Iga Świątek po heroicznym boju pokonała Arynę Sabalenkę w finale Mutua Madrid Open 7:5, 4:6 i 7:6 (9:7). Ostatnia piłka została rozegrana po 3 godzinach i 11 minutach. To było jedno z największych tenisowych widowisk wielu ostatnich miesięcy. Olbrzymie emocje i najwyższy poziom od pierwszej do ostatniej piłki. Obie mistrzynie pokazały najwyższe umiejętności.
Wyniki tegorocznego Mutua Madrid Open doprowadziły do najbardziej oczekiwanego finału, czyli pojedynku najwyżej sklasyfikowanych w rankingu. Więcej problemów z przepustką na kort w sobotnie popołudnie miała światowa „dwójka”, która traciła sety we wsześniejszych rundach, a w półfinale była o dwie piłki od porażki z Jeleną Rybakiną. Nasza reprezentantka znacznie pewniej poczynała sobie na korcie. Przegrany set w ćwierćfinale z Beatriz Haddad Maią był jedynym trudniejszym momentem.
Iga Świątek vs Aryna Sabalenka
Historia przestała mieć znaczenie, gdy po przeciwnych stronach kortu stanęły najlepsze tenisistki ostatnich sezonów. Od pierwszych piłek serwowanych przez Sabalenkę czuło się wagę każdego uderzenia. Nerwy spowodowały, że zaczęło się od dwóch przełamań. Od stanu 1:1 obie finalistki skutecznie serwowały w swoich gemach. Wydawało się, że mocniej uderza Białorusinka. Polka świetnie serwowała i jeszcze lepiej returnowała po drugim serwisie przeciwniczki. Wydawało się, że wszystko zmierza do tie-breaka, ale wtedy Iga powtórnie odebrała podanie Sabalence. Wystarczyło „tylko” wyserwować swój gem. I to się udało. Setowa piłka na 7:5 została zapisana po stronie raszynianki po fantastycznym serwisie! Było 1:0.
Po świetnym pierwszym secie Iga Świątek drugą partię rozpoczęła trochę słabiej. Dwukrotnie oddała swoje podanie. Zdołała wrócić do równowagi w gemach, ale ten set należał do obrończyni tytułu. Iga świetnie i z wielkim wyczuciem broniła się przed nawałnicą z drugiej strony kortu. Kluczowe piłki należały do niezwykle skupionej w tym dniu Sabalenki i wyrównanie meczu stało się faktem. 6:4 dla Białorusinki i 1:1 w meczu.
Turniej w Madrycie będziemy pamiętać długo
W decydującym secie początkowo wydawało się, że inicjatywę przejmuje niezwykle skupiona Białorusinka. Z drugiej strony Polka nie zniechęcała się. Nie traciła koncentracji i wiary w przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść. Gdy już wydawało się, że trzeba będzie pogodzić się z sukcesem Aryny Sabalenki, Iga, jak na światową liderkę przystało, potrafiła bronić piłek meczowych i wreszcie w tie-breaku zachowała zimną krew do ostatniej wymiany piłek. I w ten sposób po pierwszej wygranej w Madrycie mogła powiedzieć swoje sakramentalne: jestem z siebie dumna.
Jednego byliśmy pewni przed pierwszą piłką madryckiego finału. Nawet wygrana Białorusinki nie przybliżyłaby jej do Polki w rankingu WTA. To wynika z rezultatu ubiegłorocznej decydującej rozgrywki w tym turnieju. Iga Świątek zapewniła już sobie obronę punktów z poprzedniego sezonu. Ale to jej nie zadowoliło. Po grze na najwyższym poziomie dopisała 1000 pkt do klasyfikacji i jej przewaga znów znacząco wzrosła. Ten turniej, a przede wszystkim jego finał, będziemy długo pamiętać.
Teraz kierunek Rzym i kolejny „tysięcznik”.