Do polityki wszedł ledwie 4 lata temu, ale pochodzi z domu z tradycjami: ojciec był senatorem i ministrem kopalnictwa. W liceum założył kapelę rockową, ale studiował już jak trzeba – prawo w Waszyngtonie.
42-letni Iván Duque został najmłodszym prezydentem Kolumbii, kolejna nowa twarz na światowych salonach, a urząd będzie sprawował w tandemie z Marią Lucią Ramirez, z kolei pierwszą w dziejach kobietą wiceprezydentem. Jest nowicjuszem, miał natomiast doświadczonego mentora Álvaro Uribe Véleza, konserwatywnego prezydenta w latach 2002–10. W ostrej kampanii prócz klasycznych zaklęć: walki z korupcją i rozkręcenia gospodarki oraz zasypywania podziałów, istotną częścią była obietnica, że nowy prezydent zrewiduje porozumienie pokojowe z FARC, Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii, podpisane dwa lata temu, które kładło kres trwającej pół wieku krwawej wojnie domowej.
Takie stanowisko zapewniło mu głosy osób przeciwnych porozumieniu, ale i stawka jest olbrzymia: FARC złożyło broń i w ramach historycznego kompromisu weszło do parlamentu. Duque szybko będzie musiał spróbować swych talentów, żeby nie zepsuć tego, co udało się osiągnąć.
Z kolei Amerykanie domagają się ograniczenia upraw koki i bardziej stanowczej walki z narkotykami. A prezydent sąsiedniej niespokojnej i targanej kryzysem Wenezueli Nicolás Maduro niedawno oskarżył jego poprzednika na tym urzędzie Juana Manuela Santosa o współudział w zamachu na swoje życie. W Kolumbii jest już ponad milion Wenezuelczyków, którzy uciekli tu przed tragicznymi warunkami życia. I zaczyna to być narastający problem. Na początek były rockman ma więc parę pilnych spraw na głowie.