Samobieżne samochody, rozpoznające otoczenie i unikające kolizji, już krążą po ulicach. Wyposażone w potężne komputery i czujniki, są nadzieją na zmniejszenie obciążenia kierowcy i ograniczenie korków na przeciążonych arteriach. No i oczywiście zmniejszenie liczby wypadków w myśl zasady, że maszyna się nie męczy i myli się o wiele rzadziej niż człowiek. Pozostaje tylko kwestia ustawienia właściwych parametrów – i w drogę.
Próby konstruowania samobieżnych samochodów podejmowano od dziesiątków lat, zainteresowanie nimi wzrosło jednak dopiero w połowie pierwszej dekady XXI wieku, dzięki tzw. wielkim wyzwaniom amerykańskiej Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych resortu obrony, której celem jest opracowanie nowej generacji automatycznych pojazdów drogowych. Zespoły badawcze, głównie uniwersyteckie, wyposażyły samochody osobowe i ciężarowe w najnowocześniejsze czujniki i oprogramowanie, organizując wyścigi w warunkach pustynnych oraz próby nawigacji na ulicach miast.
Próby te zakończono wprawdzie w 2007 r., lecz prace nad autami-robotami są kontynuowane. W czołówce znajduje się obecnie samobieżny pojazd firmy Google. Firma twierdzi, że przejechał około 480 tys. km pod kontrolą komputera w zróżnicowanych warunkach drogowych, bez wypadku. Inne projekty, takie jak samochód wyścigowy Shelley, skonstruowany na Uniwersytecie Stanforda oraz pojazd SUV o nazwie Wildcat z Uniwersytetu Oksfordzkiego – są równie obiecujące. Do wyścigu włączają się także wielkie koncerny samochodowe.
Pełna wersja artykułu dostępna w 1 numerze "Forum".