Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Doktor w Hadze

Proces Radowana Karadzicia

Karadzić od dawna jest problemem dla Serbów.

Czy Przywódca bośniackich Serbów Radowan Karadzić miał rzeczywiście poparcie zachodnich przywódców i obietnicę Richarda Holbrooke’a, gwarantujące mu przez lata nietykalność? Kiedy ponad rok temu zatrzymano go w Belgradzie, pod nazwiskiem Dabić, wcale się nie ukrywał w klasztorze, w górach ani w Rosji. Pracował jako lekarz uzdrowiciel, pokazywał się publicznie, pił i śpiewał w knajpce, niemal w centrum miasta. Oprócz nazwiska zmienił wygląd i bośniacki akcent. Wcześniej uważano, że kryją go serbskie władze lub służby specjalne.

Jego wydania do Hagi i osądzenia przed Międzynarodowym Trybunałem żądała Unia Europejska, uzależniając od tego wszelkie rozmowy z Belgradem. Gdy go aresztowano, w stolicy protestowały niezbyt liczne grupy nacjonalistów. Karadzić od dawna jest problemem dla Serbów. Nie dlatego, że chcą go usprawiedliwiać. Raczej dlatego, że nie mają zaufania do haskiego wymiaru sprawiedliwości, zarzucając mu, że sądzi wyłącznie Serbów, a sprawców zbrodni na Serbach traktuje łagodnie i wypuszcza na wolność.

Za osądzeniem Karadzicia opowiedzieli się już w 2000 r., obalając reżim Slobodana Miloszewicia. Ale to nie pomogło, młodzi Serbowie są rozczarowani i wściekli, że przez lata sytuacja w kraju jest wciąż gorsza i gorsza. Doskwiera im izolacja, którą dopiero niedawno lekko poluzowano. Nie zamierzali bronić Karadzicia, generała Mladicia ani ludobójstwa. Lecz z pewnością wiele osób kibicowało mu, gdy wodził za nos prokurator Carlę Ponte i grupy pościgowe, wyposażone w listy i psy gończe. Jak na przewrotnym filmie, gdzie publiczność odrobinę solidaryzuje się z czarnym charakterem. Przez te wszystkie lata wojny w Bośni i po niej Karadzić obrósł czymś na kształt legendy, obrońcy Serbów przed Muzułmanami czy Chorwatami.

Reklama