Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Bruksela pokazuje nowy budżet na lata 2028–34. Polska na sporym plusie

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen European Commission / Facebook
Komisja Europejska zaproponowała rewolucję budżetową, ale Polska może liczyć na kopertę krajową o wielkości podobnej do puli z budżetu trwającej siedmiolatki.

Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, zaprezentowała w środę projekt unijnego budżetu na lata 2028–34. Rozpoczęła tym samym dwuletnie negocjacje z krajami UE i europosłami, które skończą się zapewne w 2027 r. na budżetowym szczycie UE. „Polska w nowym budżecie pozostanie największym beneficjentem w krajowych i regionalnych programach partnerstwa” – zapewniał Piotr Serafin, komisarz UE ds. budżetu.

Czytaj także: „Jeśli jesteś słaby, to cię zje”. Unia szykuje się do potyczki z Trumpem. Nie jest bez szans

Polska na sporym plusie

Komisja na razie nie przedstawia przewidywań, na jakie pieniądze dla każdego kraju UE przełożą się nowe reguły oraz ogólne kwoty na poszczególne priorytety wpisane w nowym budżecie. Ale według nieoficjalnych i wstępnych szacunków Polska może liczyć na ok. 110 mld euro w połączonej puli dotychczasowej polityki spójności oraz wspólnej polityki rolnej. To byłoby mniej więcej tyle, ile Warszawie przypada w siedmiolatce budżetowej 2021–27. Tym samym stanowczo pozostaniemy beneficjentem netto, choć przy tych rachubach należy uwzględnić wzrost – uzależnionych od coraz większego polskiego PKB – składek do wspólnej unijnej kasy. Polska składka za ten rok jest prognozowana na poziome 4–5 mld euro.

Wielką nowością projektu budżetu 2028–34 jest zaimportowanie do polityki spójności oraz rolnej (z pewnym wyjątkiem dla płatności bezpośrednich dla rolników, które pozostaną bez większych zmian) reguł gospodarowania funduszami z KPO. Chodzi o uzgadnianie między Brukselą a krajem UE określonych inwestycji oraz – to nowość dla polityki spójności – reform wpisanych w kamienie milowe, od osiągnięcia których będą uzależnione płatności.

Częścią partnerstw krajowych mają być „partnerstwa regionalne”, czyli reformy i inwestycje skonsultowane z – w przypadku Polski – samorządami wojewódzkimi. Ustanowienie podziału obowiązków między rządami a regionami w zarządzaniu funduszami będzie w gestii poszczególnych krajów.

„Partnerstwa” mają ułatwić państwom Unii przesuwanie pieniędzy z budżetu UE na wybrane przez siebie priorytety, ale Bruksela wprowadza gwarancje dolnych pułapów finansowania dla regionów najbiedniejszych lub leżących przy wschodniej granicy UE. A jednocześnie „partnerstwa” mają odciążyć Komisję Europejską w zarządzaniu inwestycjami z funduszy unijnych. Jednak w Parlamencie Europejskim już podnosi się bunt przeciw planom odejścia od tradycyjnej polityki regionalnej (w Polsce 40 proc. funduszy UE jest zarządzana przez marszałków województw).

Czytaj także: Europa będzie się zbroić. Niemiecka rewolucja w sprawie długu. Węgry zostały na szczycie same

Co się nie podoba?

Komisja zaproponowała przeznaczenie 410 mld euro na Fundusz Konkurencyjności, którego częścią ma być 131 mld euro na inwestycje związane z obronnością i przemysłem zbrojeniowym oraz z przemysłem kosmicznym.

Fundusz Konkurencyjności, który ma wspierać rozwój branż strategicznych, w tym czystych technologii, sztucznej inteligencji czy biotechnologii, zasadniczo nie będzie się opierać na pulach krajowych, lecz na konkurencji firm, projektów i inwestycji o pieniądze zarządzane centralnie z Brukseli. Polska miała z tym dotychczas problem, a teraz zamierza zabiegać, by szanse na duże wsparcie z Funduszu Konkurencyjności miały też branże i mniejsze firmy obecne u nas.

Projekt budżetu na okres 2028–34 to 1816 mld euro (w cenach z 2025 r.), czyli 1,26 proc. unijnego dochodu narodowego brutto (DNB), podczas gdy budżet na okres 2021–27 to 1,1 proc. Ale Komisja chce zwiększyć wydatki budżetowe oraz zacząć spłacać dług zaciągnięty przez UE na Fundusz Odbudowy (to pochłonie 168 mld euro w latach 2028–34) bez znacznego zwiększania składek krajów UE do wspólnej kasy, które dotychczas pokrywają ok. 70 proc. jej potrzeb. Dlatego zaproponowała pięć nowych źródeł wpływów – część dochodów z handlu zezwoleniami na emisje ETS (bez systemu ETS2 dla mieszkalnictwa i transportu drogowego, który jeszcze nie wszedł w życie), z granicznej opłaty węglowej ściąganej przy imporcie do Unii, z nowej akcyzy na wyroby tytoniowe (chodzi o wyroby poza papierosami, które już wszędzie są nią obłożone) oraz opłatę od firm z co najmniej 100 mln euro rocznego obrotu i opłatę krajów UE od nierecyklingowanych e-śmieci.

Finansowanie budżetu z ETS bardzo nie podoba się Polsce, ale ma wielu zwolenników w zachodniej części Unii. Z kolei ściąganie pieniędzy z akcyzy zapewne wzbudzi protesty wielu ministrów finansów. Podobnie kontrowersyjne jest ściąganie „opłaty za korzystanie ze wspólnego rynku” od wielkich firm. Jeśli jednak kraje UE nie porozumieją się do 2027 r. w sprawie tych nowych wpływów do budżetu UE, nad polityką spójności może zawisnąć ryzyko odebrania części pieniędzy na spłatę unijnego długu zaciągniętego na Fundusz Odbudowy.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Pomówmy o telefobii. Dlaczego młodzi tak nie lubią dzwonić? Problem widać gołym okiem

Chociaż młodzi niemal rodzą się ze smartfonem w ręku, zwykła rozmowa telefoniczna coraz częściej budzi w nich niechęć czy wręcz lęk.

Joanna Podgórska
07.12.2025
Reklama