Pomimo konkurencji ze strony Jamesa Bonda, Batmana czy Spidermana za najciekawszy scenariusz sensacyjny minionego sezonu wypada uznać ten. Dokładnie rok temu światowe media obiegły relacje z obławy, jaką nowozelandzkie służby specjalne przypuściły na wartą 24 mln dol. – najdroższą w całym kraju – rezydencję internetowego potentata Kima Dotcoma. Po założyciela Megaupload, popularnego serwisu przechowującego wszelkiego rodzaju dane, przybyła mała armia wyposażona w dwa helikoptery, kilka vanów, broń automatyczną, noktowizory, psy gończe, a także przenośne toalety i specjalną ciężarówkę z prowiantem. Po sforsowaniu drzwi wejściowych antyterroryści znaleźli Dotcoma w skrytce na strychu willi. Uzbrojony był w małą strzelbę myśliwską. A przynajmniej tak twierdziła wówczas policja.
W czasie gdy nowozelandzkie władze chwaliły się schwytaniem króla piratów, amerykańscy śledczy zabezpieczali petabajty danych – czyli tysiące terabajtów albo miliony gigabajtów – przechowywanych i udostępnianych na serwerach ulokowanych w stanie Wirginia…
Cały artykuł Mariusza Hermy w najnowszym numerze POLITYKI – specjalnym wydaniu na nowy rok, dostępnym w kioskach, w wydaniu na iPadzie oraz w Polityce Cyfrowej.