Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Były większe tragedie

ROZMOWA: USA bez budżetu i co dalej?

Ten kraj widział większe tragedie - uważa prof. Ackerman. Ten kraj widział większe tragedie - uważa prof. Ackerman. jon / Flickr CC by SA
17 października mija termin parlamentarnej decyzji o zwiększeniu progu deficytu budżetowego, czyli zgody na pożyczanie pieniędzy przez rząd. Tutaj się zaczyna kolejna batalia - mówi Bruce Ackerman z Uniwersytetu Yale.

Radosław Korzycki: Czy zamknięcie znaczącej części kontrolowanych przez rząd instytucji spycha Stany Zjednoczone w bezprecedensowy kryzys?
Bruce Ackerman*
: Oczywiście sytuacja jest bardzo niekorzystna, ale nie nazwałbym jej historycznym kryzysem. Zamrożenie płac części pracowników federalnych ogranicza konsumpcję i generuje straty w gospodarce, ale to jest jednak ułamek w całym PKB. Zresztą rynki na obecny paraliż zareagowały wyjątkowo spokojnie. Inwestorzy wiedzą, że ta sytuacja jest przejściowa i w dłuższej perspektywie nie wpłynie na kondycję Ameryki. Ten kraj widział większe tragedie.

Co pan ma na myśli?
W ciągu ostatnich 40 lat taki impas w procedurze uchwalania budżetu zdarzył się kilkanaście razy. W latach 70., kiedy prezydentami byli republikanin Gerald Ford i demokrata Jimmy Carter, doszło do niego aż sześć razy. Powodem paraliżu były wówczas kwestie ideologiczne, głównie problem refundacji aborcji ze środków publicznych. Za Reagana niemal każdy budżet był spóźniony o kilka dni. Dzisiaj wydaje się to ekstremalnym doświadczeniem, bo ostatni raz doszło do tego w 1995 r., za Billa Clintona. Natomiast nigdy specjalnie nie wpłynęło to na wiarygodność USA.

Ale dlaczego w Ameryce kwestia uchwalenia budżetu może w ogóle zamrozić kraj? W Polsce i większości państw Europy w takich sytuacjach działa prowizorium budżetowe i konieczne wydatki w budżetówce nie są blokowane.
Różnica między Ameryką a Europą wynika z zupełnie różnych systemów politycznych, a dokładniej - ze specyfiki amerykańskiej konstytucji. W USA kluczowy jest podział władzy, w którym władza ustawodawcza jest zupełnie odrębna od władzy wykonawczej. Bardzo silny prezydent jest wybierany niezależnie od tego, kto rządzi w Kongresie. W europejskich demokracjach rząd jest legitymizowany przez większość parlamentarną, stąd prawdopodobieństwo paraliżu w debacie nad budżetem jest znacznie mniejsze.

W Europie także zamykanie instytucji państwowych z powodu takiego politycznego kryzysu jest niemożliwe. Dlaczego w USA do tego dochodzi?
Kiedyś raczej w ogóle nie dochodziło. W tym systemie prezydent jest na tyle silny, że w awaryjnych sytuacjach sam mógł podejmować decyzje w sprawie wydatków publicznych, bez dodatkowej zgody Kongresu. Dopiero w 1980 r. rząd prezydenta Cartera dokonał reinterpretacji art. 1 Konstytucji [nie wolno wydawać państwowych pieniędzy bez specjalnej ustawy - red.] i uznał że zgoda Kongresu jest obowiązkowa.

W tym roku wysłano na przymusowe urlopy ponad 700 tys. pracowników budżetówki. A jednak najważniejsze rządowe placówki, jak FBI, Pentagon czy poczta pracują. Skąd się bierze na to środki, skoro Kongres musi decydować o każdym dolarze?
I decyduje. Za każdym razem uchwala się specjalną ustawę w sprawie koniecznych wydatków. W środę na przykład Izba Reprezentantów zebrała się, żeby przegłosować wydatki na Parki Narodowe, które od 1 października pozostają zamknięte. Po burzliwych obradach wszystkie uchwały przyjęto, ale kierownictwo demokratycznej większości w Senacie oraz Biały Dom odrzucili te projekty i parki pozostaną zamknięte.

 

A co się w takim razie stanie z policjantami, nauczycielami i lekarzami, których pobory zostały zamrożone?
Nie zostały. Pamiętajmy, że władza w USA jest dwustopniowa. Poniżej szczebla federalnego są rządy poszczególnych stanów i to one fundują większość instytucji, w tym szkoły i lokalną policję. Nauczyciele szkół stanowych swoje pensje zwyczajnie odbiorą.

A jak długo może potrwać bieżący kryzys budżetowy?
17 października mija termin parlamentarnej decyzji o zwiększeniu progu deficytu budżetowego, czyli zgody na pożyczanie pieniędzy przez rząd. Tutaj się zaczyna kolejna batalia. Ale kierownictwo Partii Republikańskiej, która ma większość w Izbie Reprezentantów, wie że dalsza obstrukcja może ściągnąć czarne chmury nad prawicę.

No właśnie. Jakie skutki polityczne może mieć ten paraliż?
W 1995 r., kiedy republikanie blokowali budżet Billa Clintona, Amerykanie uznali ich winnych tej patowej sytuacji. Moim zdaniem tym razem będzie podobnie. O ile prezydent Obama nie jest specjalnie superpopularny, to i tak popiera go mniej więcej połowa Amerykanów. Natomiast obydwu izbom Kongresu ufa mniej niż 20 proc. obywateli. Gospodarz Białego Domu jest w uprzywilejowanej sytuacji. Może wystąpić z orędziem i powiedzieć: Patrzcie! Ja się staram jak mogę, a republikanie dokonują bezmyślnej obstrukcji.

Skoro to takie oczywiste, to czemu republikanie strzelają sobie w stopę?
Bo w partii ścierają się różne nurty. Przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner chociaż w oficjalnych wystąpieniach za impas obwinia demokratów i Obamę, to w zaciszu gabinetu pracuje nad kompromisem. Jemu z kolei w stopę strzelają radykałowie z ultraprawicowej "partii herbacianej", który w ciągu ostatnich trzech lat wyrośli na mocno niezależną siłę wewnątrz stronnictwa. Oni by chcieli, żeby rząd wydawał jak najmniej pieniędzy, a przede wszystkim, żeby odstąpił od finansowania systemu powszechnej opieki zdrowotnej zwanej Obamacare.

A co na to Amerykanie? Przecież ten system objął opieką miliony ludzi, których do tej pory nie stać było na porządnego lekarza…
To prawda. Ale nie wiedzieć czemu w tej zideologizowanej debacie ludzie którzy najbardziej zyskali na uchwaleniu Obamacare najgłośniej przeciwko niej protestują, bo herbaciani wmawiają im, że ustawa ta narusza fundamenty amerykańskiej wolności i wprowadza w USA socjalizm, dla większości Amerykanów pojęcie jak z horroru.

 

* Bruce Ackerman - profesor nauk politycznych na uniwersytecie Yale. Stypendysta Fundacji Guggenheima i Fundacji Rockefellera. Zajmuje się badaniem systemów wyborczych, filozofią polityki i historią polityczną USA.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama