Świat

Zabójstwo słowackiego dziennikarza śledczego to mord polityczny?

Kto stał za zabójstwem słowackiego dziennikarza śledczego Jána Kuciaka? Kto stał za zabójstwem słowackiego dziennikarza śledczego Jána Kuciaka? Radovan Stoklasa/REUTERS / Forum
Ján Kuciak od kilku lat zajmował się aferami na styku biznesu i polityki, oszustwami podatkowymi, wyłudzaniem dotacji, okradaniem państwowych instytucji.

Zabójstwo słowackiego dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego przyjaciółki to żywa ilustracja losu, jaki we współczesnym świecie czeka nieduże, nie najważniejsze, peryferyjne kraje. Choćby taki kraj jak Słowacja radził sobie nieźle gospodarczo, to i tak skorumpowany układ wokół biznesu i polityki może sobie tu pozwolić na więcej niż w krajach bogatszych, bardziej wpływowych, takich, w których politycy to globalni celebryci, śledzeni bez ustanku przez kamery TV.

Na Słowacji jest inaczej. Ten kraj i to, co się w nim dzieje, jest powszechnie lekceważone przez europejską i globalną opinię publiczną. W efekcie lokalni politycy i sprzymierzony z nimi biznes może sobie pozwolić na lekceważenie własnej, krajowej opinii publicznej. Jak daleko ta arogancja ludzi władzy sięga, zobaczyliśmy w niedzielę, kiedy w domku jednorodzinnym pod Bratysławą znaleziono ciała Kuciaka i Martiny Kusznirovej.

„To jest mord polityczny” – napisał ceniony słowacki komentator Martin Milan Szimeczka. Wyjaśnił przy tym, że nie oskarża bezpośrednio słowackich polityków o zabicie czy też zlecenie zabójstwa. „Polityczne są przyczyny tego zabójstwa. Na Słowacji od lat rośnie napięcie między dziennikarzami a politykami, którzy bronią skorumpowanego systemu w ten sposób, że albo ignorują pracę dziennikarzy, albo im wręcz ubliżają” – uważa.

Czym zajmował się Ján Kuciak?

Bezpośrednio po zabójstwie międzynarodowe media rzuciły się do analizowania i sprawdzania, czym też zajmował się Ján Kuciak. Niestety, rzecz tonie w lokalności, nikt nie zna występujących w skandalu nazwisk ani powiązań między nimi, i sprawa już zaczyna stygnąć.

A przecież Kuciak od kilku lat zajmował się aferami na styku biznesu i polityki, oszustwami podatkowymi, wyłudzaniem dotacji, okradaniem państwowych instytucji. W środowisku uchodził za speca od wykorzystywania jawnych danych: ślęczał w archiwach, studiował całymi dniami internetowe rejestry gospodarcze i spisy państwowych zamówień, i z tej biurokratycznej magmy wyławiał sprawy tak podejrzane, że wystarczyło je po prostu pokazać opinii publicznej.

Kuciak szczególnie ostro skonfliktował się z biznesmenem o nazwisku Marian Koczner. Opisał m.in. skomplikowaną transakcję sprzedaży dwóch górskich hoteli w Donovalach w Wielkiej Fatrze – z ustaleń dziennikarskich wynikało, że obiekty, sprzedawane na papierze kolejnym firmom z Wielkiej Brytanii i Cypru, cały czas były kontrolowane przez Kocznera, przy czym rzecz zakończyła się „zwróceniem” ośmiu milionów euro VAT do kieszeni biznesmena.

Sprawy, którymi zajmował się dziennikarz, mają związek z polityką

Co to ma wspólnego z polityką? Ano to, że przy którejś z rozmów Koczner, przyciśnięty do ściany, powiedział Kuciakowi, że zajmie się „szukaniem brudów” na jego i jego rodzinę. „Teraz będę się szczególnie uważnie zajmował pańską rodziną, pańskim ojcem, pańską matką, panem, pana rodzeństwem” – mówił.

Z tą jawną pogróżką dziennikarze popędzili do ministra spraw wewnętrznych Roberta Kaliniaka, który zareagował drwinami. „Gdzie pan tu widzi pogróżki? On [Koczner] raczej ma w planach zostać pracownikiem którejś redakcji, bo szukaniem brudów na ludzi zajmujecie się wy, dziennikarze!” – odpowiedział.

Z polityką ma to wspólnego jeszcze tyle, że Koczner stracił nerwy, bo Kuciak zaczął go wypytywać o sprzedaż mieszkania w luksusowym apartamentowcu Bonaparte w Bratysławie. Otóż jego sąsiadem w tym samym apartamentowcu był wtedy premier Robert Fico. Przy czym premier swoje mieszkanie wynajmował (czynsz: 3 tys. euro miesięcznie) od innego ściganego przez prokuraturę biznesmena. Dziennikarze wiedzieli o tym od dawna, ale świat słowackiej polityki to po prostu ignorował. A za granicą nie interesował się tym nikt. Fico mógł nadal bezczelnie twierdzić, że mieszkanie musi wynajmować, bo przecież jako głowa państwa ma obowiązki reprezentacyjne. Chwalił się, że w tym miejscu przyjął m.in. Donalda Tuska. Europejskie elity o takich sprawach zwykle nie wiedzą, bo i skąd, skoro światowe media Słowacją się prawie nie zajmują?

Teraz przez chwilę będzie inaczej, bo zabicie dziennikarza to jednak zbyt gruba sprawa, żeby ją zlekceważyć. Warto zatem przy tej okazji przypomnieć, że oprócz wielu innych sukcesów nasi sąsiedzi z południa mogą się pochwalić także uratowaniem honoru niezależnego dziennikarstwa w tych strasznych czasach. Mimo powszechnego lekceważenia, mimo niskich zarobków, mimo nieustannego nacisku polityków i sprzymierzonych z nimi pieniędzy cały czas żyje i ma się dobrze etos niezależnego dziennikarza, który samotnie stawia czoła lokalnej sitwie. W najnowszej historii tego kraju potyczki i werbalne (a nawet fizyczne) ataki polityków na dziennikarzy pojawiają się regularnie. Już kilkakrotnie niegrzeczne redakcje były nagle, w ciągu jednej nocy, przejmowane przez zbliżone do władzy „grupy kapitałowe”, a potem czyszczone z nielubianych przez rządzących dziennikarzy. W ich miejsce powstają nowe redakcje, nowe pisma, nowe portale, które wyciągają kolejne, większe i mniejsze skandale. Rządzącym nie pomogła nawet drakońska nowelizacja prawa prasowego.

Bardzo ważne jest przy tym to, że słowaccy politycy nie są w stanie przekonać dziennikarzy, by dany temat odpuścili w imię jakiejś „racji stanu”, „bezpieczeństwa narodowego” albo tego, że „jak my przegramy, rządzić zacznie opozycja, a oni są jeszcze gorsi”. To, że znajdują się cały czas chętni do pracy w tym zawodzie, to efekt m.in. atmosfery panującej w branży i równego dystansu do całego świata polityki, jaki udaje im się zachować. Śmierć Kuciaka i jego dziewczyny to dramat. Obawiam się, że mordercy i ich mocodawcy nie zostaną wykryci, ale sukcesu też nie powinni świętować, bo słowackich dziennikarzy zastraszyć się nie da.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama