Świat

Wstrząśnięci

Super Bowl. Ameryka kocha ten brutalny sport. Co roku ktoś umiera na boisku

Co roku na liście stu najliczniej oglądanych programów w amerykańskiej telewizji ok. 90 miejsc zajmują transmisje NFL. Co roku na liście stu najliczniej oglądanych programów w amerykańskiej telewizji ok. 90 miejsc zajmują transmisje NFL. Nic Antaya / Getty Images
Futbol amerykański, mimo brutalności i ofiar śmiertelnych, nigdy nie miał się lepiej. W ten poniedziałek Super Bowl, finał ligi, znowu obejrzy 100 mln Amerykanów.
Ubiegłoroczny finał. Rozgrzewka przed meczem.Redspork02/Wikipedia Ubiegłoroczny finał. Rozgrzewka przed meczem.

W opartym na faktach filmie „Wstrząs” z 2014 r. weterani futbolu amerykańskiego z drużyny Pittsburgh Steelers po czterdziestce mają dziwne, niewyjaśnione objawy. Słyszą w głowach głosy, które np. nakazują im zabić żonę, pogrążają się w depresji, aż wreszcie popełniają samobójstwa.

Jaka może być tego przyczyna? Odpowiedź na to pytanie, którym amerykańscy lekarze w ogóle nie chcieli sobie zawracać głowy, znajduje dopiero dr Bennet Omalu, imigrant z Nigerii. Po serii badań mózgów denatów w kulminacyjnej scenie filmu konstatuje – uwaga! – że systematyczne i uporczywe walenie głową w przeciwników lub w murawę boiska może być długofalowo szkodliwe dla zdrowia. Nawet wtedy, kiedy głowa jest chroniona kaskiem.

Jak skrzętnie wylicza dr Omalu (jego rolę we „Wstrząsie” zagrał słynny Will Smith), statystyczny zawodnik ligi futbolu amerykańskiego NFL w swojej karierze ok. 70 tys. razy z impetem wali w kogoś/coś głową. Pierwsze objawy choroby mózgu, która nosi nazwę encefalopatia (amerykański skrót CTE), pojawiają się dopiero kilkanaście lat po zakończeniu kariery.

Odkrycie dr. Omalu w amerykańskim sporcie wywołało szok. Miał oczywiście rację. Najnowsze badania pokazują, że na CTE cierpi ponad 90 proc. byłych zawodników, choć objawy i ich intensywność są różne. Niestety, dopiero po śmierci chorego możliwa jest definitywna diagnoza – potrzebne są laboratoryjne badania tkanki mózgowej. A żeby ustalić wysokość odszkodowania dla żyjących weteranów NFL, przeprowadza się testy zdolności poznawczych. Porównując wyniki byłych zawodników z wynikami średnimi dla całej populacji, można oszacować skalę uszkodzeń mózgu.

Na tej m.in. podstawie w 2012 r. ponad 4 tys. byłych zawodników i wdów po zawodnikach pozwało NFL do sądu, domagając się odszkodowań. Trzy lata później proces skończył się ugodą: liga zgodziła się wypłacić poszkodowanym łącznie miliard dolarów. Ale po kilku latach wybuchł kolejny skandal – okazało się, że NFL przyjęła rasistowskie założenie, że średnie wyniki wspomnianych testów poznawczych dla populacji czarnoskórych młodych Amerykanów są niższe niż dla białych.

W efekcie czarnoskórzy emerytowani zawodnicy dostawali niższe odszkodowania (bo ich mózgi nawet przed rozpoczęciem kariery były rzekomo mniej sprawne). Tym sposobem liga zaoszczędziła sporo pieniędzy, bo większość zawodników jest czarna. Dopiero w 2021 r., po serii kolejnych pozwów, NFL odstąpiła od rasowych założeń w testach.

Tak ostentacyjny rasizm mógłby pogrążyć wiele instytucji w dzisiejszej Ameryce, ale nie wszechpotężną NFL. W badaniach Gallupa ok. 40 proc. obywateli USA deklaruje, że futbol amerykański to ich ulubiony sport (koszykówka, piłka nożna i bejsbol, kiedyś ulubiony sport Ameryki, uzyskują ostatnio po ok. 10 proc.). Futbol zarabia ponad 20 mld dol. rocznie (nie tylko NFL, ale i rozgrywki na poziomie uniwersyteckim) na sprzedaży praw do transmisji, biletów i reklam. Najbogatsze kluby – Dallas Cowboys (wartość 8 mld dol.), New England Patriots (6,4 mld) i Los Angeles Rams (6,2 mld) – są wyceniane wyżej niż Real Madryt (5,1 mld) czy FC Barcelona (5 mld), choć piłkę nożną ogląda cały świat, a NFL – praktycznie tylko Ameryka.

Co roku na liście stu najliczniej oglądanych programów w amerykańskiej telewizji ok. 90 miejsc zajmują transmisje NFL. Nawet zwykłe mecze w sezonie przyciągają po 20 mln widzów, zaś finał ligi, czyli Super Bowl – 100 mln. Za półminutową reklamę w przerwie finału trzeba było w zeszłym roku zapłacić 7 mln dol.

Oczywiście kibice zawsze zdawali sobie sprawę, że futbol jest sportem niebezpiecznym (w sensie doraźnym). Wszyscy widzieli w telewizji, jak zawodnicy łamią sobie ręce, nogi czy żebra i są znoszeni z boiska. W każdym sezonie NFL podczas meczów jest ok. 200–300 przypadków wstrząśnienia mózgu, czyli krótkotrwałej utraty przytomności.

Poniższy akapit zawiera link sponsorowany

Nie dalej jak miesiąc temu w trakcie spotkania Buffalo Bills–Cincinnati Bengals obrońca Damar Hamlin po zderzeniu z przeciwnikiem padł na ziemię. Nastąpiło zatrzymanie akcji serca, uratowała go natychmiastowa reanimacja z użyciem defibrylatora. Kiedy obudził się w szpitalu, pierwsze jego słowa brzmiały: „Kto wygrał mecz?”.

Nikt nie wygrał, bo mecz został anulowany. Komentatorzy i eksperci w telewizji powtarzali, że ich „myśli i modlitwy są z Damarem Hamlinem”. Tak samo jak politycy, którzy po każdej masowej strzelaninie w amerykańskiej szkole zawsze ogłaszają, że ich „myśli i modlitwy są z rodzinami ofiar” (ale nie robią nic, żeby ograniczyć dostęp do broni).

Tylko raz w historii – w 1971 r. – zawodnik NFL umarł podczas meczu. Przyczyną była jednak wada serca, a nie kontuzja (notabene wtedy mecz wznowiono). Kaski i ochraniacze skutecznie chronią graczy przed natychmiastową śmiercią. Ale tylko na najwyższym poziomie rozgrywek.

Mało kto wie, że co roku na boiskach umiera kilkunastu graczy futbolu – w rozgrywkach szkolnych. W 2021 r. na poziomie szkoły średniej (high school) czterech zawodników zmarło w wyniku urazów mózgu, ośmiu po zatrzymaniu akcji serca, a trzech – z innych przyczyn. Do tego trzeba dodać dwa zgony na poziomie uniwersyteckim. Od 1931 r., odkąd prowadzone są statystyki, śmierć poniosło prawie 2 tys. młodych chłopaków.

Futbol amerykański wielokrotnie zmieniał zasady i stroje graczy, żeby ograniczać ryzyko. Ale nie da się go całkiem wyeliminować, bo istotą gry jest fizyczne starcie. Mecz to wojna o terytorium. Celem drużyny atakującej jest przedarcie się z piłką przez całe boisko, aż do przeciwnego końca. Druga drużyna broni terytorium. Granicę zdobyczy wyznacza położenie piłki. Dopóki zawodnik z piłką trzyma się na nogach, dopóty jego drużyna może kontynuować ofensywę. Kiedy zostanie powalony, akcja zostaje wstrzymana i grę wznawia się od tego właśnie miejsca.

Na początku XX w., gdy nie było jeszcze NFL, grały przeciwko sobie najlepsze uniwersytety, takie jak Harvard, Yale czy Princeton. Powszechnie stosowana była taktyka klina, która polegała na tym, że zawodnicy drużyny atakującej (z piłką) tworzyli zbitą masę ludzką, łapali się za ramiona i ruszali taranem – na ludzki mur stworzony przez przeciwników.

Fanem nowej dyscypliny był ówczesny prezydent Theodore Roosevelt. „Lubię twarde, męskie sporty i nie będę się rozczulać nad zawodnikami, którzy dostają łupnia, pod warunkiem oczywiście, że schodzą z boiska żywi” – mówił w 1903 r. Nie wszyscy jednak schodzili żywi. Jak raportowała gazeta „Chicago Tribune”, w 1904 r. zginęło na boiskach 18 graczy, a 159 odniosło poważne obrażenia (kask stał się obowiązkowy dopiero cztery dekady później).

Z powszechnej brutalności wyłamywali się tylko gracze z Carlisle w Pensylwanii. W tamtejszej szkole, założonej w 1879 r., uczyli się młodzi Indianie siłą zabrani z rezerwatów i „ucywilizowani”. Na dzień dobry obcinano im włosy i ubierano w europejskie stroje, zgodnie z dewizą założyciela szkoły gen. Richarda Pratta: „Zabij Indianina w Indianinie, żeby uratować człowieka”.

Indianie z Carlisle byli raczej drobnej budowy ciała; nie mieli szans staranować rywali. Zwyciężali sprytem. Np. wchodzili na boisko w bluzach, na których widniały piłki, dlatego w powszechnym chaosie trudno było się zorientować, gdzie jest ta prawdziwa. Inny trik Carlisle polegał na tym, że przed gwizdkiem wznawiającym grę Indianie zbierali się w kupę, jeden z nich chował piłkę pod bluzę, po czym zaraz rozbiegali się we wszystkie strony i znowu przeciwnicy nie wiedzieli, kto ma piłkę.

Drużyna z Carlisle wygrywała z Harvardem, Yale i West Point. Dlatego poirytowani organizatorzy rozgrywek wprowadzali nowe reguły, które miały wyeliminować „indiańskie triki” (np. zakaz chowania piłki po bluzę). Ale niektóre z nich zostały zalegalizowane, np. zezwolono na rzut piłką w powietrzu (do kolegi z własnej drużyny). To był punkt zwrotny w historii dyscypliny. Futbol przestał być tylko brutalną przepychanką, doszedł element zręczności, szybkości, nawet baletu, który przesądził o jego widowiskowości.

Lewicowi intelektualiści uważają, że popularność futbolu amerykańskiego jest przejawem „toksycznej męskości” i kolejnym dowodem na amerykańską fascynację przemocą. To dzięki przemocy Amerykanie stworzyli najpotężniejszy kraj świata, zamknęli Indian w rezerwatach, batożyli niewolników, zgromadzili 300 mln sztuk broni w domach, akceptują wojnę jako metodę rozwiązywania konfliktów itd.

„Za 25 lat nikt nie będzie jadł czerwonego mięsa i nikt nie będzie grał w futbol amerykański” – prorokował kilka lat temu na festiwalu literackim w Nowym Jorku ceniony pisarz Malcolm Gladwell. Jednakże nawet na sali pełnej jego czytelników oklaski były znikome.

W krytyce futbolu Gladwell zapewne ma rację. Ale popełnia błąd, zakładając, że za 25 lat ludzie będą racjonalni. Futbol amerykański nie zniknie, bo przestał być tylko sportem, a stał się celebracją „amerykańskości” czy „wyjątkowości Ameryki” – we wszelkich jej dobrych i złych aspektach. Przed każdym meczem murawę przykrywa gigantyczna flaga narodowa, gwiazdy popu odśpiewują hymn, żołnierze paradują w strojach galowych, a cheerleaderki w skąpych spódniczkach, nad stadionem przelatują myśliwce itd. Podczas meczu zawodnicy są twardzi i solidarni – jak każdy porządny Amerykanin.

Futbol jest również przeżyciem zbiorowym w skali mikro. Ludzie oglądają mecze z sąsiadami, popijając piwo i miło spędzając czas. Sprzyja temu nawet szarpany rytm gry – zwykle po kilku sekundach gracz z piłką leży już powalony; następuje długa przerwa na rozmowy, żarty i domowe analizy. A że ktoś coś złamie albo kiedyś będzie miał demencję? Przecież grają na ochotnika i zarabiają miliony... Ameryka to wolny kraj!

Polityka 7.2023 (3401) z dnia 07.02.2023; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Wstrząśnięci"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama