśli jest zaradny i uczy atrakcyjnego przedmiotu, np. matematyki, fizyki, informatyki, a także języków obcych, a przede wszystkim zawodu, wyciągnie ze szkoły lub kilku szkół całkiem spore pieniądze. Jak się dobrze pomyśli, można wcisnąć w grafik nawet ponad dwa etaty. Warunek jest tylko taki, aby ograniczyć swoją aktywność na rzecz dzieci wyłącznie do prowadzenia lekcji.

Etat nauczyciela składa się z 18 lekcji z przerwami, podczas których np. się dyżuruje, przygotowuje pracownię, porządkuje materiały i chodzi do toalety, oraz 22 godzin czynności pozalekcyjnych, które w sumie powinny dać 40 godzin w tygodniu. Dwa etaty to 36 lekcji i odpowiednio mniej czynności pozalekcyjnych (tylko cztery godziny). Więcej niż dwa etaty to np. 40 lekcji oraz zero czasu na czynności pozalekcyjne. Gdy nauczyciel pracuje na dwa etaty plus, musi każdą czynność, normalnie wykonywaną poza lekcjami, wcisnąć w lekcje i przerwy. Rodzica zaprasza się więc na spotkanie podczas przerwy albo wręcz w czasie lekcji (nauczyciel zadaje uczniom pracę i w kąciku sali rozmawia z rodzicem). Także posiedzenia rad pedagogicznych coraz częściej przenoszone są na dużą przerwę i trochę po dzwonku, gdyż nauczyciele nie chcą spotykać się po lekcjach. Wycieczki są możliwe tylko podczas lekcji.

Nie uwierzycie, ile rzeczy można wykonywać w czasie zajęć z dziećmi. Po intensywnym dniu w szkole, składającym się z ośmiu przeładowanych wydarzeniami lekcji i przerw, które wcale przerwami nie są (i tak przez cały tydzień), nauczyciel potrzebuje się natychmiast wyłączyć od kontaktu z uczniami i pracy na ich rzecz. Niektórzy pedagodzy już miesiąc po wakacjach staną się agresywni, a po kilku – przykro to powiedzieć – dziecko, które czegoś chce, będzie działać im na nerwy. Rodzice i uczniowie z przerażeniem odkryją, że z nauczycielem należy obchodzić się jak z jajkiem i niewiele trzeba, aby doszło do awantury.

Zawód wykonywany na akord

Rodzice i uczniowie widzą, że jakość nauczania spada, a szorstkość i nieczułość nauczycieli rośnie. Coraz więcej ludzi dostrzega, że naprawdę wartościowa edukacja jest poza szkołą. Z tego chociażby powodu trwa exodus dzieci z publicznych placówek do szkół w chmurze i ta tendencja będzie się nasilać. Wszyscy zauważyli, że nauczyciele skupiają się nieomal tylko na prowadzeniu lekcji, a na inne zadania – jak mówi młodzież – „mają wylane”. Najbardziej niezadowolonym uczniom zamyka się usta piątkami i szóstkami, aby się odczepili i pozwolili nauczycielowi biegać od szkoły do szkoły i z lekcji na lekcję.

Żenująco niskie wynagrodzenia doprowadziły do tego, że nauczyciel na nic więcej poza licznymi lekcjami nie ma ani czasu, ani siły. Jeśli dyrektor nie chce mieć u siebie braków kadrowych, musi przystać na takie warunki zatrudnienia: tylko lekcje, inaczej nauczyciel rzuci robotę (tylko w małych miejscowościach, gdzie wciąż jest duże bezrobocie, dyrektor może stawiać warunki). Dodatkowe zadania to jest zawsze problem i źródło konfliktów. Czarnkowi to jednak nie przeszkadza, że praca nauczyciela stała się zawodem wykonywanym na akord, szybko i z coraz mniejszą troską o dziecko i jego potrzeby.

Praca w takich warunkach powoduje, że każdy rodzic, który czegoś chce, traktowany jest jako roszczeniowy. A każde dziecko, które pyta i docieka, staje się trudne, gdyż zajmuje nauczycielowi cenny czas. Ludzie, którzy odeszli z zawodu, często mówili, że nie można być pedagogiem i opędzać się od dzieci. A tak właśnie robili. Nie można być nauczycielem i wpadać w popłoch, gdy rodzic chce się umówić po lekcjach na spotkanie. A tak właśnie się zachowywali.

W jednej, drugiej i trzeciej szkole

ZNP uważa, że pikieta na rozpoczęcie roku szkolnego wyjaśni społeczeństwu, w jakich warunkach i na jakich zasadach pracuje polski nauczyciel. Wysokość zarobków jest ogólnie znana, więc tego nie trzeba tłumaczyć. Szkoła jako miejsce pracy stała się drogą szybkiego wypalenia zawodowego. Idziemy więc pod budynek MEiN, ale przecież nie do głuchego i ślepego ministra będziemy przemawiać, lecz do wszystkich Polaków, bo w ich wrażliwość jeszcze wierzymy.

Pikietujący w Warszawie niech wybaczą koleżankom i kolegom, którzy nie wezmą w tej akcji udziału. Wielu nauczycieli 30 sierpnia ma posiedzenie rady pedagogicznej w pierwszej szkole, 31 sierpnia w drugiej, a 1 września w trzeciej. Pikiety nie udało się już wcisnąć w ten napięty plan. Może lepszym terminem byłaby – jak ostatnio – sobota?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną