Świat

Umowa na patrioty podpisana, ale kłopoty dopiero się zaczną. Wyzwaniem będzie radar

Polska stała się właśnie siódmym krajem NATO i piętnastym na świecie, które mają Patriota. Polska stała się właśnie siódmym krajem NATO i piętnastym na świecie, które mają Patriota. Sgt. A.M. LaVey/173 ABN PAO / Flickr CC by 2.0
Szef działu Raytheona odpowiadającego za program „Wisła” dla Polski w rozmowie z POLITYKĄ mówi o szansach i zagrożeniach związanych z zakupem patriotów.

Kiedy jeszcze nie ucichło echo przemówień towarzyszących podpisaniu pierwszej umowy na elementy systemu „Wisła” opartego na patriotach, miałem okazję porozmawiać o przyszłości kontraktu z Wesem Kremerem. To najwyższy rangą przedstawiciel Raytheona obecny na uroczystości, wiceprezes całej korporacji i szef działu zintegrowanych systemów uzbrojenia.

Dla nas Kremer to najważniejsza postać głównego dostawcy systemu „Wisła” (prezes firmy Tom Kennedy rzadko zajmuje się poszczególnymi kontraktami) i główny partner dla polskiego przemysłu. Trzeba jednak mieć świadomość, że zarządza działem odpowiedzialnym za kilkaset produktów i usług, wśród których Patriot jest tylko wycinkiem.

W niecałą dobę po podpisaniu umowy to wybór Patriota był najważniejszy. – Polska stała się właśnie siódmym krajem NATO i 15. na świecie, które mają Patriota. Pracowaliśmy nad tym z naszym zespołem w Polsce od wielu lat i odbieramy to wręcz entuzjastycznie – mówił Kremer, zapewne z poczuciem, że zainwestowane w kampanię Patriota w Polsce miliony dolarów wreszcie się jego firmie zwrócą, i to z nawiązką.

Czytaj także: Co przyniesie Polsce zakup wyrzutni Patriot

Kto najbardziej zyska na kontrakcie na patrioty

Ale na zyski trzeba będzie poczekać dłużej, bo wskutek polskich decyzji Raytheon wcale nie jest największym wygranym kontraktu, przynajmniej w pierwszej fazie. Z powodu wysokich kosztów pocisków przechwytujących PAC-3 MSE i tego, że Warszawa zdecydowała o zakupie całego ich pakietu w pierwszej transzy „Wisły”, największe korzyści odniesie niedawny rywal Raytheona – Lockheed Martin.

Polska odrzuciła proponowany przez Lockheeda MEADS, ale wraz z Patriotem Raytheona nie kupiła na razie żadnych wytwarzanych przez firmę rakiet. Inna decyzja, o pominięciu tradycyjnego systemu dowodzenia Patriota i wejściu w przyszłościowy IBCS od Northrop Grummana, pozbawiła firmę Kremera kolejnej części kontraktowego tortu.

Ale o żadnym żalu oficjalnie nie ma mowy. – Mamy partnerów przemysłowych zarówno w Northrop Grummanie, jak i Lockheedzie, a każdy kraj sam decyduje, co kupuje i w jakiej kolejności. Cieszymy się z wyboru Patriota w Polsce, bo to stwarza możliwości dla rozwijania partnerstwa z przemysłem w przyszłości – uważa Kremer.

Tyle że ta przyszłość nie rysuje się wyłącznie różowo. Podpisanie umowy na pierwszą fazę systemu „Wisła” było krokiem bardzo ważnym, ale nie ostatnim dla realizacji całości programu. Jak wyjaśnia MON, do podpisania jest jeszcze dziewięć innych umów, by domknąć pierwszą transzę zamówienia.

Równocześnie zacznie się proces dużo trudniejszy – negocjacji drugiej fazy kontraktu. To w niej zmaterializować się ma ambitna docelowa konfiguracja systemu „Wisła” i to dzięki niej polski przemysł uzyskać ma tak oczekiwane technologie radarowe i rakietowe. Ale tam, gdzie spodziewamy się największych korzyści, kryją się też największe pułapki.

Zakup sprzętu to jedno, transfer technologii drugie

Jednym z wyzwań nadal będzie uzgodnienie wszystkich obszarów transferu technologii – mówi Wes Kremer, zdając się nieco studzić polskie ambicje. – Po pierwsze, chodzi o politykę USA co do udostępniania technologii. Po drugie, Polska sama powinna rozstrzygnąć o swoich wydatkach. Macie pewien budżet, w ramach którego chcecie zarówno dokupić sprzęt, jak i przeznaczyć go na transfer technologii. Jaki ostatecznie będzie podział – to jest wybór, przed którym stoi Polska.

Kremer ujmuje to dyplomatycznie. Mniej oficjalnie Amerykanie od dawna sygnalizują, że pełen zakres postulowanego przez Polskę transferu technologii może być niewykonalny. Po pierwsze, z powodu ograniczeń narzuconych przez państwo, z reguły właściciela najnowocześniejszych rozwiązań. Po drugie – z racji na ich ceny. Nie mamy takich miliardów, by kupić od USA wszystkie rozwiązania, a niektóre mogą się okazać nie na sprzedaż.

Żeby mieć pełnię wiedzy, musimy przejść przez proces wyceny całego tego sprzętu, a przecież w fazie drugiej nie chodzi też o jego wspólną budowę. I tu wchodzimy w obszar wspólnych prac rozwojowych i transferu technologii – zastrzega Kremer, uprzedzając, że obu stronom wycena i decyzja, co z nią zrobić, może zająć więcej czasu, niż daje sobie polski rząd na wynegocjowanie i podpisanie fazy drugiej kontraktu.

Zapowiedzi MON mówiły o sfinalizowaniu zamówienia w tym roku – Kremer nie mówi, że to się nie uda, ale zaleca, by się nie spieszyć: – Było już wiele dyskusji, co będzie w fazie pierwszej, a co w drugiej, więc zarówno podstawowa konfiguracja, jak i problemy związane z fazą drugą są w tym momencie rozpoznane. To daje powody do optymizmu na starcie negocjacji.

Czytaj także: Polska stawia ultimatum Amerykanom. Chodzi o patrioty

Ruszają negocjacje w sprawie drugiej fazy projektu

Negocjacje w sprawie drugiej fazy mają się zacząć 16 kwietnia, jak zwykle w rakietowym sercu US Army i Raytheona – Huntsville w Alabamie. Zespół płk. Michała Marciniaka pojedzie tam podbudowany sukcesem, jakim było zbicie początkowo zaoferowanej przez Amerykanów ceny 10,5 mld dol. o ponad połowę – do 4,75 mld netto.

Gdy chodzi o drugą fazę, niewiadomych jest znacznie więcej, bo w fazie przedprodukcyjnej są dwa bardzo istotne dla Polski elementy: dookólny radar zbudowany z nowych półprzewodników i pocisk przechwytujący, tańszy od PAC-3 MSE i możliwy do produkcji w kraju.

Nie wiem, czy będę mógł wejść we wszystkie szczegóły, ale zgadzam się, że to największe tematy. Pocisk SkyCeptor jest prawdopodobnie łatwiejszym z tych dwóch i stwarza większe możliwości dla Polski. Wielu z moich międzynarodowych klientów już teraz mówi, że gdyby SkyCeptor był zintegrowany z Patriotem, złożyliby na niego zamówienie. Naszym celem jest uzyskanie zdolności do integracji, montażu i testowania pocisku SkyCeptor w Polsce, nie tylko po to, by uzbroić w nie system „Wisła”, ale by dostarczać go użytkownikom Patriota na świecie – u Kremera optymizm miesza się z rezerwą.

Tańszy pocisk przechwytujący, oparty na izraelskim Stunnerze SkyCeptor, ma więc być dla Polski ogromną szansą. Od niego zależy też spełnienie ważnej obietnicy Raytheona: – To jest właśnie ten obszar, w którym mówimy o offsecie czy 50-procentowym udziale polskiego przemysłu w wartości zamówienia. Ale jeśli możecie się przy okazji stać globalnym dostawcą i sprzedawać ten pocisk jako dostawca Raytheona na światowe rynki, to mówimy o 200 lub 300 proc.

Oczywiście wszystko zależy od tego, czy pociski made in Poland ktokolwiek będzie chciał kupić, ile w nich faktycznie będzie polskiej produkcji i jak będzie wyceniona. Ważne, że na udostępnieniu Polsce technologii SkyCeptora tak samo jak PGZ zależy Raytheonowi, bo tylko wtedy będzie w stanie spełnić wymóg ulokowania w Polsce produkcji o wartości połowy zamówienia idącego w dziesiątki miliardów złotych. Bo z radarem może już nie być tak łatwo.

Radar zbudujemy wspólnie z Amerykanami?

W fazie drugiej jest również radar, a on w dużej mierze będzie rozwijany wspólnie. Mamy oczywiście jego bazową konstrukcję, ale prace rozwojowe nie są ukończone. Stwarza to szansę, żeby – opierając się na amerykańskiej polityce eksportu technologii – polscy inżynierowie pracowali razem z inżynierami Raytheona nad budową tego radaru, oprogramowaniem, innymi niezbędnymi komponentami. To także szansa na udział w pracach polskich zakładów – mówił Wes Kremer.

Zapytałem wprost o procentowy stopień zaawansowania prac nad radarem. – Mamy prototyp, który został ukończony i ma na koncie trzy tys. godzin pracy. Chodzi o potwierdzenie technologii AESA GaN, podstawowej konstrukcji radaru. Ale wprowadzenie tego systemu do produkcji wymaga jeszcze ogromu pracy inżynierskiej. A od strony oprogramowania wymaga to wprowadzenia zdolności dookólnej i innych wynikających z tego cech.

Innymi słowy, radar dookólny nie jest gotowy i jeśli Polska go wybierze, wejdzie w proces pracy rozwojowej, a nie koprodukcji gotowego urządzenia. Ma to swoje zalety, bo do jakiegoś stopnia nowy radar byłby wspólnym dziełem Amerykanów i Polaków (realistycznie w proporcji 95 do 5 proc.). Jednak nawet „wspólna” konstrukcja nie gwarantuje osiągnięcia innego celu programu „Wisła”, jakim jest jak największe zbliżenie konfiguracji polskich patriotów do nowego systemu obrony powietrznej US Army.

Dlaczego? Bo w USA trwa konkurencyjne postępowanie przetargowe w sprawie wyboru radaru dla przyszłego systemu obrony powietrznej wojsk lądowych. Dosłownie kilka godzin po podpisaniu umowy na pierwszą fazę „Wisły” Inspektorat Uzbrojenia zapewniał, że Polska chce korzystać ze sprzętu zamawianego przez siły zbrojne USA. Tymczasem radar proponowany przez Raytheona dla „Wisły” jest tylko jedną z kilku konstrukcji rywalizujących w amerykańskim przetargu i nie ma obecnie gwarancji, że wygra. Może więc faza druga programu będzie musiała zaczekać, aż przetarg w USA będzie wystarczająco zaawansowany, by wskazać nowy radar.

Kremer: – To jest kwestia terminarza. Oczekiwanie może być bardzo długie, a w zależności od tego, kto wygra, nowy radar może mieć kompletnie odmienną konfigurację, a nasz dookólny radar AESA jest modernizacją radaru Patriota. Powinno się brać pod uwagę, że chcemy zmodernizować Patriota – jak w przypadku pocisku SkyCeptor – zaoferować nowy radar wszystkim użytkownikom systemu. To, o czym pan wspomniał, jest dodatkową komplikacją. Ale Polska ma w tym wypadku wybór i swobodę decyzji.

Wybranie swobody odbędzie się jednak kosztem czasu – rzeczywiście, jak wspomniał wiceprezes Raytheona, nowy radar w USA (LTAMDS) to może być kwestia połowy przyszłej dekady, kiedy Polska planuje mieć już u siebie całość systemu „Wisła”. Wybór modelu Raytheona oszczędzi nam czasu, ale grozi oparciem systemu „Wisła” na radarze nieużywanym przez wojska amerykańskie i przez to kosztowniejszym w utrzymaniu.

Druga faza „Wisły” zbyt kosztowna?

Można zaryzykować przypuszczenie, że polski rząd tylko czeka na pojawienie się tych trudności. Doskonale uzasadniłyby one odłożenie decyzji o drugiej fazie „Wisły” o kilka lat, co z punktu widzenia innych kosztownych i niezbędnych programów zbrojeniowych byłoby zbawieniem.

Już koszty pierwszej fazy „Wisły”, które MON zamierza rozłożyć na lata 2018–22, pochłoną jedną trzecią corocznych wydatków na zbrojenia. Nałożenie kosztów fazy pierwszej i drugiej – jeśli ta zostanie szybko podpisana – rozłożyłoby fundusz modernizacyjny. Odłożenie drugiej fazy kontraktu daje nadzieję, że koszty „Wisły” byłyby do udźwignięcia, a jednocześnie nie zarżnęłyby innych projektów: artylerii rakietowej dalekiego zasięgu, nowych opancerzonych wozów bojowych, okrętów podwodnych i śmigłowców szturmowych.

Jak Raytheon będzie pracować w Polsce

Raytheon chce zacząć rozmowy o drugiej fazie „Wisły” jak najszybciej. Zresztą koncern, który przymierzał się do polskiego kontraktu od dekady, już rok temu założył polską spółkę i ustanowił w Warszawie nieformalne biuro. – Powołaliśmy polski podmiot w oczekiwaniu na decyzję. Będziemy mieć ludzi zarówno mieszkających tu przez kilka lat na stałe, jak i dolatujących. Chodzi oczywiście o część umowy dotyczącą transferu technologii. Będziemy pracować ramię w ramię z PGZ i wprowadzać tam swoich ludzi. Już podjęliśmy decyzje, które spółki będą się zajmować którymi rzeczami i jakie przejmą technologie – mówił.

Raytheon niedawno szukał menedżera produkcji, nadal szuka menedżera do spraw rozwoju biznesu dla prowadzenia projektów w Polsce. Ale na większą rekrutację inżynierów na razie nie ma szans: – Większość z tych ludzi będzie zatrudniana przez spółki PGZ, bo tam będzie się odbywać praca. Z biegiem czasu zapewne zatrudnimy w polskiej spółce Raytheona jakichś ludzi z Polski, ale to nie zdarzy się od razu.

Ale to, że Raytheon w Polsce nie przewiduje na razie tworzenia miejsc pracy, nie oznacza, że polscy inżynierowie nie skorzystają z doświadczeń Amerykanów już w pierwszej fazie kontraktu. Jednym z kluczowych obszarów offsetu, których realizacja zacznie się niebawem, jest nauczenie Polaków inżynierii systemowej. Mamy bowiem świetnych fachowców, ale siłą rzeczy nie mają oni doświadczeń w tworzeniu i utrzymaniu tak skomplikowanych systemów uzbrojenia jak „Wisła”. Wsparcie Raytheona ma to zmienić.

Jeszcze ciekawsze będą komputerowe laboratoria do modelowania i testowania pocisków, pracujące na „żywym” sprzęcie. Zdaniem Kremera istotnie uzupełni to polskie kompetencje w przemyśle zbrojeniowym. – Polska ma wielu bardzo dobrych inżynierów, lecz nie mają oni doświadczenia w projektowaniu systemów broni i wprowadzaniu ich do amerykańskiego systemu zamówień poprzez certyfikacje, więc poświęcimy dużo czasu na szkolenia. Innym aspektem tych zdolności jest wysokiej jakości modelowanie komputerowe i systemy hardware-in-the-loop. To w istocie element suwerenności narodowej w uzbrojeniu, żeby mieć zdolności modelowania high-fidelity na rzeczywistym sprzęcie, żeby dokładnie wiedzieć, jak zaprojektowane uzbrojenie się zachowa – tłumaczy Kremer.

Modelowanie komputerowe oszczędza też wydatków na strzelania rakietowe, możliwe w przypadku pocisków PAC-3 MSE wyłącznie na poligonie White Sands w Nowym Meksyku. W przyszłości pozwoli Polakom „testować” też SkyCeptora i inne pociski.

Ale najważniejsze dla powodzenia programu „Wisła” może okazać się nauczenie Polaków zarządzania wielkimi projektami zbrojeniowymi. Raytheonowi zależy na tym tak samo jak PGZ czy MON, bo to on odpowiada za sukces projektu przed władzami USA. Według Wesa Kremera standardy wdrażane w Polsce mają w pełni odpowiadać amerykańskim: – W 100 proc. I to jest bardzo pozytywna rzecz, bo pozwoli w przyszłości Polsce na eksport licencjonowanych produktów. Ale wymaga to ogromnej edukacji na początku. I my pomożemy wam uzyskać te kompetencje.

Obyśmy tylko sami dali sobie pomóc.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama